Rozdział 44

Niedziela 20.05.2012r godz. 09.50

Siedział w przytulnej kawiarni ze swoją ukochaną i obserwował jak popija świeżo zaparzoną kawę. Zaraz zniszczy wszystko o co tak długo walczył. W głowie dźwięczały mu słowa przyjaciela, że musi być z Kate całkowicie szczery i liczyć się z jej wybuchowym charakterem. Odetchnął głośno. Nie chciał w taki sposób kończyć ich znajomości.
K: Coś ty taki markotny? Nie masz humoru? - Patrzyła na niego uważnie.
Z: Ta...
K: Przecież to ty chciałeś iść na kawę... Nie rozumiem... Masz jakiś kłopot? Coś w pracy? - Starała się rozgryźć. 
Z: Tak chciałem się spotkać, ponieważ muszę ci coś powiedzieć... I nie bardzo wiem jak mam zacząć...
K: Najprościej jak się da? - Przeszyła go spojrzeniem na wylot. Denerwowała się tak samo jak antyterrorysta. Nie potrafiła nic wyczytać z jego oczu. Doskonale potrafił maskować swoje zamiary. Typowe dla żołnierza zachowanie. 
K: Nie mów, że jedziesz do Afganistanu? - Pokiwał przecząco głową. Odetchnęła z ulgą, ale Zane dalej miał skwaszoną minę.
K: Co Kosów? Szkolenie jakieś poza granicami?- Dopytywała się. Mężczyzna napił się kawy. Policjantka powoli się irytowała jego zachowaniem.
K: Zane! Wyduś to z siebie... Nie mam siły ani pomysłów o co ci chodzi? Zaczynam się powoli denerwować... Zabiłeś kogoś?- Wypaliła. Popatrzył w jej oczy. Zasłoniła ręką usta.
Z: Skąd ci to przyszło do głowy?- Spuściła wzrok. Machnął ręką. 
Z: A z resztą to nie jest ważne... Powiem ci tyle, że pierwszy raz jest kogoś najciężej zabić, ponieważ męczą cię wyrzuty sumienia, ale potem to już norma i wykonywanie rozkazów, do których musisz się przyzwyczaić, albo oszalejesz. Innej metody nie ma. Upraszczając wszystko, ale ja nie o tym... Nie zabiłem nikogo, ale w przeszłości bardzo skrzywdziłem kilka osób... 
K: To znaczy?
Z: Szczerość za szczerość, tak Kate?- Kiwnęła głową. 
K: Tak się umawialiśmy...
Z: Dobrze... Pamiętasz pewnie doskonale co powiedziałem ci ostatnio, ale nie miałem czasu ani ochoty ci nic tłumaczyć. Wolałem uciec do pracy, ale nie mam prawa mieć sekretów przed tobą skoro podjąłem temat i uzgodniliśmy coś. Moja przeszłość też nie należy do kolorowych... Powiedz, że najpierw mnie wysłuchasz jak ja ciebie, a potem dopiero podejmiesz decyzje okej?- Widziała jak z pewnego siebie i często aroganckiego staje się niepewny i wystraszony... 
K: Jaką decyzje? O czym ty do mnie mówisz? 
Z: Zacznę tak jak ty od samego początku. 
K: Tak było by najlepiej. Słucham? - Wyprostowała się i bacznie przyglądała się twarzy blondyna. 

Z: Kiedy ojciec umarł moja mama dokładnie tak jak twoja wywiozła mnie do Zakopanego. Chyba przeprowadzki to taki nawyk wszystkich kobiet żołnierzy, którzy polegli... 
K: Coś w tym prawy jest.
Z: I ja też buntowałem się. Moja mama co prawda nie miała i nie ma nikogo do tej pory, ale to przeze mnie... Przeszła ze mną prawdziwe piekło na ziemi. 
K: Pewnie się biłeś, uciekałeś i wagarowałeś? - Lekko wyszczerzyła zęby. 
Z: To jej najmniejszy problem... Masz rację uciekałem, nie uczyłem się, biłem się, wdałem się w fatalne towarzystwo i groził mi kurator. Nikt nie był w stanie za mną nadążyć. Nawet ja sam. - Popatrzy w dal. Kate słuchała go uważnie. Czuła jednak, że zaraz dowie się czegoś okropnego. 
Z: Moi koledzy lubili pić, palić i dobrze się bawić. Przy nich czułem się kimś. Jako jeden trenowałem od dziecka sztuki walki, boks i inne... Stałem się ich ulubieńcem i guru. Robiliśmy wszystko co zakazane i głupie. Byłem okropny. Nie miałem skrupułów... Cieszyli się jak odchodziłem z gimnazjum. Mama też liczyła, że jak pójdę do klasy wojskowej to zerwę kontakty i ogarną mnie. Przeliczyła się. 
K: Mówisz, że byłeś szatanem?
Z: Raczej śmieciem, pociągniętym na samo dno... W liceum byłem jeszcze gorszy. Szybko zyskałem sobie sympatię znowu "bardzo odpowiednich" kolegów. Jako, że mamy nie było i nie widziała co robiłem to zaczęła się wieczna libacja i kobiety...- Zerknął na Kate. Zacisnęła szczękę. Nie komentowała tak jak prosił. 
Z: Nawet powiedziałbym dużo kobiet... Imprezy, picie i piękne panie... Zakłady...
K: Co chcesz przez to powiedzieć? Miałeś dużo dziewczyn, z którymi spałeś?
Z: To nie tak działało... Boże jakim ja byłem gnojem... Z biegiem czasu to się dostrzega...
K: Co zrobiłeś?!- Zirytowała się. 
Z: Zakładałem się z chłopakami, które mamy wyrwać, rozkochać i przespać się z nimi... A potem zostawialiśmy je...- Kate otworzyła usta. Odjęło jej mowę. Nie mogła nic z siebie przez jakiś czas wykrztusić. 
Z: Powiedz coś...- Patrzył na nią błagalnie. Policjantka tylko przybrała chłodny wyraz twarzy. 
K: Jak mogłeś robić im coś tak potwornego!?
Z: Kate posłuchaj mnie dalej...
K: Nie. Nie mam ochoty ani siły. Wiesz co one czuły? Jak bardzo były poniżone? Jak podle musiały się czuć?
Z: Wiem... Nie potrafię sobie tego darować do tej pory...
K: Nie dziwię się! Ja do tej pory też nie potrafię zapomnieć jak byłam poniżona przez Sama, albo Srokę!- Mówiła prze zaciśnięte zęby. Zane spuścił wzrok.
K: Jesteś takim samym potworem jak oni! Dlaczego musiałam trafić na ciebie!? Otworzyć się przed takim potworem!? Co ja takiego w życiu zrobiłam?! - Popłynęła jej łza. Zebrała swoje rzeczy.
K: Sądziłam, że jesteś inny... Wyjątkowy, nie zranisz mnie... Przeliczyłam się... - Odeszła od stolika. Jednak zaraz wróciła. Atek z nadzieją popatrzyła na nią. Rzuciła pieniądze na stół.
K: Powiedz mi jedno Zane... Byłam kolejnym twoim zakładem? Naiwną? Ofiarą aroganckiego dupka? Dobrze bawiłeś się moim kosztem? Wszystko co mówiłeś było kłamstwem, które miało zaprowadzić mnie do twojego łóżka!?  Kiedy zamierzałeś uciec ode mnie bez słowa?- Była bezlitosna. Cisnęła w niego kolejnym atakami słownymi. Mężczyzna tylko słuchał zażenowany.
Z: Nie miałem takiego zamiaru... Kocham cię nad życie... Doskonale wiesz, że dla ciebie skoczę w ogień... Kate kocham cię... Nie odchodź ode mnie...  - Wstał i wyciągnął rękę.
K: Im też tak mówiłeś?- Odwróciła się i wyszła z lokalu. Zane opadł na krzesło. Dostał to na co zasłużył. Nie mógł winić kobiety za jej słowa i zachowanie. Kate szła szybko przed siebie ocierając łzy.
K: Jak mógł tak kłamać!?- Pytała samą siebie przez łzy.

Komentarze