Wtorek 28.07.2011 Godz.
16:40
B: Partnerko, nie wiem czy wiesz, ale bardzo ładnie się złościsz.- Cmoknął ją w policzek i podał spaghetti. Był świetnym kucharzem. I zawsze wiedział, czym ma przekupić.
K: Zapraszam.- Ręką wskazała mieszkanie. Billy zaśmiał się. Przygotowała kieliszki, talerze i co chwilę próbowała pysznego sosu.
B: Zaraz ktoś straci rękę.
K: Jak ty robisz ten sos!? Mi nigdy nie wychodzi.- Cieszyły go pochwały kobiety.
B: Bo ty nie masz cierpliwości. A do gotowania jak do kobiety trzeba z sercem.- Wywróciła oczami.
K: Ja nie mam cierpliwości?! Jestem twoją partnerką, więc chyba mam jej za dużo!
B: Nie dostaniesz obiadu za to!- Zaczęli się śmiać. Billy zaniósł talerze do salonu. Nie jadł tylko obserwował jak Kate zajada się jego spaghetti.
K: Pycha! Kocham twoją kuchnie White!
B: Bardzo się cieszę, że ci smakuje. Wiesz nic straconego… Ja jestem wolny i ty jesteś…- popatrzyła mu w oczy. Ile razy już mówiła mu, że w pracy nie szuka miłości. A on ciągle to samo. Potrzebowała stabilizacji, której on niestety nie może jej zapewnić. Jest jej partnerem i dobrym przyjacielem, ale to by było wszystko.
K: Która ci dała kosza?- Starała się załagodzić sprawę. Billy zawsze podrywał wszystkie policjantki i sekretarki. Każda z nim spała i była na jakiś czas.
B: Z nikim się nie spotykam. Jestem sam jak palec.
K: Chyba ci współczuję.- Kąśliwie skwitowała kolegę. Z udawanym oburzeniem wypił kilka łyków wina.
K: Billy powiesz mi jedną rzecz?
B: Tak, jesteś piękna.- Zmierzyła go wzrokiem, a on się zaśmiał. Musiał jej odpłacić i próbować na niej flirtu, który w przypadku innych pań się sprawdza.
B: Mów, co cię gryzie?
K: Co to za śledztwo, w którym nie biorę udziału?- Prychnął.
B: Nie oglądałaś wiadomości, ani radia nie słuchałaś?
K: Niestety… Mam głowę zajętą czymś innym.
B: Cichy napad na bank. Zero śladów, nagrań na kamerach, pieniądze brane tylko z wybranych kas, a wszystko działo się bardzo szybko. Jak twierdzi nowy dowódca ateków, że ktoś kierował akcją z zewnątrz i musiał mieć dokładne plany.
K: I jak współpraca?- Starała się nie pokazywać po sobie, że interesuje ją temat nowego antyterrorysty.
B: Jest cholernie dokładny i dobry. Wiesz, że to wojskowy?
K: Skąd mam to wiedzieć?
B: Kapitan Zane Stone.- Kate zamilkła przypomniała sobie jak się śmiała z niego, że jest kapralem, plutonowym… A tu takie zaskoczenie.
K: To jest po szkole oficerskiej skoro ma stopień oficera młodszego.
B: Podobno jest świetnie wyszkolony i widać po nim, że jest pewny siebie. Wieje od nim wojskiem i takim spokojem w podejmowaniu decyzji.- Doskonale wiedziała o czym mówi, ponieważ sama wielokrotnie się o tym przekonała jak starała się wyprowadzić Zana z równowagi.
B: Co tu dużo mówić przyda się nam taki człowiek, tylko ciekawi mnie czemu zostawił wojsko skoro jest na takim wysokim stopniu.
K: Może szukał nowych wrażeń?- była zaskoczona słowami i to pochlebnymi z ust Billego. On prawie nigdy nie chwalił nikogo. A Zane też nigdy nie powiedział jej jaki ma stopień… Teraz rozumiała dlaczego dostał się do policji bez problemów.
B: To źle trafił… Musisz go poznać.- zerknął na zamyśloną partnerkę. Ciągle nie mogła uwierzyć, że z Zana taka szycha.
K: W swoim czasie wszystko.
B: Czuje, że mi odbije wszystkie kobiety na Stalowej…- skrzywił się pijąc wino. Kate popatrzyła na niego rozbawiona.
K: Podzielicie się jakoś.
B: On może je wyrywać na historie o misjach a Afganistanie, przygodach w wojsku… A ja będę musiał się strać go przebić.- parsknęła śmiechem.
K: Pocieszyć cię?
B: Tak…
K: Jest od nas tylko o jeden stopień wyżej. A poza tym my też robiliśmy szkoły i różne szkolenia na odznaczenia.
B: Myślałem, że mnie przytulisz…
K: Marzenie. Ciasta?- Kiwnął twierdząco głową i pomógł pozbierać naczynia Kate. Stanął na przedpokoju i popatrzył na sekretarkę Kate. Od lat nikt już nie używał sekretarki. Paliła się czerwona lampka.
B: Kate wiesz, że już nikt nie ma w domu sekretarki?
K: Serio? Wiesz od ilu mam ją lat i zawsze się przydaje.- zerknęła na niego idąc po resztę naczyń.
B: Masz na niej wiadomość. O ile dobrze pamiętaj jak działa ten antyk.- dociął brunetce.
K: Widzisz jednak ludzie jeszcze zostawiają wiadomości. Jeśli to nie problem to włącz, bo nie mam wolnej ręki. To pewnie Ashley.- Przycisnął odpowiedni guzik. Kate weszła do przedpokoju z naczyniami i zamarła. Z rąk wypadła jej tacka z talerzami. Popatrzyła przerażonym wzrokiem na partnera. Cała drżała. Billy bez słowa objął ramieniem partnerkę. Z sekretarki wydobywał się głos Sroki. Miała kilka wiadomości od niego. Jego głos i sposób w jaki do niej mówił… Bała się. W każdej wiadomości mówił jej, że ją zniszczy, pożałuje. Ciągle tylko gadał o barcie i o tym jak bardzo będzie cierpiała. Sam Billy skrzywił się słysząc okrutne słowa przestępcy.
B: Chodź.- Pociągnął ją lekko za sobą do sypialni. Usiadła wystraszona na łóżku, a Billy kucnął naprzeciw niej.
B:Muszę zadzwonić do Nata. Dasz radę zostać na chwilę sama?- Patrzyła dalej w szoku na niego. Kiwnęła głową. Właśnie zaczął się jej największy koszmar. Nie mogła się pozbierać w garść. Za bardzo się wystraszyła. Słyszała jak Billy rozmawia z Natem i z trudem panuje nad emocjami. Nie pomagała jej świadomość, że nawet Billy się przejął.
B: Już jestem.- stanął w drzwiach. Patrzyła ze zbolałą miną na mężczyznę. Znali się na tyle, że rozumieli się bez zbędnych słów.
K: Boję się…- Wykrztusiła z siebie łamiącym się głosem.
Od piątku nie rozpakowała koperty. W skrzynce na listy
znalazła jeszcze dwie. Bała się otworzyć korespondencję. Jednak chyba już czas,
żeby się przełamać. Mogą tam być jakieś ważne informacje dla nich. Przełamała
swój strach i rozerwała pierwszą. Jednak nie zdążyła jej przeczytać, bo rozległ
się dźwięk domofonu. Szybko schowała listy do teczki, której nikomu nie
pozwalała na Stalowej dotykać. W niej były wszystkie informacje na temat Sroki,
jej osobiste sugestie, notatki. Podeszła i bez pytania, kto wpuściła gościa.
K:, Kogo ja widzę…- stała w otwartych drzwiach.B: Partnerko, nie wiem czy wiesz, ale bardzo ładnie się złościsz.- Cmoknął ją w policzek i podał spaghetti. Był świetnym kucharzem. I zawsze wiedział, czym ma przekupić.
K: Zapraszam.- Ręką wskazała mieszkanie. Billy zaśmiał się. Przygotowała kieliszki, talerze i co chwilę próbowała pysznego sosu.
B: Zaraz ktoś straci rękę.
K: Jak ty robisz ten sos!? Mi nigdy nie wychodzi.- Cieszyły go pochwały kobiety.
B: Bo ty nie masz cierpliwości. A do gotowania jak do kobiety trzeba z sercem.- Wywróciła oczami.
K: Ja nie mam cierpliwości?! Jestem twoją partnerką, więc chyba mam jej za dużo!
B: Nie dostaniesz obiadu za to!- Zaczęli się śmiać. Billy zaniósł talerze do salonu. Nie jadł tylko obserwował jak Kate zajada się jego spaghetti.
K: Pycha! Kocham twoją kuchnie White!
B: Bardzo się cieszę, że ci smakuje. Wiesz nic straconego… Ja jestem wolny i ty jesteś…- popatrzyła mu w oczy. Ile razy już mówiła mu, że w pracy nie szuka miłości. A on ciągle to samo. Potrzebowała stabilizacji, której on niestety nie może jej zapewnić. Jest jej partnerem i dobrym przyjacielem, ale to by było wszystko.
K: Która ci dała kosza?- Starała się załagodzić sprawę. Billy zawsze podrywał wszystkie policjantki i sekretarki. Każda z nim spała i była na jakiś czas.
B: Z nikim się nie spotykam. Jestem sam jak palec.
K: Chyba ci współczuję.- Kąśliwie skwitowała kolegę. Z udawanym oburzeniem wypił kilka łyków wina.
K: Billy powiesz mi jedną rzecz?
B: Tak, jesteś piękna.- Zmierzyła go wzrokiem, a on się zaśmiał. Musiał jej odpłacić i próbować na niej flirtu, który w przypadku innych pań się sprawdza.
B: Mów, co cię gryzie?
K: Co to za śledztwo, w którym nie biorę udziału?- Prychnął.
B: Nie oglądałaś wiadomości, ani radia nie słuchałaś?
K: Niestety… Mam głowę zajętą czymś innym.
B: Cichy napad na bank. Zero śladów, nagrań na kamerach, pieniądze brane tylko z wybranych kas, a wszystko działo się bardzo szybko. Jak twierdzi nowy dowódca ateków, że ktoś kierował akcją z zewnątrz i musiał mieć dokładne plany.
K: I jak współpraca?- Starała się nie pokazywać po sobie, że interesuje ją temat nowego antyterrorysty.
B: Jest cholernie dokładny i dobry. Wiesz, że to wojskowy?
K: Skąd mam to wiedzieć?
B: Kapitan Zane Stone.- Kate zamilkła przypomniała sobie jak się śmiała z niego, że jest kapralem, plutonowym… A tu takie zaskoczenie.
K: To jest po szkole oficerskiej skoro ma stopień oficera młodszego.
B: Podobno jest świetnie wyszkolony i widać po nim, że jest pewny siebie. Wieje od nim wojskiem i takim spokojem w podejmowaniu decyzji.- Doskonale wiedziała o czym mówi, ponieważ sama wielokrotnie się o tym przekonała jak starała się wyprowadzić Zana z równowagi.
B: Co tu dużo mówić przyda się nam taki człowiek, tylko ciekawi mnie czemu zostawił wojsko skoro jest na takim wysokim stopniu.
K: Może szukał nowych wrażeń?- była zaskoczona słowami i to pochlebnymi z ust Billego. On prawie nigdy nie chwalił nikogo. A Zane też nigdy nie powiedział jej jaki ma stopień… Teraz rozumiała dlaczego dostał się do policji bez problemów.
B: To źle trafił… Musisz go poznać.- zerknął na zamyśloną partnerkę. Ciągle nie mogła uwierzyć, że z Zana taka szycha.
K: W swoim czasie wszystko.
B: Czuje, że mi odbije wszystkie kobiety na Stalowej…- skrzywił się pijąc wino. Kate popatrzyła na niego rozbawiona.
K: Podzielicie się jakoś.
B: On może je wyrywać na historie o misjach a Afganistanie, przygodach w wojsku… A ja będę musiał się strać go przebić.- parsknęła śmiechem.
K: Pocieszyć cię?
B: Tak…
K: Jest od nas tylko o jeden stopień wyżej. A poza tym my też robiliśmy szkoły i różne szkolenia na odznaczenia.
B: Myślałem, że mnie przytulisz…
K: Marzenie. Ciasta?- Kiwnął twierdząco głową i pomógł pozbierać naczynia Kate. Stanął na przedpokoju i popatrzył na sekretarkę Kate. Od lat nikt już nie używał sekretarki. Paliła się czerwona lampka.
B: Kate wiesz, że już nikt nie ma w domu sekretarki?
K: Serio? Wiesz od ilu mam ją lat i zawsze się przydaje.- zerknęła na niego idąc po resztę naczyń.
B: Masz na niej wiadomość. O ile dobrze pamiętaj jak działa ten antyk.- dociął brunetce.
K: Widzisz jednak ludzie jeszcze zostawiają wiadomości. Jeśli to nie problem to włącz, bo nie mam wolnej ręki. To pewnie Ashley.- Przycisnął odpowiedni guzik. Kate weszła do przedpokoju z naczyniami i zamarła. Z rąk wypadła jej tacka z talerzami. Popatrzyła przerażonym wzrokiem na partnera. Cała drżała. Billy bez słowa objął ramieniem partnerkę. Z sekretarki wydobywał się głos Sroki. Miała kilka wiadomości od niego. Jego głos i sposób w jaki do niej mówił… Bała się. W każdej wiadomości mówił jej, że ją zniszczy, pożałuje. Ciągle tylko gadał o barcie i o tym jak bardzo będzie cierpiała. Sam Billy skrzywił się słysząc okrutne słowa przestępcy.
B: Chodź.- Pociągnął ją lekko za sobą do sypialni. Usiadła wystraszona na łóżku, a Billy kucnął naprzeciw niej.
B:Muszę zadzwonić do Nata. Dasz radę zostać na chwilę sama?- Patrzyła dalej w szoku na niego. Kiwnęła głową. Właśnie zaczął się jej największy koszmar. Nie mogła się pozbierać w garść. Za bardzo się wystraszyła. Słyszała jak Billy rozmawia z Natem i z trudem panuje nad emocjami. Nie pomagała jej świadomość, że nawet Billy się przejął.
B: Już jestem.- stanął w drzwiach. Patrzyła ze zbolałą miną na mężczyznę. Znali się na tyle, że rozumieli się bez zbędnych słów.
K: Boję się…- Wykrztusiła z siebie łamiącym się głosem.
Komentarze
Prześlij komentarz