Rozdział 35

 Środa 16.05.2012 godz. 14:34

 Rozglądnęła się po banku. Przeraziła ją liczba osób, zwłaszcza do punktu informacyjnego. Miała pecha, ponieważ na 3 okienka informacji, tylko jedno było otwarte. Nie miała innego wyboru jak stanąć w kolejce. Każda minuta dłużyła się niczym godzina. Niecierpliwie przeskakiwała z nogi na nogę. W końcu otworzyli 2 okienko. Poszło troszkę szybciej. Po 15 minutach była 3 w kolejce. Cieszyła się, bo może jeszcze uda się jej zaglądnąć do pracy. Wzięła do ręki ulotkę i nieco spokojniejsza ją czytała. Długo nie nacieszyła się ciszą i mniejszą ilością ludzi. Jakaś kobieta zaczęła przepychać się przed ludzi co wywołało ich oburzenie i kłótnię. Pani swoje zachowanie motywowała tym, że przyjechała specjalnie z innego miasta i zaraz ma pociąg i nie może zostać ani sterczeć w kolejce.
Męż: Też nie mam czasu babko stać w kolejce!
Kob: Bardzo pana proszę!
Męż: Gdybym chciał każdego przepuszczać to stałbym tutaj do usranej śmierci! Wracaj na koniec!- Kate nie spodobał ton w jakim zwrócił się do biednej kobiety. Odwróciła się, żeby wtrącić swoje trzy grosze i blado uśmiechnęła się. Kobietą, która robiła zamieszanie była mama Zana.
K: Dzień dobry pani Diano.- Pomachała jej ręką. Mama ateka uśmiechnęła się od ucha do ucha i do niej podeszła.
D: Miło cię widzieć.
K: Panią również. Słyszałam, że spieszy się pani, więc proszę iść przede mną.
D: Mogę? Nie będzie to dla pani kłopot?- Zapytała z nadzieją. Kate zaśmiała się.
K: Nie ma sprawy. Mam czas, a poza tym nie pani tylko Kate.- Mama Zana weszła przed nią i odwróciła się do policjantki, żeby z nią pogadać, kiedy uciążliwy mężczyzna znowu zaczął się awanturować. Kate popatrzyła na niego zimnym wzrokiem.
K: Może pan już skończyć się wydzierać? Mam dosyć pana krzyków.
Męż: Jasne wpuszczaj kobieto wszystkich do kolejki... Masz rację...
K: Ma pan jakiś problem?- Zgromiła go lodowaty i bezwzględnym wzrokiem. Mężczyzna od razu się uspokoił i wycofał. Zadowolona Kate wróciła do mamy Zana.
D: Jak zawsze robię zamieszanie i kłopot.
K: Ale pani przesadza.- Zaśmiała się. Zaczęły rozmawiać o różnych sprawach, zaczynając od pogody, podróży pani Diany i zakupów. Miło się im rozmawiało, ale nadeszła kolej pani Diany. Zaraz zwolniło się drugie stanowisko, do którego podeszła Kate. Zaczęła się długo i żmudna rozmowa. Policjanta zaczęła sprzeczać się z kobieta, która wciskała jej kit. Policzyła do 10 i wyciągnęła z kieszeni telefon. Wybrała numer Danna. Nie odpowiadał. Pewnie miał jakąś rozprawę, albo spotkanie biznesowe. Zrezygnowana wybrała numer partnera. Liczyła, że może on da jej namiary do swojego kolegi. Po pierwszym sygnale tłumaczyła mu całą sprawę. Pani z banku wyraźnie denerwowała się, Kate nie ma najmniejszego zamiaru spieszyć się. Opowiadała wszystko dokładnie przyjacielowi. W pewnym momencie kobieta zbladła i ręka wskazała na drzwi. Policjantka od razu popatrzyła za ręką.
Kob: O Boże!
K: Niech pani nie włącza cichego alarmu!- Rozkazała jej. Kiwnęła głową.
B: Co się dzieje?!- Wyprostował się. Josh popatrzył na kolegę.
K: Napad na bank. Jest ze mną mama Zana. Słyszysz?!
B: Tak! Gdzie mamy jechać!?- Nie odpowiedziała, ktoś wyrwał jej telefon z ręki. Billy tylko słyszał hałasy i krzyki paniki.
B: Cholera jasna Nate!- Krzyknął i pobiegł do jego biura. Za nim pobiegł Josh.
N: Co się drzesz?- Podniósł głowę znad notatek. Koło niego stał Zane.
B: Kate do mnie dzwoniła, jest napad na jej bank! który to bank?- Atek pobladł. Nate wystraszony wystukał w komputer.
N: nie wiem, ten adres, albo ten... Nie pamiętam.
Z: Ten bank.- Wskazał poprawny adres ręką.
Z:Zbieram moich ludzi.- Ruszył do drzwi.
B: Nie.- Zane zirytowany popatrzył na niego.
Z: Masz znowu jakiś problem?
B: Twoja mama jest w środku razem z Kate...- Osłupiał. Nie wierzył w to co słyszał. Jego mama miała być rano w banku a jest godzina 15... O 16 miała mieć pociąg do Zakopanego. Pokręcił głową i wystukał jej numer. Brak sygnału. Popatrzył na Whita, który miał poważną minę. Wnioskował, że chyba jest mu przykro z takiego obrotu sprawy. Zane nie poddał się po raz kolejny wybrał numer mamy. Dalej nic...
B: Przykro mi...- Jego słowa były prawdziwe.
Z: Szlag by to trafił!- Huknął. Nate wymienił spojrzenie z Billym. Partner Kate pokiwał mu głową, dając do zrozumienia, że lepiej będzie żeby Zane patrzył z boku a nie prowadził akcję. Żołnierz założył ręce na głowę.
N: Zane... Nie bierzesz udziału w akcji. Przekaż komuś pałeczkę.
Z: Chyba sobie żartujesz! Moja mama jest w środku i Kate!
N: No właśnie... Twoja mama jest w środku. Znasz procedury!- Machnął wkurzony na kolegów i pobiegło do siebie. Chwilę później antyterroryści wsiadali do samochodu. Zane przyłączył się do kolegów z wydziału kryminalnego i całą drogę kreślił coś na planie banku. Nate z Billym ciągle gdzieś dzwonili. To po negocjatora, to do Starego, to na pogotowie i straż pożarną.
B: Co udało ci się ustalić?- Zerknął na ateka, który pomimo takiej wiadomości potrafił się opanować i w pełnym skupieniu pracować.
Z: Są 3 wyjścia. Musimy je sprawdzić i obstawić. Na górze jest małe okienko. Budynek jest 2 piętrowy plus piwnica. Zakładam, że tam będą zakładnicy. Sejfy są na 2 piętrze, a na 1 jest dział obsługi klienta i kasy.
N: Jak ty to robisz, że jesteś taki spokojny?- Nie wytrzymał i jako jedyny zadał mu to odważne pytania. Zane blado się uśmiechnął kącikiem ust.
Z: Lata spędzone w wojsku i podejmowanie decyzji na polu walki. Dlatego powinienem być teraz z moimi.
N: To zły pomysł. Jesteś z nimi związany emocjonalnie. Nawet na froncie nie miałeś takiej sytuacji. - Musiał niechętnie przyznać mu rację. Pokiwał głową.
Z: Ale i tak będę nimi kierować. Dowodzić będzie ten co mnie zastępował -Jake Strong. - Wrócił do obmyślania strategii. Jak zawsze chciał mieć ich kilka na różne ewentualności. Zakładał jednak, że ich rozgromią. Teraz już nie uda im się uciec. To koniec. Tylko dzięki szybkiej reakcji Kate mogli zareagować tak szybko. W 20 minut być ma miejscu - to całkiem ładny czas. W duchu jej podziękował. Bał się o nie obie tak samo. Jednak w pracy nie mógł tego powiedzieć. Modlił się, żeby nic im się nie stało. Inaczej nie rączy za siebie. Zacisnął ręce w pięści i wyszedł za kolegami.

Komentarze