Rozdział 7

Czwartek 16.07.2011 godz. 23:12

 Na zewnątrz było już ciemno. Gwiazdy oświetlały pięknie góry. Szła powoli za nim. Co jakiś czas zerkał na nią, sprawdzając czy idzie i daje rade, ponieważ szpilki ją bardzo obtarły.
K: Gdzie ty mnie ciągniesz?
Z: Boże, ale ty marudzisz…
K: Ja?
Z: Ile jeszcze? Gdzie ty idziesz? Gdzie mnie ciągniesz? Wiesz która jest godzina?- patrzył rozbawiony na brunetkę.
K: Zrozumiałam kapralu!
Z: Ej teraz to mi pojechałaś…
K: Powninieneś się już przyzwyczaić…
Z: Przeginasz…
K: Wiem.- dorównała w końcu jego szybkim krokom.
Z: Zołza!
K: Przepraszam, ale wiesz, że ja bardzo lubię ci docinać.
Z: Ok. I żeby mi to było ostatni raz! Wrócimy przed 1 w nocy do hotelu, więc się martw.
K: Zgoda!- zobaczyła przed sobą most.-oczy jej się świeciły. Z uśmiechem popatrzyła na Zane.
Z: Jest! Podoba ci się! Dzięki Ci Boże! Nie zabije mnie!- klepnęła go w ramie i weszła na most. Zatrzymal się na samym środku. Popatrzyła dookoła. Po drugiej stronie było kilka domów. Pod  mostem była rwąca rzeczka. Nie zauważyła, że Zane stoi obok niej.
Z: Widzisz ten dom?- pokazał ręką na domek, w którym świeciło się światło. Ktoś stał na balkonie. Potwierdziła.
Z: To mój dom!
K: Śliczny. Typowo góralski jak na mieszczucha.
Z: Kiedyś go nie lubiłem.
K: To po co mieszkasz w hotelu skoro masz tutaj dom?
Z: Chciałem spedzić czas z wami a nie z mamą, którą odwiedziłem. Prwie nie widuję Ashley i Dana i głupio się przyznać, ale tęsknie za nimi. Mam taką pracę i nawał obowiązków, ze nie mam czasu na życie prywatne…
K: Wiem o czym mówisz. Mogę zadać ci ostatnie pytanie, żeby nie było, że jestem wścibska?
Z: Tak, pewnie. Nie uważam, że jesteś wścibska, bo znasz granice pytań. I liczę, że kiedyś będę miał okazję ci się odpłacić. Ale pytaj- puścił jej oko.
K: Ciągle mnie ciekawi czemu wybrałeś wojsko i nagle zrezygnowałeś dla bycia antyterrorystą?
Z: Mądre pytanie. Mój ojciec służył w wojsku jak na złość u desantów. Zawsze chciałem być taki jak on. Tyle, że ja sprawiałem problemy, buntowałem się, ale spotkałem odpowiednich ludzi, którzy pokazali mi co w życiu jest ważne i powiedzieli, żebym nie zaprzepaścił tego co robił ojciec… Zmotywowało mnie te słowa do działania. Ukończyłem studia na zmianę z wojskiem na AON-ie. Wyjechałem na misję. Tam tak los się potoczył, że zostałem zauważony przez jednego z generałów. Stałem się jego prawą ręką. Z pola bitwy przenieśli mnie do bazy gdzie dużo czasu spędziłem na logistyce, planowaniu. Nie mam pojęcia skąd generał dowiedział się, że na Stalowej szukają nowego dowódcy Plutonu Szturmowego Samodzielnego Pododdziału Antyterrorystycznego, ale polecił mnie. Miłem mało czasu na podjęcie decyzji, ale trzeba w życiu próbować nowych rzeczy… A poza tym moja mama bardzo przeżywa moje wyjazdy z kraju i sama doradzała mi policję. Tyle, że nie wie jaki to wydział. - słuchała uważnie ateka, który z powagą opowiadał o swojej karierze w służbie.
K: Rodzice powinni być z ciebie dumni, zwłaszcza tata, że syn poszedł w jego ślady..- posłała mu uśmiech.
Z: Mam taką nadzieję, ale tego nie dowiem się… mój tata zginął na służbie.- Kate zerknąła na niego. Zwiesiła głowę widząc jego zbolałą minę.
K: Bardzo mi przykro… nawet nie wiesz jak bardzo. Nie powinnam była zaczynać temtu- teraz Zane wpatrywał się w jej twarz.
Z: Kate spokojnie… Nic nie szkodzi, skąd mogłaś wiedzieć, że on nie żyje...
K: Wiem jak cię to boli… z własnego doświadczenia.- Zane chciał coś powiedzieć, ale Kate uniosła rękę na znak, żeby jej nie przerywał. Uszanował prośbę.
K: Mój tata też był żołnierzem i zginął kiedy miałam 12 lat. Służył w siłach powietrznych.- atek nie wiedział co powiedzieć. Widział smutek w jej oczach, który szybko zmienił się w powagę i ukrywanie emocji. Złapał ją za rękę. Nie protestowała.
K: No, ale chyba nie będziemy się smucić.- wypaliła. Dobrze szło jej ukrywanie prawdziwych uczuć i emocji. Nie pozwała im wejść na głowę. Wolała, żeby ludzie myśleli, że jest bez uczuć niż jakimś słabeuszem. Praca dodatkowo wzmocniła jej odporność. Widok krwi, trupów, przestępców, płaczących ludzi uodpornił ją- przynajmniej stwarzała takie pozory. Nauczyła się, że pracy nie można wynosić do domu, ponieważ idzie oszaleć i były takie przypadki.
Z: Oczywiście, że nie. Za ładny dzień, a raczej noc na smutek.- posłał jej lekki uśmiech. Był zaskoczony smutnym wyznaniem kobiety, zarazem się cieszył, że była z nim szczera i odważyła się powiedzieć coś o sobie.
K: Trzeba wracać powoli do domu.- zerknęła na niego nie pewnie.
Z: Popatrz tam- pokazał jej wzrokiem pięknie oświtloną gwiazdami górę. Kate opierała się rękami o balustradki. Żołnierz stojąc za nią objął ją w taki sposób, że nie miała gdzie uciec. Trzymał ją między ramionami, ale tak że ręce miał oparte balustradki. Policjantka się wzdrygnęła.
K: Co ty robisz?
Z: Tylko podziwiam widoki.
K: I dlatego musisz mnie trzymać?
Z: Kate, ale ja cię nie trzymam, ręce mam oparte o balutradkę.- musiała mu przyznać racje. Jest sprytny. Jednak nie przeszkadzało jej w cale, że jest blisko niej.
K: I co takiego wypatrzyłeś?- zapytała zaczepnie. Zane uśmiechał się kacikiem ust. Lubiła ten jego pewny siebie uśmiech.
Z: Uroczą brunetkę, która mnie nie lubi.- popatrzyła mu w oczy.
K: Kojarzę ją, ale tylko z widzenia. Mówisz, że cię nie lubi? Czemu?- zaśmiał się.
Z: Sam bym to chciał wiedzieć.
K: Wiesz, wydaje mi się, że ona cię lubi, ale drażnisz ją i wkurzasz.
Z: Lubisz mnie?- zapytał radośnie.
K: Tak obiło mi się o uszy, ale może to tylko plotka.- parsknęli śmiechem.
Z: Zawsze to jakieś pocieszenie i plus, nawet jeśli to tylko plota.
K: Skoro tak mówisz.
Z: Znowu marudisz, ale nie żebyś się skarżył.
K: Oczywiście!- poważnie pokiwała głową. Zane śmiał się. Podobał się im dzisiejszy wieczór i spacer. Nareszcie trochę lepiej się poznali.

Komentarze