Rozdział 24

Poniedziałek 3.08.2011 Godz. 23:21

 Mężczyźni weszli do biura z poważnymi minami. Kate od razu wiedziała, że mają złe wieści.
K: Boże! Tak się o was martwiłam!- Podniosła się z miejsca. Bez słowa nalałam im kawy.
B: Ci idioci nas w pole wywieźli!- Krzyknął wreszcie.
K: Co ty mówisz?
B: Prawdę! Miało być pewne wszystko i dopięte na ostatni guzik. My antyterrorystów zabieramy a tu pusto. Nie ma najmniejszego śladu po Kavce.
K: Technicy sprawdzali miejsce?
N: Tak i nic nie wskazuje na to, że on tam był.
K: A wy oddaliście moje śledztwo takim debilom!- Oburzona zebrała swoje rzeczy i na pięcie obróciła się w stronę wyjścia. Nate złapał ją za ramie. Popatrzyła na niego wymownie.
N: Porozmawiaj z nami.
K: Nie ma o czym rozmawiać. Szkoda, że spierdoliliście moje śledztwo…
N: Kate!
K: Mówię jak jest.
B: Trochę przeginasz.
K: To nie tobie grożą.- Wyszła szybkim krokiem z pomieszczenia. Billemu udało się dopiero dogonić partnerkę przy samochodzie.
B: Co się dzieje?- Mierzył ją.
K: Nic! Mam już dosyć wszystkiego. Jestem już przemęczona, niewyspana i do tego się dowiaduję, że sprawa, której poświeciłam dużo czasu idzie w błoto! – Krzyczała na partnera, który słuchał ją spokojnie. Kiedy skończyła wrzeszczeć, przyciągnął ją do siebie i przytulił? Wyrwała się.
K: Nie, Billy… Nie chcę się rozsypać totalnie. – Wypuścił ją z objęć.
B: To może kolacja?
K: Nie, wybacz muszę pobyć sama. Chcę sobie ułożyć wszystko w głowie.
B: Gdyby coś się działo, albo chciałabyś pogadać to dzwoń o każdej porze.
K: Dzięki.- Odjechała najszybciej jak się dało. Popatrzyła w lusterko. Billy dalej stał i wpatrywała się w jej samochód. Była pewna, że White się czegoś domyśla. Nie da jej spokoju. Pewnie wpadanie do nie w nocy niby przypadkiem, ale sprawdzi, czy jest bezpieczna. Zawsze tak robił, ona z resztą też. To chyba kolejny nawyk policyjny. Zgasiła silnik. Nie miała ochoty wychodzić z pojazdu. Przez szybę wpatrywała się w księżyc. Trochę się uspokoiła. Przymknęła oczy z nadzieją, że wróci do normy. Odruchowo włączyła radio. Jej spokój zaburzył dźwięk telefonu. Zignorowała go. Jednak ktoś nie dawał za wygraną. Wściekła otworzyła oczy i chwyciła telefon. Samochód, który stał przed nią oślepił ją światłem. Przypatrzyła się dokładniej. Nie musiała patrzyć na telefon, bo miała pewność, kto dzwonił. Z czarnego audi wysiadł Zane. Bez słowa otworzył drzwi jej samochodu i wsiadał. Zdziwiona patrzyła na niego.
Z: Często siedzisz w samochodzie?
K: To zależy od dnia. Nie, żebym była niemiła, ale co ty robisz u mnie o północy? Śledzisz mnie?- Zane lekko uniósł kącik ust.
Z: Jechałem za tobą jakiś czas, ale nawet nie zauważyłaś mnie.
K: Serio?!
Z: Poważnie, wyprzedziłaś mnie na skrzyżowaniu, a potem na światłach stałaś koło mnie.
K: Źle ze mną… A ty co tak późno się włóczysz?
Z: O to samo mogę zapytać ciebie. Z pracy wracam.- Skrzywił się.
K: Ciężki dzień?- Popatrzył na nią i pokiwał głową.
Z: Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo.- Tu się mylił. Wiedziała doskonale dlaczego jest zły.
K: Dają ci popalić na Stalowej?
Z: Nawet nie, ale dziś przegięli. Wezwali mnie i moich ludzi na darmo. Zrobiłem plany, rozdzieliłem ludzi, helikopter ściągnąłem a tu okazuje się, że pusto. Nawet nie wiem po co ci to mówię, skoro nie jesteś w temacie.- Przeciągnął ręką po twarzy. Obserwowała go. Faktycznie był zły, ale chyba bardziej zmęczony.
K: Rozumiem cię doskonale. Dziś moja praca też poszła na marne.- Popatrzyli się na siebie.
Z: Lubię z tobą rozmawiać, może to dziwnie zabrzmi, ale ty mnie potrafisz zrozumieć i przy tobie nie potrafię się złościć.- Zatkało ją. Czuł się dokładnie tak samo jak ona. Uśmiechnęła się.
Z: Rozbawiłem cię?
K: Nie, bo dokładnie o tym samym pomyślałam. – Zane nachylił się nad siedzeniem Kate.
Z: To co z naszą randką?- Ściszył głos i wpatrywał się w jej brązowe oczy.
K: A co proponujesz? 
Z: Wyobraź sobie niedziela godzina 17…
K: Już się boję dalszej części.
Z: Nie ma, czego. Zamknij oczy i słuchaj. Ja przyjeżdżam po ciebie moim pięknym, czarnym rumakiem, porywam cię nad Wisłę na spacer, idziemy sobie i rozmawiamy, śmiejesz się z moich żartów, albo ze mnie to już zależy od ciebie. Później kierujemy się w stronę rynku. Skręcamy w boczną uliczkę w stronę małego rynku i tam jest taka mała restauracja, aczkolwiek bardzo urokliwa. Mamy stolik na zewnątrz, w ogródku, który wieczorem jest pięknie oświetlony i praktycznie nie ma tam ludzi, bo wszyscy wolą siedzieć w środku.
K: Brzmi świetnie.
Z: Nie skończyłem jeszcze.
K: Przepraszam, że przerwałam.- Powstrzymywała się przed śmiechem.
Z: Zamawiamy pyszne wino, jemy kolację pod gołym niebem, słuchając muzyki obserwujemy gwiazdy. I co pani na to? – Patrzył na nią.
K: Potrafi pan się sprzedać. Nawet nie jestem w stanie odmówić, bo tak spodobał mi się pana pomysł. Tylko chyba nie muszę mieć na sobie sukni balowej?
Z: Nie musisz. W górach wyglądałaś idealnie i pięknie. - Zaśmiał się.
K: Dziękuję. Czyli w niedzielę o 17 mam być gotowa?
Z: Dokładnie. Razem z moim rumakiem jesteśmy punktualni.
K: To świetnie, bo nie lubię spóźnień. – Zane wysiadł z samochodu. Kate zrobiła to samo. Podeszła za nim do jego „rumaka”. 
K: Żołnierzu masz gadane.- Zaśmiała się.
Z: Wiem.- Puścił jej oko. Miał już powiedzieć, że jest zbyt pewny siebie, ale nie zdążyła, bo znów zadzwonił telefon. Oboje chwycili za kieszeń.
Z: To mój.- Powiedział i oddalając się odebrał. Rozmowa trwała krótko. Z tego, co zauważyła Kate patrząc na zegarek dokładnie rozmawiał dwie minuty.
Z: Muszę jechać do domu po palny i dostarczyć je Stalową. Zapomniałem na śmierć o tym…
K: Przeze mnie…- skrzywiła się. Zane zmarszczył brwi.
Z: Ale głupoty opowiadasz Kate. Dzięki tobie poprawił mi się humor i nikogo nie zniszczę.- Popatrzyła na niego niepewnym wzrokiem.
Z: Mówię całkowicie poważnie.- Wsiadł do auta.
K: To do niedzieli. I sorry.- Odwróciła się.
Z: Kate!- Opuścił szybę. Kate schyliła się.
Z: Dziękuję. –Szepnął i delikatnie cmoknął jej usta. Kate osunęła się. Zane rozbawiony patrzył na nią.
Z: Pamiętaj niedziela godzina 17.
K: Pamiętam! O tobie ciężko zapomnieć.- Znacząco uniosła brew. Zadowolony z siebie pomachał kobiecie i odjechał.

Komentarze