Rozdział 36

 Środa 16.05.2012 godz. 15:45

Wszyscy posłusznie wykonywali polecenia napastników. Kate od razu zorientowała się dlaczego udawało im się uciec. To nie są pierwsi lepsi włamywacze. Oni są doskonale wyszkoleni. Sprawni, szybcy, zorganizowani, bardzo brutalni przy tym i mają cały plan działania wyryty na pamięć. Każdy z nich maił określone zadanie. Mało mówili, co denerwowało policjantkę. Może teraz uda się ich dopaść. Nie może się zdradzić kim jest. Ludzie się ich bali, dlatego z nimi współpracowali i pewnie przez to nie było ofiar.
Nap1: Kładźcie się na glebie!- Ludzi z Kate na czele położyli się na brzuchu i ręce dali za siebie. Kolejna dwójka związywała ręce. Węzły były bardzo mocne i trwałe. Robota fachowców. Napastnik podszedł do kobiety, która obsługiwała panią Dianę.
Nap1: Idziesz ze mną!- Kobieta popłakała się.
Męż: Zostaw ją! - Stanął w obronie szarpanej bankierki. Zaśmiał się napastnik i wycelował w jego nogę. Padł strzał. Mama Zane odwróciła głowę. Kate nie mogła wierzyć, że strzelają. Musi teraz bardzo uważać. Pani Diana popatrzyła na nią przerażona. Policjantka posłała jej krzepiący uśmiech.
K: Proszę się nie martwić.- Szepnęła. Kobieta pokiwała głową.
Nap1: Jeśli jeszcze ktoś przeciwstawi mi się to zabiję!- Mówił twardym i donośnym głosem.
K: On potrzebuje lekarza.- Włamywacze popatrzyli na nią. Kate nie utrzymywała z nimi kontaktu wzrokowego.
Nap: Coś chciałaś powiedzieć?!- Kucnął i Złapał ją za włosy. Lekko podniósł go góry i wrzasnął do ucha.
K: Tak. Mówiłam, że tan człowiek potrzebuje pomocy.- Mówiła bardzo spokojnie, jednak stanowczo. Popatrzyli na mężczyznę, któremu noga mocno krwawiła. Był bardo blady.
K: Dostał w tętnicę udową. Zaraz zjedzie... - Kontynuowała widząc, że zastanawiają się co zrobić.
Nap1: Po jakiego chuja do niego strzelałeś! Wystarczyło mu dać w mordę! Utrudniłeś nam sprawę!
Nap3: Chciałem go uciszyć.
Nap1: Żebym ja cię debilu zaraz nie uciszył!- Brunetka ich sprzeczkę uznała za dobry znak. Musi wywoływać między nimi kłótnię i zamęt. Działają według sprawdzonego schematu, nie mają wyjścia awaryjnego.
K: Mogę mu zatamować krwawienie.- Zaproponowała. Mężczyźni popatrzyli na jej poważną minę.
Nap1: A ty kim niby jesteś suko, co!?
K: Nikim ważnym. Chcę tylko pomóc temu człowiekowi. Jeśli umrze...- Nie dokończył, bo znowu nad nią się nachylił napastnik. Myślała, że chce ją uderzyć. Jednak tylko złapał ją i podprowadził do rannego.
Nap1: Sprawdź co z tym idiotą.
K: Z zawiązanymi rękami to będzie trudne. - Odwróciła do niego dłonie.
Nap2: Poradzisz sobie.- Zerknęła na ludzi. Policzyła ich. Wszystkich osób razem z porywaczami jest 23. Siedmiu napastników, a reszta to cywile. Mężczyźni rozmawiali ze sobą. rozcięli jej w końcu dłonie. Szybko kucnęła do krwawiącego i ściągając bluzę przyłożyła ją do rany. Obserwowali ją.
K: To za mało.
Nap3: Co za mało!?
K: Moja bluza nie jest w stanie zatamować krwawienia. - Popatrzyła mu w oczy. Wkurzył się i wycelował w nią bronią. Uniosła ręce do góry.
Nap3: Co robimy?
Nap1: Panowie, działamy dalej zgodnie z planem!- Dwójka stała przy niej, trója pilnowała leżących ludzi, jeden był przy komputerze, a ostatni podszedł do kobiety, która miała iść z nim na początku. Opierała się.
Nap4: Chodź dziwko!
Kob: Ja nie chcę! Jestem zaręczona!- Błagała go. Jednak pozostał nieugięty.
Nap1: Każ jej iść- Wycelował znowu w Kate.
K: Niech pani idzie z nimi.- Wydała krótkie polecenie. Mama Zana była zdziwiona zachowaniem Kate. Policjanta pokiwała jej głową. Kobieta trochę się uspokoiła.
NAp1: Grzeczna.
K: Potrzebuję jeszcze jednej pary rąk. Sama nie dam sobie rady. On potrzebuje krwi i szpitala... - Mierzył ją wzrokiem. Wytrzymała jego groźne spojrzenie. Miała wprawę z takim wzrokiem codziennie w pracy. Po czasie nie robi to już na nikim wrażenia.
K: Proszę. Chcę wam i jemu pomóc. - Modliła się, żeby zadziałało. Pokiwał głową.
Nap1: Ktoś na ochotnika!?- Wbił wzrok w tłum. Wszyscy odwrócili wzrok, za wyjątkiem mamy Zana. Kate wiedziała, że to się źle skończy.
D: Ja. - Pomógł jej wstać. Kobieta czuła na sobie jego broń.
Nap1: Tylko bez żadnych sztuczek, bo pozabijam. - Wymieniły się spojrzeniem.
D: Co mam robić?
K: Uciskać w tym miejscu.- Pokazała jej jak.
K: Potrzebuję jakieś apteczki, ręcznika, czegokolwiek co zatamuje krwawienie.
Nap2: Nie za dużo tych żądań!?
K: A chcesz, żeby umarł? Chcesz mieć człowieka na sumieniu?- Zapytała, Wycelował w nią. Nie odwróciła wzroku.
Nap1: Dajcie jej ręczniki.- Inna kobieta, przyniosła ręczniki. Kate owijała je mocno wokół rany.
Nap4: Szefie mamy wszystko.- Na chwilę rozproszyli się. Kobieta, która była po pieniądze powoli się zaczęła wycofywać. W pewnym momencie zaczęła biec.
K: Nie!- Za późno. Padły strzały. Celne... Kobieta osunęła się na drzwi wejściowe. Oni byli kimś więcej niż wyszkolonymi złodziejami. Te starzały, brutalność, agresja. Zastanawiała się kim są?
NAp3: Jeszce ktoś chce uciekać?- Ludzie krzyczeli i płakali.
Nap:2 Ucisz ich!- Napastnicy którzy pilnowali zaczęli krzyczeć i grozić i tak już wystraszonym cywilom. Kate wróciła do rannego.
K: Jak się pan czuje?
Meż: Dlaczego mi pomagasz? Nakrzyczałem na panią i resztę..- Mówił słabym głosem
K: Przynajmniej jest pan asertywny i to ładnie z pana strony, że bronił pan kobiety jako jedyny.- Posłała mu w takiej trudnej chwili uśmiech. Pani Diana była pełna podziwu dla dobroci Kate.
Nap: Jakież to wzruszające... Zaraz się chyba popłaczę.  - Zignorowała zaczepkę.
Męż: Ciężko mi...
K: Spokojnie, damy radę.- Uścisnęła nogę.
K: Daje pani radę?
D: Tak.
D: Jesteś pielęgniarką?
K: Coś w tym stylu.- Nie mogła powiedzieć prawdy, nie tera i nie przy nich.
D: Mój syn bardzo cię lubi i nie dziwię się czemu.- Kate zerknęła na rannego. Robił się coraz bledszy. Jęknął z bólu. Mam Zana nie wytrzymała już!
D: Jak możecie zabijać niewinnych ludzi! Wstydu nie macie! Bierzcie kasę, ale co my wam jesteśmy winni!- Krzyknęła. Teraz i Kate zrobiła się blada.
K: Pani Diano!- Starała się przywołać ją do porządku. Na marne....
D: Jesteście gorsi niż zwierzęta! - Napastnik już na nią się zamachnął i miał uderzyć, ale usłyszeli syreny.
Nap1: Kurwa mać! Co oni tutaj robią!?- Podszedł do szyby. Kate ulżyło. Nareszcie. Zaraz będzie po wszystkim.
Nap1: Zasłońcie drzwi nimi.- Mężczyźni zaczęli ustawiać ludzi od szklanych drzwi aż po sam koniec oszklonej ściany korytarza. Kate zrzedła mina. tego jeszcze nie widziała... Zachowują się jak terroryści. Są za dobrze wyszkoleni. Wiedzą co mają robić. Przed Zanem trudne zadanie. Nie uda się jej już ich skłócić.
Nap1: Wstawać!- Wykonały jego polecenie. Mężczyzna zamachnął się na mamę Zana. Jednak nie zapomniał o karze... Kate osłoniła ją swoim ciałem w ostatniej chwili. Upadła z całym impetem na ziemię. Syknęła z bólu, który przeszywał jej głowę. Miała rozwaloną całą prawą stronę wargi i policzek od upadku. Przetarła ręką krew. Mama Zana zasłoniła ręką twarz. Oczy jej się zaszkliły.
Nap1: Kim ty do cholery jesteś!?- Zapytał się jej.
K: A wy!?- Dalej ocierała cieknącą ciurkiem krew. Językiem sprawdziła, czy ma zęby. Na szczęście ma.
Nap1: Chyba nie zrozumiałaś pytania!?- Przeładował magazynek. Kate zerknęła na przestraszoną mamę Zana. Nie miał już powodu, żeby kłamać, skoro antyterroryści są w gotowości.
K: Policja kryminalna. Komisarz Kathrina Fox.- Pani Diana zrobiła wielkie oczy. Napastnicy wkurzyli się.
Nap5: Mamy psa!
Nap1: Przyda nam się ona. Zabrać je pod ścinę. - Dołączyły do reszty osób.
D: Dlaczego mnie osłoniłaś? i Skąd wiedziałaś, że chcą mnie uderzyć?
K: Lata praktyki w pracy, a poza tym Zane by mnie znienawidził jeszcze bardziej gdyby coś pani się stało, a ja bym pani nie pomogła. Jak nie oni to pani syn by mnie zabił. I to moja praca ochrona ludzi.
D: Co ty mówisz, mój syn...
Nap3: Koniec gadania!- Uciszył je, tym samym wybawiając Kate od przykrej rozmowy. Przed mamą Zana nic się nie da ukryć...
Nap1: Zobaczymy ile jesteś dla nich warta. Teraz zacznie się zabawa.

Komentarze