Poniedziałek 27.06.2012 godz. 18:50
Wstawiła do wazonu trzydzieści żółtych róż, które były ślicznie ozdobione. Była mile zaskoczona gestem ze strony nowego partnera. Nie spodziewała się, że włoży tyle wysiłku w prezent dla niej. Postawiła wazon na stoliczku w salonie. Powąchała je.
K: Ślicznie!- Powiedziała na głos. Jednak bogato zdobiony bukiet nie był do końca w jej guście. Wolała skromniejsze bukiety. Koledzy z wydziału wyjątkowo zaskoczyli kobietę. Nie spodziewała się, że będą o niej pamietać. Przecież tyle zajęć mają teraz na głowie. A tu każdy dał jej coś, złożył życzenia i pamiętał. Uśmiechnęła się, czytając kolejny raz kartkę z życzeniami od Josha. Policjant jak zawsze podszedł do sprawy na wesoło. Lubiła go. Zawsze potrafił poprawić im humor. Nate za to postawił na słodycze. Wiedział o jej słabościach. Zaśmiała się. Mężczyźni znali ją na wylot. Rozsiadła się wygodnie na sofie i włączyła film na laptopie. Musiała oderwać myśli od Zana. Zapomniał o jej urodzinach... Nie mogła go winić. Wojsko, policja i bycie w ciągłym rozjeździe musi być uciążliwe. Pewnie jak wróci to jej jakoś wynagrodzi. Zasnęła dalej myśląc o ateku. Sen nie trwał długo. Zerwała się na równe nogi. Przeczesała ręką włosy i poprawiła kucyka.
K: Aj! Co się z tobą dzieje! Czyżbym słyszała głosy?- Zaśmiała się i wyłączyła film. Usłyszała znowy hałas. Teraz była pewna, że to było walenie do drzwi a nie głosy. Z niewielką nadzieją podeszła do drzwi i bez zastanowienia otworzyła.
B: Dlaczego otwierasz drzwi bez patrzenia kto puka!?- Zmieszala się. Miał rację. Jeszcze nie tak dawno dostała nauczkę za bezmyślne zachowanie. Nie powinna kolejny raz popełniac tego samego błędu.
K: Przyszedłeś się kłócić?- Nie dała za wygraną. Prychnął.
B: Nie. Chcialem ci złożyć życzenia urodzinowe.- Przepuściła go w drzwiach. Wręczył jej bukiet żółtych róż. Lekko uśmiechnęła się.
B: Co?!
K: Ich jest dokładnie trzydzieści?- Zerknęła na byłego partnera pytająco. Pokiwał zdezorientowany głową. Parsknęła śmiechem.
B: Co cię tak bawi?
K: Ktoś ukradł twój pomysł.- Zaprowadziła go do salonu i wskazala na stoliczek. Skrzywił się i popatrzył na swój zwyczajny żółty bukiet. Nie był tak ozdobiony jak ten na stole. Popatrzyła na Billego i wzięła mu z ręki kwiaty.
K: Będą idealnie wyglądały i pasowały do sypialni. Dobrze mnie znasz. Wiesz, że cenię sobie skromność i prostotę.- Uśmiechnął się i w jednej chwili wróciła do niego cała pewność siebie.
B: Są od Spencera?
K: Tak. - Wróciła z wazonem. Obserwował jak układa kwiaty i zanosi je do sypialni.
B: W takim razie musi się jeszcze sporo nauczyć o tobie. - Zrobił krok w jej stronę. Przekrzywiła głowę.
K: Nawet dogadujemy się.
B: Ale nie tak dobrze jak ze mną. Poza tym ja nie ograniczyłem się tylko do bukietu. - Wyciągnął z kieszni małe pudełeczko i wręczył zaciekawionej kobiecie. Zastanawiała się, czy powinna otworzyć pakunek.
B: Nie bój się to nie pierscionek zaręczynowy.
K: W takim razie otworzę!- W środku był łańcuszek z czerolistną koniczyną. Zaniemówiła.
K: Piękna. Ale, czy to przypadkiem nie przesadziłeś? Kwiaty by mi wystarczyły.- Zamknęła pudekło. Billy otworzył je. I patrzył dłuższą chwilę kobiecie w oczy.
B: Zasługujesz na wszystko co najlepsze. Zawłaszcza ostatnio. Nawalałem po całej linii... Zamiast cię wspierać i chronić to dodawałem ci tylko zmartwień... - Kate zmierzyła go.
K: Ostatnio wszystkim udzielają się emocje, ale nie sądzisz, że ty już trochę przesadziłeś? - Było mu głupio.
K: Zrozum ja już mam dość twoich wahań nastrojów... Wystarczająco oboje mamy ciężko, żeby sobie jeszcze wrzucać...
B: Przepraszam... Zmienię się... Obiecuję ci!- Strał się bronić.
K: Nie obiecuj mi tylko to zrób. Jak sobie wyobrażasz naszą dalszą współpracę w takich warunkach?
B: Masz rację. Pamiętasz jak mówiłaś mi, żebym przyszedł do ciebie jak będę wiedział o co mi chodzi?- Kiwnęła twierdząco głową i patrzyła na niego.
B: Sądzę, że to właściwy moment, żeby wszystko ci wyjaśnić. Posłuchasz tego co mam ci do powiedzenia?
K: Tak.- Usiadła w fotelu. Billy przysiadł nerwowo na sofie i głęboko patrzył w jej oczy. Czuła sie dziwnie.
B: Chodzi o ciebie Kate...
K: Słucham?! Co ja znowu zrobiłam, albo w co się wpakowałam? Czego mi nie mówisz!? Wiedziałam, że coś jest na rzeczy!- Zdenerwowała się. White obserwował nerwową reakcję kobiety.
B: Chyba mnie nie zrozumiałaś. Spokojnie nie masz kłopotów w pracy... - Odetchneła z ulgą.
K: Nie strasz mnie tak głupku! Dlaczego mówisz mi takie rzeczy!?
B: Jak ty nic nie rozumiesz...
K: Co!? To mów jaśniej.. Strasznie się plątasz, wiesz?- Zmierzyła go. Zrezygnowany popatrzył w podłogę.
B: Od dłuższego czasu, czuję coś do ciebie Kate i nie potrafię tego zwalczyć... Nie dostrzegasz tego?- Ich spojrzenia spotkały się. Kate waliło serce jak oszalałe, a słowa zawisły w powietrzu. Zapanowała cisza. Poruszyła się.
K: Billy...- Szukała słów. Nie potrafiła jednak sklecić zdania.
B: Kocham cię...- Podszdł do niej. Wstała jak oparzona z fotela i odsunęła się.
K: Przykro mi... Ja... To znaczy... Znasz zasady i mnie, że nie szukam miłości ani związku wśród partnerów z pracy...
B: Co za bzdura! A skąd wiesz, może nam by się udało?
K: Po prostu wiem, że nam się nie uda. To miłe, że zależy ci na mnie, ale ja nie dam rady...-Podszedł do niej.
B: Cii... Wiem, że się boisz po tym wszystkim co cię spotkało, ale ja jestm inny..- Nachylił się i musnął jej wargi. Delikatnie złożył na jej ustach pocałunek. Odskoczyła.
K: Co ty robisz!?- Zasloniła usta ręką.
B: Nic niedozwolonego skoro oboje jesteśmy sami. Staram się tylko przekonać ciebie do mojej osoby... - Znów starał się zbliżyć do policjantki, ale odepchnęła go.
K: Powinieneś iść już do domu. Przykro mi Billy, ale ja nic do ciebie nie czuję. - Ugryzła się w język te słowa były okrutne, ale całując ją posunął się za daleko. Zmierzy ją.
B: Dlaczego?- Spuściła wzrok. Nie zamierzała mu mówić, że ma kogoś.
K: Bo cię nie kocham... Nie jestem w stanie cię pokochać, ponieważ jesteś dla mnie tylko partnerm i moim przyjacielem. Nie chcę tego zniszczyć. Zależy mi na naszej znajomości, ale nie w takim sensie jak tobie.. Przepraszam.
B: Skończ chrzanić Kate! Znam cię na tyle, ze wiem kiedy starasz się coś ukryć. Nie wciskaj mi tutaj jakiś łzawych gadek o wartosści przyjaźni tylko powiedz prawdę! Ja byłem z tobą szczery!- Zaczął krzyczeć. Starała się opanować gniew i zrozumieć, że musi byc dotknięty jej ostrymi słowami. Zamyśliła się.
B: Masz kogoś. - Wyrwał ją z amoku myśli. Kpiąco się uśmiechnął widząc jej reakcję.
B: Nic nie powiesz? Co? To był strzał w dziesiątkę! Pamiętaj, że znam cię lepiej niż ktokolwiek inny. I do tego masz pecha, bo jestem dobrym śledczym. Kto to?- Zauważyła, że zrobił się nieco agresywny. Sama powoli traciła nerwy.
K: Nie twoja sprawa...
B: Nawet nie zaprzeczyłaś! Wal śmiało przyjaciółko. Przecież tak lubisz szczerość.
K: Billy, proszę cię... Opanuj się i wyjdź, zanim to wszystko pójdzie za daleko! Nie chce tego niszczyć!
B: To zabawne, zwłaszcza że wszystko JUŻ zniszczylaś. Więc, kto to Kate?
K: Wyjdź.- Powiedziała ostro. Stanął bardzo blisko niej.
K: Znowu to robisz! Jesteś agresywny! - Wykrzyczała mu w twarz. Zaśmiał się i znów musnął jej usta.
B: Jesteś żałsona. Próbujesz zwalić winę na mnie, a sama nie jesteś fair. Nieładnie! Kimkolwiek on jest, życzę mu śmierci. -Warknął.
K: Wynoś się! - Otworzyła drzwi. Wściekly partner opuścil mieszkanie policjantki. Stała dłuższą chwilę oparta o drzwi i przetwarzała to co się stało.
K: To jest jakiś koszmar!- Walnęła pięścią o drzwi.
Wstawiła do wazonu trzydzieści żółtych róż, które były ślicznie ozdobione. Była mile zaskoczona gestem ze strony nowego partnera. Nie spodziewała się, że włoży tyle wysiłku w prezent dla niej. Postawiła wazon na stoliczku w salonie. Powąchała je.
K: Ślicznie!- Powiedziała na głos. Jednak bogato zdobiony bukiet nie był do końca w jej guście. Wolała skromniejsze bukiety. Koledzy z wydziału wyjątkowo zaskoczyli kobietę. Nie spodziewała się, że będą o niej pamietać. Przecież tyle zajęć mają teraz na głowie. A tu każdy dał jej coś, złożył życzenia i pamiętał. Uśmiechnęła się, czytając kolejny raz kartkę z życzeniami od Josha. Policjant jak zawsze podszedł do sprawy na wesoło. Lubiła go. Zawsze potrafił poprawić im humor. Nate za to postawił na słodycze. Wiedział o jej słabościach. Zaśmiała się. Mężczyźni znali ją na wylot. Rozsiadła się wygodnie na sofie i włączyła film na laptopie. Musiała oderwać myśli od Zana. Zapomniał o jej urodzinach... Nie mogła go winić. Wojsko, policja i bycie w ciągłym rozjeździe musi być uciążliwe. Pewnie jak wróci to jej jakoś wynagrodzi. Zasnęła dalej myśląc o ateku. Sen nie trwał długo. Zerwała się na równe nogi. Przeczesała ręką włosy i poprawiła kucyka.
K: Aj! Co się z tobą dzieje! Czyżbym słyszała głosy?- Zaśmiała się i wyłączyła film. Usłyszała znowy hałas. Teraz była pewna, że to było walenie do drzwi a nie głosy. Z niewielką nadzieją podeszła do drzwi i bez zastanowienia otworzyła.
B: Dlaczego otwierasz drzwi bez patrzenia kto puka!?- Zmieszala się. Miał rację. Jeszcze nie tak dawno dostała nauczkę za bezmyślne zachowanie. Nie powinna kolejny raz popełniac tego samego błędu.
K: Przyszedłeś się kłócić?- Nie dała za wygraną. Prychnął.
B: Nie. Chcialem ci złożyć życzenia urodzinowe.- Przepuściła go w drzwiach. Wręczył jej bukiet żółtych róż. Lekko uśmiechnęła się.
B: Co?!
K: Ich jest dokładnie trzydzieści?- Zerknęła na byłego partnera pytająco. Pokiwał zdezorientowany głową. Parsknęła śmiechem.
B: Co cię tak bawi?
K: Ktoś ukradł twój pomysł.- Zaprowadziła go do salonu i wskazala na stoliczek. Skrzywił się i popatrzył na swój zwyczajny żółty bukiet. Nie był tak ozdobiony jak ten na stole. Popatrzyła na Billego i wzięła mu z ręki kwiaty.
K: Będą idealnie wyglądały i pasowały do sypialni. Dobrze mnie znasz. Wiesz, że cenię sobie skromność i prostotę.- Uśmiechnął się i w jednej chwili wróciła do niego cała pewność siebie.
B: Są od Spencera?
K: Tak. - Wróciła z wazonem. Obserwował jak układa kwiaty i zanosi je do sypialni.
B: W takim razie musi się jeszcze sporo nauczyć o tobie. - Zrobił krok w jej stronę. Przekrzywiła głowę.
K: Nawet dogadujemy się.
B: Ale nie tak dobrze jak ze mną. Poza tym ja nie ograniczyłem się tylko do bukietu. - Wyciągnął z kieszni małe pudełeczko i wręczył zaciekawionej kobiecie. Zastanawiała się, czy powinna otworzyć pakunek.
B: Nie bój się to nie pierscionek zaręczynowy.
K: W takim razie otworzę!- W środku był łańcuszek z czerolistną koniczyną. Zaniemówiła.
K: Piękna. Ale, czy to przypadkiem nie przesadziłeś? Kwiaty by mi wystarczyły.- Zamknęła pudekło. Billy otworzył je. I patrzył dłuższą chwilę kobiecie w oczy.
B: Zasługujesz na wszystko co najlepsze. Zawłaszcza ostatnio. Nawalałem po całej linii... Zamiast cię wspierać i chronić to dodawałem ci tylko zmartwień... - Kate zmierzyła go.
K: Ostatnio wszystkim udzielają się emocje, ale nie sądzisz, że ty już trochę przesadziłeś? - Było mu głupio.
K: Zrozum ja już mam dość twoich wahań nastrojów... Wystarczająco oboje mamy ciężko, żeby sobie jeszcze wrzucać...
B: Przepraszam... Zmienię się... Obiecuję ci!- Strał się bronić.
K: Nie obiecuj mi tylko to zrób. Jak sobie wyobrażasz naszą dalszą współpracę w takich warunkach?
B: Masz rację. Pamiętasz jak mówiłaś mi, żebym przyszedł do ciebie jak będę wiedział o co mi chodzi?- Kiwnęła twierdząco głową i patrzyła na niego.
B: Sądzę, że to właściwy moment, żeby wszystko ci wyjaśnić. Posłuchasz tego co mam ci do powiedzenia?
K: Tak.- Usiadła w fotelu. Billy przysiadł nerwowo na sofie i głęboko patrzył w jej oczy. Czuła sie dziwnie.
B: Chodzi o ciebie Kate...
K: Słucham?! Co ja znowu zrobiłam, albo w co się wpakowałam? Czego mi nie mówisz!? Wiedziałam, że coś jest na rzeczy!- Zdenerwowała się. White obserwował nerwową reakcję kobiety.
B: Chyba mnie nie zrozumiałaś. Spokojnie nie masz kłopotów w pracy... - Odetchneła z ulgą.
K: Nie strasz mnie tak głupku! Dlaczego mówisz mi takie rzeczy!?
B: Jak ty nic nie rozumiesz...
K: Co!? To mów jaśniej.. Strasznie się plątasz, wiesz?- Zmierzyła go. Zrezygnowany popatrzył w podłogę.
B: Od dłuższego czasu, czuję coś do ciebie Kate i nie potrafię tego zwalczyć... Nie dostrzegasz tego?- Ich spojrzenia spotkały się. Kate waliło serce jak oszalałe, a słowa zawisły w powietrzu. Zapanowała cisza. Poruszyła się.
K: Billy...- Szukała słów. Nie potrafiła jednak sklecić zdania.
B: Kocham cię...- Podszdł do niej. Wstała jak oparzona z fotela i odsunęła się.
K: Przykro mi... Ja... To znaczy... Znasz zasady i mnie, że nie szukam miłości ani związku wśród partnerów z pracy...
B: Co za bzdura! A skąd wiesz, może nam by się udało?
K: Po prostu wiem, że nam się nie uda. To miłe, że zależy ci na mnie, ale ja nie dam rady...-Podszedł do niej.
B: Cii... Wiem, że się boisz po tym wszystkim co cię spotkało, ale ja jestm inny..- Nachylił się i musnął jej wargi. Delikatnie złożył na jej ustach pocałunek. Odskoczyła.
K: Co ty robisz!?- Zasloniła usta ręką.
B: Nic niedozwolonego skoro oboje jesteśmy sami. Staram się tylko przekonać ciebie do mojej osoby... - Znów starał się zbliżyć do policjantki, ale odepchnęła go.
K: Powinieneś iść już do domu. Przykro mi Billy, ale ja nic do ciebie nie czuję. - Ugryzła się w język te słowa były okrutne, ale całując ją posunął się za daleko. Zmierzy ją.
B: Dlaczego?- Spuściła wzrok. Nie zamierzała mu mówić, że ma kogoś.
K: Bo cię nie kocham... Nie jestem w stanie cię pokochać, ponieważ jesteś dla mnie tylko partnerm i moim przyjacielem. Nie chcę tego zniszczyć. Zależy mi na naszej znajomości, ale nie w takim sensie jak tobie.. Przepraszam.
B: Skończ chrzanić Kate! Znam cię na tyle, ze wiem kiedy starasz się coś ukryć. Nie wciskaj mi tutaj jakiś łzawych gadek o wartosści przyjaźni tylko powiedz prawdę! Ja byłem z tobą szczery!- Zaczął krzyczeć. Starała się opanować gniew i zrozumieć, że musi byc dotknięty jej ostrymi słowami. Zamyśliła się.
B: Masz kogoś. - Wyrwał ją z amoku myśli. Kpiąco się uśmiechnął widząc jej reakcję.
B: Nic nie powiesz? Co? To był strzał w dziesiątkę! Pamiętaj, że znam cię lepiej niż ktokolwiek inny. I do tego masz pecha, bo jestem dobrym śledczym. Kto to?- Zauważyła, że zrobił się nieco agresywny. Sama powoli traciła nerwy.
K: Nie twoja sprawa...
B: Nawet nie zaprzeczyłaś! Wal śmiało przyjaciółko. Przecież tak lubisz szczerość.
K: Billy, proszę cię... Opanuj się i wyjdź, zanim to wszystko pójdzie za daleko! Nie chce tego niszczyć!
B: To zabawne, zwłaszcza że wszystko JUŻ zniszczylaś. Więc, kto to Kate?
K: Wyjdź.- Powiedziała ostro. Stanął bardzo blisko niej.
K: Znowu to robisz! Jesteś agresywny! - Wykrzyczała mu w twarz. Zaśmiał się i znów musnął jej usta.
B: Jesteś żałsona. Próbujesz zwalić winę na mnie, a sama nie jesteś fair. Nieładnie! Kimkolwiek on jest, życzę mu śmierci. -Warknął.
K: Wynoś się! - Otworzyła drzwi. Wściekly partner opuścil mieszkanie policjantki. Stała dłuższą chwilę oparta o drzwi i przetwarzała to co się stało.
K: To jest jakiś koszmar!- Walnęła pięścią o drzwi.
Komentarze
Prześlij komentarz