Rozdział 32

Wtorek 8 .05.2012r godz.  16:30

Robiąc generalne porządki w domu, zaczynając od zmiany pościeli, mycia okien, przesadzania kwiatów do nowych doniczek, porządków w szafie oraz uzupełnienia lodówki, Kate w komodzie natknęła się na zdjęcia z Zakopanego. Usiadła obok sterty niepotrzebnych rzeczy i zaczęła je oglądać. Ashley zawsze wywoływała wszystkie zdjęcia. Lubiła mieć takie pamiątki. Kate tego zwyczaju nie rozumiała. Oglądała je z zaciekawieniem i wspominała wszystkie chwile. Z jednej strony to były wspaniałe wspomnienia, a z drugiej gorzkie i bolesne. Popatrzyła na zdjęcie z Zanem. To zdjęcie akurat było zrobione w restauracji, w której Zane zmusił ją do tańca. Oczy się jej zaszkliły. 
K: Mówiłam, że to był zły pomysł poznać nas ze sobą...- Łza spłynęła jej po policzku. Kolejne zdjęcie też było ich. Zane uśmiechał się, a Kate wystawiła mu język. Każde ich wspólne zdjęcie miało swoją historię i jakiś śmieszny akcent. Otarła łzy i dokończyła sprzątać mieszkanie. Miała trochę czasu do przyjazdu Billego. Zaprosiła go na obiad. Szykując potrawy słuchała radia. Znowu doniesienia o włamaniach do banku. Ciekawe, czy był tam Nate i Zane? Może o tym rozmawiali ze sobą ostatnio. I jak to robili ci złodzieje, że uciekali?- tak się zamyśliła, że przypaliła kotlety. Skrzywiła się.
K: Jak zawsze musisz coś spieprzyć Fox.  - Billy zapukał do drzwi. Otworzyła je z uśmiechem.
B: Co tak pięknie pachnie?- Zapytał wesoło.
K: Nasz spalony obiad. - Parsknął śmiechem. Kate zrobiło się głupio. 
K: Nawet obiad spieprzę...- Mężczyzna zrozumiał do czego pije policjantka. 
B: Lubisz sobie wmawiać co? Pokaż mi ten obiad, może uda mi się go uratować?- pokazała mu jej "arcydzieło", Billy wyszczerzył zęby. 
B: Jestem taki głodny, a muszę ratować obiad. - Mogli mówić o Billym wszystko, ale był dobrym kucharzem. Przekonała się o tym jak z nim mieszkała jakiś czas. Zawsze przyszykował coś wyśmienitego, a ona potrafiła nawet spalić wodę...
B: Gdzie masz mleko i talerze?- Wyciągnęła z lodówki mleko i pokazała ręką szafkę z talerzami.
B: Hej, uśmiechnij się! Będziemy mięli obiad. - Nakładał na talerze potrawy. Kate w tym czasie bez słowa nalała do kieliszków wina. 
K: Marna ze mnie kucharka i pani domu.
B: Marna? Twoje mieszkanie błyszczy się! - Huknął. Zaświeciły się jej oczy.
B: Myślałaś, że nie zauważę? Nawet zauważyłem nowe doniczki i lustro na przedpokoju. 
K: Musiałam coś zmienić w swoim życiu. - Wzięła kęs.
B: Dobrze, że mnie nie wymieniłaś.
K: Zastanawiałam się przez chwilę, ale kto by cię chciał.- Zaśmiała się. 
B: Tak jesteś?! A ja ratowałam obiad!
K: Żartuję! - Wywróciła oczami. Billy zajadał się sałatka i mięsem. Patrzyła na niego z podziwem. Zerknął na nią.
B: Co?
K: Nie mogę uwierzyć, że jesz to spalone mięso.
B: Moja droga Kate, czy ty nie wiesz, że facet to dobra świnia i z je wszystko? A poza tym jestem cholernie głody! Nawet truciznę bym w tym momencie zjadł.- Parsknęła śmiechem. Sam White zaczął się śmiać. 
B: Przynajmniej cię rozweseliłem. Ale serio to mięso nie jest takie złe. - Zapewniał kobietę. 
K: Słyszałeś o kolejnym napadzie na bank?- Billy pokiwał twierdząco głową.
B: Jak jechałem do ciebie to słuchałem radia i mówili o tym. Zastanawia mnie kim oni są, że udaje mi się nawiać. 
K: Też nad tym się zastanawiałam. Nasi prowadza tą sprawę?
B: Tak, Josh z Natem i Zanem. Z tego co wiem i co im mówili ludzie mają ten sam schemat działania i to nie są przypadkowe osoby. 
K: Skąd to wszystko wiesz?- Zdziwiła się.
B: Czasami im pomagam.
K: I nic mi nie powiedziałeś?
B: Nie ma o czym.
K:A kto ma przypuszczenia, że nie są to przypadkowe osoby?
B: Pan kapitan.- Powiedział z urazą. 
K: Czy to, nie wychodzi poza jego kompetencje?
B: Trochę, ale nie można powiedzieć, bo trafna uwaga to była. - Nie mogła uwierzyć, że Billy pochwalił Zana. 
K: Który to już napad?- Dopytywała się. Billy popatrzył na jej prawie pełny talerz. 
B: A możesz jeść?
K: Nie jestem głodna.- Odsunęła talerz.
B: Musisz coś jeść. Praktycznie wlewasz w siebie tylko kawę i jakieś śmieciowe żarcie. 
K: Dziękuję za troskę, ale odpowiedz na moje pytanie.- Twardo dodała. 
B: Nie dostaniesz deseru.- Skwitował.
K: Nie ma deseru, nic nie kupiłam! Cholera!
B: Spokojnie na szafce w przedpokoju położyłem cisto do kawy. 
K: I moje perfekcja poszła!- Wkurzyła się. Billy zaśmiał się. 
B: Było ich 5. 
K: To sporo. Oni nie skończą kraść...
B: Wiem, ale media dodatkowo utrudniają całą sytuację. 
K: Hieny głupie... Słyszałam o tej nagonce... 
B: Oskarżają nas o to, że nie jesteśmy na czas, a jak nikt nie włącza cichego alarmu i nie dzwoni na policje to skąd my mamy wiedzieć....- Zdenerwował się. 
K: To jakiś absurd. 
B: Pierdolone media... Chcesz ciastko?
K: A jakie masz?
B: Z truskawkami?- Podniósł brwi.
K: Pamiętasz, co lubię, barwo.- Pochwaliła kolegę. Nałożył ciastka, a Kate zaparzyła kawę. Oglądnęli film, który nie za bardzo się im podobał. Była pełna podziwu dla Zane, że potrafi trafnie ocenić sytuacje. 
B: Muszę już uciekać- Zerknął na zegarek.
K: Jak mus to mus.
B: O Której jutro po ciebie przyjechać?
K: Nie przyjeżdżaj, bo jadę na Stalową z samego rana. 
B: Okej. - Odprowadziła go pod drzwi. Zauważył sekretarkę. Jak mogła ją trzymać w domu, skoro wzbudza nawet w nim tyle złych wspomnień? Jak by wykrakał... Sekretarka się odezwała. Kate mimowolnie wystraszyła się. Billy Podszedł do urządzenia i wypiął kabel z kontaktu. 
K: Co ty robisz?
B: Zabieram tego gruchota ze sobą. Nie wiem jak możesz ją dalej trzymać w domu?!- Powiedział stanowczo. Kate odwróciła wzrok. Mężczyzna podszedł do niej i złapał ją za ramiona. 
B: To nic złego, że się boisz. 
K: To żenujące...
B: Proszę cię partnerko... Nie mów tak... Wiem, że ci dalej ciężko, pomimo, że starasz się tego nie pokazywać po sobie. Nie jesz, nie śpisz, przepracowujesz się po to tylko, żeby o nim nie myśleć. Kate popłynęły łzy. Przytuliła go. 
K: Nie chcę o tym rozmawiać, proszę... To ciągle tak bardzo boli...
B: Już spokojnie...- Uspokoiła się. 
B: Czemu czytałaś akta Sroki?
K: Bo chciałam się sprawdzić, czy dam radę podejść już do tego bez emocji, ale jestem tak beznadziejna, że nie potrafię...
B: Nie musisz sobie niczego udowadniać... 
K: Ale...- Przerwał jej.
B: Nie ma żadnego ale... Nie wracaj do tego. Postaraj się nie myśleć o tym i zapomnieć o tym co się stało. Wiem, że prosto powiedzieć, ale wykończysz się. Nie chcę, żeby coś ci się stało i żebyś cierpiała. 
K: Staram się, a nawet po śmierci mnie nęka i nie daje spokoju. Przez niego wali się cały czas moje życie. On umarł, a ja dalej borykam się z nim... To takie niesprawiedliwe...
B: Czas tylko potrafi złagodzić rany... Ale pamiętaj masz mnie i zawsze chętnie cię wysłucham. 
K: Jesteś kochany, ale to mój problem.- Zrezygnował z dalszego przekonywania kobiety, bo widział jaki sprawia jej to ból. 
B: Obiad był przepyszny. Następnym razem jemy u mnie, a ten kolor doniczek pasuje do mieszkania. Masz dobra oko. - Trochę się rozchmurzyła.
K: To nie ja, ale Ashley. Przekażę jej, że ci się podoba. - Puścił jej oko. 
B: A właśnie! Kiedy Ash rodzi?
K: Chyba już na dniach. 
B: To trzymam za nią kciuki.- Pożegnali się. Billy przypomniał Kate, że to już czas porodu przyjaciółki. Chwyciła za telefon i wybrała jej numer. Odpowiedziała sekretarka. Ash nigdy nie wyłącza telefonu. Zadzwoniła zdenerwowana do Danniego.
D: Kate! Ashley jest w szpitalu!
K: O Boże! Co się stało!?
D: Rodzi mi się syn!- Krzyknął podekscytowany a zarazem zdenerwowany!
K: Już do was jadę! Zane wie?
D: Miałem do was właśnie dzwonić. Przekaż mu. 
K: Okej, tylko co rozmawiałam z Billym o Ash!
D: To chyba telepatia! Kate muszę kończyć! Wiesz, gdzie masz jechać?
K: Tak! Zaraz będę i trzymam mocno kciuki!- Wybiegła z domu skrobiąc smsa do Zana. 
K: Ashley rodzi. Jak chcesz to przyjedź do prywatnej kliniki ginekologiczno-położniczej na Skarpie 30. Taksówka po nią podjechała. 
Z: Dziękuję za wiadomość, postaram się przyjechać jak najszybciej!- Z bijącym sercem jechała przed siebie.

Komentarze