20

  11.11.2020

Michał znudzony patrzył na awanturującą się pijaną kobietą z nizin społecznych ze swoim synem, który trzymał w ręku nóż. Pewnie był pod wpływem jakiś psychotropów. Nic nie rozumiał z ich bełkotów. Sytuacja była napięta, gdyż specyficzna rodzina przeniosła swoje porachunki na klatkę schodową i terroryzuje tym sąsiadów. 
A: Pojebie mnie... - Michał zerknął na partnera. Adrian był sfrustrowany od kilku dni, ponieważ zarysował samochód służbowy, a panna która mu się podobała spławiła go. Wiedział, że jeśli nie zareaguje szybciej niż on może wyładować się na rodzince. A nie chciał kłopotów.  
Mi: Czas to kończyć...- Oderwał się plecami od auta, gdy zawibrował mu telefon. Uśmiechnął się widząc kto dzwoni. Od razu postanowił odebrać i usłyszeć jej głos. 
Mi: Co tam Martynko? Stęskniłaś się?- Zaczepił ją w swoim stylu. Jednak radość nie trwała długo, bo usłyszał jej pociągnięcie nosem. 
M: Pomóż mi...- Pisnęła cicho. Głos się jej łamał. 
Mi: Co się dzieje? - Teraz był poważny. Usłyszał jej krzyk. Oblał go zimny pot. Ścisnął mocniej telefon.
Mi: Martyna co się do cholery dzieje?!- Zaniepokoił się brakiem odpowiedzi. Zauważył mordercze spojrzenie kolegi, które zignorował. 
M: Jan... - dyszała ciężko. 
Mi: Gdzie jesteś!?
M: W domu... On tu jest... Próbuje się włamać... Boje się... - Płakała. Serce mu podskoczyło, ale opanował emocje żeby nie wystraszyć bardziej kobiety. Zerknął na zegarek. Maksymalnie do 15 minut będą u niej jeśli nie będzie korków. Wsiadł do auta i głową wskazał Adrianowi radiowóz. Widział jego grymas.
Mi: Posłuchaj mnie! Idź do pomieszczenia gdzie nie ma okien, lub tam gdzie czujesz się najbezpieczniej. Schowaj się tam. Do szafy, pod łóżko, gdziekolwiek. Bądź cicho. Weź coś czym możesz się bronić. Jestem na interwencji niedaleko. Jakieś 10 minut od ciebie. Już jadę i wysyłam patrol. Wytrzymaj i nie bój się. Trenowałaś, więc potrafisz się bronić. Nie jesteś bezbronna. Walcz. Nie pozwolę cię mu skrzywdzić. Rozumiesz!? 
M: Boję się...
Mi: Wiem... Jestem w drodze. Zaraz będę. Zrób jak ci mówię. On może być niebezpieczny więc to nie przelewki.- Usłyszał cichy szloch. 
Mi: Hej... Zaraz będę... wytrzymaj jeszcze chwilę. - Był łagodny. Rozłączył się. Zmierzyli się.
A: Tylko mi nie mów, że to ona... ta zwichrowana? - Zapiął pas.
Mi: Zamknij mordę i wezwij najbliższy patrol. 
A: Chyba nie jedziemy do niej?! To nie nasza sprawa! Zadysponujemy kogoś! Mamy tutaj co robić!- Michał ruszył nie reagując na protesty partnera. Wybrał numer Szymona. 
Sz; Co jest?
Mi: Jedź do Martyny natychmiast! Jan jest pod jej domem, a ona ma atak paniki. 
Sz: Kurwa! Miałem być u niej wcześniej, ale coś mi wypadło... Jestem niedaleko jej domu. 
A: Nasz szef też jej wierzy? Czy wy myślicie tylko fiutem? Ona ma zielone papiery! Nie można ocenić co jest prawdą! Może ma urojenia.- Michał ostro zahamował. 
Mi: Wypierdalaj z auta, albo zamknij mordę! - Adrian się zjeżył.
A: Ryzykujesz dla świruski dużo, wiesz o tym? - Michał patrzył zimnym wzrokiem na niego.
Mi: Zamykasz się, czy mam ci pomóc wysiąść?- Adrian kpiąco uniósł ręce w górę. Jechali w ciszy. Mężczyzna uznał, że wyjaśnią sobie jego nienawiść do Martyny później, gdy sytuacja będzie opanowana. Kiedy dojechali pod dom, Szymon już był. Sprawdzał z bronią w ręce posesję. Michał próbował się dodzwonić do Martyny. Nie odebrała. Przełożony popatrzył na niego. Pokręcił głową, ale spróbował raz jeszcze. Nic.
A: Co robimy? 
Sz: Teren czysty, może jest gdzieś w tych krzakach... Trzeba wezwać wsparcie, żeby teren przeszukali.- Michał wziął krótkofalówkę i wezwał techników.
A: Nie przesadzasz? On już dawno mógł nawiać... To jasne, że czekać nie będzie na nas... Myślisz, że on nie wie, że dwóch policjantów ślini się do świruski!?- Szymek doskoczył do niego.
Sz: Wróć lepiej do auta i przedyskutujemy twoje podejście do ofiary na komendzie. 
A: Róbcie co chcecie! Chłop zapadł się pod ziemię, a wy myślicie, że on planu nie ma! - Machnął ręka i poszedł do auta. 
Mi: Dupek...
Sz: Najgorsze jest to, że Adrian ma racje. On nawet swoich rzeczy nie wziął od niej z domu. Ma prawa do domu... Coś tutaj nie gra... - Michał  tego nie wiedział. Kiwnął tylko głową. Był zły, że Szymon wie więcej od niego. Szymek ruszył do drzwi i zaczął wołać Martynę. Adrian dołączył do nich pod drzwiami. 
Mi: Ona nie usłyszy... - Policjanci popatrzyli na niego. wiedzieli, że ma uszczerbek na słuchu ale nie jakiś ogromny. Michał westchnął.
Mi: Gdy się denerwuje i stresuje to uszczerbek się pogłębia i przestaje słyszeć całkowicie...
Sz: Czemu o tym nic nie wiem?- Zdenerwował się. 
Mi: Czy to ważne...
A; Jak wejdziemy do środka?- Zastanowili się. Michał wysłał jej wiadomość, że są pod drzwiami i czekają aż ich wpuści. "Jest czysto. Jana nie ma." Po chwili usłyszeli szybkie kroki na schodach. Odetchnęli gdy wpuściła ich do środka. Szymon zamknął drzwi. Patrzyła na mężczyzn zapłakana. Szukała wzrokiem spojrzenia Michała. Drżała. Miała na sobie cienką czarną koszulkę nocną. Michał zauważył jak opadło jej ramiączko. Musiał się skupić, odezwać, ale ubiegł go Szymon. 
Sz: Spokojnie... Już jesteśmy...- Ale nie słuchała. Rzuciła się i objęła szlochając Michała. Stał osłupiały. Nie wiedział co zrobić przy kolegach, żeby nie dowiedzieli się jak ważna jest dla niego. Gdyby tylko ją objął to po pierwsze by jej nie puścił i wszyscy by wiedzieli i mogło by to jej zaszkodzić. Poza tym nie ma prawa jej robić mętliku w głowie. Walczył ze sobą. Stał nieruchomo. Nawet ręka mu nie drgnęła, żeby poklepać wystraszoną Martynę. Adrian uniósł brew. Szymek mierzył go lodowatym spojrzeniem. Dali jej czas. Była zagubiona. Oderwała się od Michała. Blado się uśmiechnął. To był pokrzepiający uśmiech. 
Sz: Może usiądziemy?- Zaproponował łagodnie. Michał kiwnął głową lekko. Zaprowadziła ich na sofę. Skuliła się. Nic nie mówiła. Patrzyła gdzieś w dal. Adrian podszedł do półki na którym stała ramka ze zdjęciem jej rodziców. Wziął je do ręki i lustrował postacie. 
A: To pani rodzice?- Mężczyźni popatrzyli na niego zdziwieni. 
M: Tak. - Powiedziała bez emocji. 
A: Wyglądali na miłych. - Ścisnął ramkę, gdy kolejny raz przytaknęła. Szymon kucnął przy jej nogach. Wyłapał jej spojrzenie.
Sz: Jesteś cała?- Odpowiedziała twierdząco, ale kiedy wyciągnął rękę z zamiarem dotknięcia jej, odskoczyła. Szymek kiwnął na Michała, który stał z boku i przyglądał się całej sytuacji. Zaproszony wziął koc z fotela i podał go Martynie. Okryła się i podziękowała. 
Mi: Co się stało? - był łagodny. Pociągnęła nosem. 
M: On mi zabierze dom rodziców...- Znowu wybuchła płaczem. Było to zbyt wiele dla niej. Jedyne co ma, może stracić. 
Mi: Nie ma takiej opcji. - Był stanowczy. Szymek prychnął. Zmierzyli się. 
Mi: Dlaczego mi nie powiedziałaś o domu?
M; Myślałam, że wiesz... - Przerwała i pisnęła gdy światła odbiły się od okien. Michał ją uspokoił i wytłumaczył, że wezwali wsparcie na wszelki wypadek. 
A: Pójdę ich odwołać.- Szymek popatrzył, czy wyszedł, a potem zwrócił się do kobiety.
Sz: Pokaż mu dokumenty. On akurat może ci pomóc odzyskać dom. - mówił to niechętnie. Martyna popatrzyła pełnym nadziei wzrokiem na przyjaciela. Michał uśmiechnął się. 
Mi: Postaram się załatwić sprawę, ale jak to się stało?
M: Po tym jak załatwił mi zielone papiery i nafaszerował lekami z doktorem, dał mi różne papiery do podpisania, wypisy, dokumenty ze szpitala i między tym podsunął dokument o domu... Byłam naćpana lekami. Oni pokazywali gdzie podpisać a ja podpisywałam, bo wszystko było mi jedno... Nie czytała bo nawet nie miałam jak...- Michał zacisnął pięści...
Mi: Dlatego nie chciałaś od niego odejść? Nie chciałaś pomocy, zeznawać?
M: Tak... Bałam się, że zabierze mi dom rodziców... Nie mam gdzie iść... Nie mam nic... Rodziny... Przyjaciół... Jestem tylko laską z bidula... Poza tym raz już policja mi nie uwierzyła i zostałam na jego pastwę... Co ja teraz zrobię?
Mi: Nie możesz tutaj zostać... To nie jest bezpieczne. Musisz się spakować Martyna... On może wrócić...- Nie zauważyli, że wrócił Adrian.
A: Nawet nie może, tylko wróci, skoro to jego dom.- był brutalny, ale miał rację.. 
M: Nie wiem co mam zabrać... nawet nie mam dokąd pójść...
A: Są hotele. 
Sz: Zamknij się w końcu. Zrobimy tak. Zostanę tutaj z tobą do rana. Pomogę ci się spakować i zabiorę cię w bezpieczne miejsce jak poprzednio, dobrze?
M: Nie znajdzie mnie?
Sz; Nie ma szans. Tylko ja będę wiedział gdzie jesteś.- Michałowi ten pomysł się nie podobał. Martyna odczytała wyraz twarzy mężczyzny. 
M: Nie... Nie mogę być daleko od domu... Tutaj mam pracę. Zrozum... 
Sz: Dobrze. W takim razie rano pomyślimy co zrobić. Czas odpocząć i zebrać myśli. Możecie wracać na komendę. - Odprawił kolegów. Martyna patrzyła na Michała. 
Mi: Przyjadę rano. Jestem pod telefonem, możesz śmiało pisać i dzwonić.- Patrzył jej głęboko w oczy.
Sz: Nie będzie takiej potrzeby, bo będę tutaj. - zmierzyli się. Adrian odchrząknął i wskazał drzwi. 
A: Żebyście się nie pobili...- Janicki zgasił go wzrokiem i minął. Martyna jakby sobie o czymś przypomniała i podeszła do partnera przyjaciela. 
M: Znasz moich rodziców? - mężczyzna na niepoznakę ruchem głowy zaprzeczył jednak zwrócił się do niej cicho.
A: Myślałem, że ich znam... ale może sobie przypomniesz. - Szepnął i wyszedł. Była skołowana. Całe to zajście zmiotło ją z nóg. Położyła się na sofie. Szymek siedział na fotelu i po cichu przeglądał telefon. Słowa Jana i Adriana na przemian dźwięczały jej w głowie.

Komentarze