Rozdział 26

Niedziela 15.07.2012 godz. 19:40

Zaparkował pod blokiem Kate. Dłuższą chwilę wpatrywał się w śpiącą twarz kobiety. Była taka spokojna. Ciągle rozmyślał o szczerej rozmowie policjantki z jego mamą. Cieszył się, że dwie najważniejsze kobiety jego życia potrafią ze sobą rozmawiać w sposób szczery, pełen szacunku i do tego lubią się. Delikatnie nachylił się nad brunetką. Musnął jej czoło. Powoli otorzyła oczy. Zerknęła przez szybę. Wzrok skierowała na ateka.
K: To już Kraków?
Z: Niestety...  Przepraszam, że tak krótko, ale wiesz że mam dużo zaległości do nadrobienia. Następnym razem pojedziemy na dłużej.
K: Gdzie jest mój bagaż?- Rozglądnęła się po aucie i wysiadła. Zane stanął obok niej.
Z: Mogę wiedzieć co robisz?
K: Zbieram się do domu. A ty chyba masz jechać na Stalową, więc nie chcę przedłużać. - Wyciągnęła się. Antyterrorysta zmierzył policjantkę i narzuciła na ramię torbę.
K: Co robisz? Przecież spieszysz się!- Dogoniła go.
Z: Nie na tyle, żebym cię nie mógł odprowadzić bezpiecznie do domu. - Stanęli pod klatką. Złapała za ramię torby. Zane w tej samej chwili kiedy trzymała walizkę pociągnął ją. Kate wpadła na niego. Objął policjantkę jedną ręką, a drugą postawił torbę podróżną na chodniku.
Z: Ty chyba nigdy nie przestaniesz mnie od siebie odpychać...
K: Nie wiem o czym mówisz... - Odpowiedziała wymijająco. Zaśmiał się.
Z: Mogę cię o coś zapytać?
K: To zależy, co chcesz wiedzieć?- Puścił ją z objęć i zrobił krok w tył. Patrzyli sobie w oczy.
Z: Pytałem cię już kilka razy, ale może tym razem mi się uda... Zamieszkajmy razem.- Te dwa słowa zawisły w powietrzy. Kobieta analizowała zdanie. Widział w jej oczach zawahanie.
Z: Wiem, o czym myślisz... Ciągle gdzieś biegamy, gonimy, uciekamy, mijamy się. Praktycznie się nie widujemy... Ale nie sądzisz, że można to zmienic? Kwestią czasu jest kiedy na Stalowej dowiedzą się o nas. Całe życie nie możemy się ukrywać. Jeśli będzie trzeba to odejdę. Mam pracę w wojsku! Mam już dosyć odkładania życia na bok! Praca nie jest najważniejsza... Co z nami? Co z naszym szczęściem? Chyba już pora najwyższa skupić się na sobie, nie sądzisz?- Zerknął pytająco na policjantkę. Słuchała w skupieniu. Teraz jej słowotok przeszedł na niego. Dalej wahała się. Bardzo chciała z nim zamieszkać, ale po przejściach z Samem boi się... Co innego jest pomieszkiwać z kim raz na jakiś czas, a co innego być z kimś 24 godziny na dobę!
K: Sądzisz, że to dobry pomysł?
Z: Tak, czego się boisz?- Odwróciła wzrok. Znowu czyta z niej.
Z: Wiem doskonale, że przejechałaś się na mieszkaniu z facetem, ale ja nie jestem Samem... Przy mnie nic ci nie grozi... Jesteśmy ze soba pond rok... Jedynie co ci grozi to moja obecność i marudzenie z rana... Nie bałaganie- chyba, że na biurku... Chodzę jak w zegarku... Postaram się nie wchodzić ci w drogę. Wiesz co, zróbmy tak. Zamieszkaj u mnie na jakiś czas, jeśli będziesz mieć mnie dosyć to zawsze będziesz mogła uciec do siebie. A ja nie będę mieć żalu. - Patrzył na nią wyczekująco. Zgodziła się już po pierwszych zapewnieniach, ale chciała wysłuchać co ma jeszcze ciekawego do powiedzenia.
Z: Jeśli potrzebujesz czasu...
K: Nie potrzebuję czasu... Odpowiedź już dawno znam. Twoje zapewnienia oprócz marudzenia z rana zapewniły mnie, że tego chcę! - Zrobił wielkie oczy.
Z: Możesz powtórzyć, bo albo ja źle słyszę, albo własnie się zgodziłaś?!
K: Czyli, oprócz marudzenia, źle słyszysz... Nie wiem czy w takim wypadku robię dobrze zgadzając się zamieszkać z tobą!- Zane bez słowa pocałował ją bardzo namiętnie. Podobał się kobiecie pełen emocji pocałunek.
Z: Chodźmy do domu! Naszego domu!- Pciągnął ją za sobą.
K: Zaczekaj! Przecież ty jedziesz na komendę. Pozwolisz, że zabiorę z domu moje najpotrzebniejsze rzeczy? Dziś się spakuję, a jutro wpadniesz po mnie i zabierzesz graciarnię moją do siebie.- Przed wciśnięciem kodu do bramy wejściowej, odwróciła się do ateka i pomachała mu. W tej samej chwili kiedy machała ktoś znienacka z impetem otworzył bramę wejściową. Dostała dosyć mocno uderzona. Zakręciło się jej w głowie. Ledwo stała na nogach. Zane miał podejść, ale zauważył dobrze znane mu czerwone światło. Zerknął na siebie i zrozumiał, że laserowa broń jest w niego wycelowana. Rozglądnał sie dookoła. W ich stronę szła grupa dobrze uzbrojonych mężczyzn. Żołnierz strał się skupić i realnie ocenić sytuację, w której się znaleźli. Szukał wyjścia. Z klatki wyszedł mężczyzna, który patrząc mu prosto w oczy złapał ogłuszoną kobietę. Zane zmarszczył brwi. Zignorował laser, który miał na piersi i podszedł w kierunku mężczyzny. Ten jednym ruchem pchnął policjantkę na betonowe wejście z kodem. Zane z przerażeniem patrzył jak bezwładne ciało kobiety osuwa się na chodnik raniąc przy tym całą lewą stronę twarzy. Czuł, że krew buzuje w nim coraz bardziej. Tracił zimną krew.
Z: Kate!- Krzyknął.
Nap*: Stój spokojnie to nie zrobię jej krzywdy!- Przystanął. Otoczyli go. Wiedział, że jest bez szans. Poddał się im. Rozpoznał kilka osób. To są ludzie Czachy. Zastanawiał się w jaki sposób go rozpracowali i czy reszcie kolegów coś grozi.
Z: Zostawcie ją! Chodzi wam o mnie! - Zaśmiali się mu w twarz.
Nap2: O ciebie? Ty jesteś tylko dodatkiem żołnierzyku. Wykonuj nasze polecenia a ona pożyje trochę dłużej. Zastanowił się o co tutaj chodzi. Nic nie trzymało się kupy.
Nap2: Teraz się przejedziemy na małą wycieczkę. Do samochodu i nie próbuj żadnych sztuczek.
Z: Zrozumiałem. - Pozostało mu się tylko modlić o cud. Pliczył ich. Pięciu. Wszyscy mają broń i dodatkowe magazynki. Opierał się przy wejściu do samochodu. Nie chciał zostać rozdzielony z Kate. Mocno krwawiła w czoła. Zauważyli, że obserwuje przerażony kobietę. Wymienili się uśmiechem i otworzyli bagażnik.
Z: Nawet się nie waż!- Wrzucił nieprzytomną kobietę do bagażnika niczym kukłę. Zane prawie się wyrwał.
Z: Ty sku*wysynie! Zabije cię! Przysięgam!
Nap: Ciekawe jak!? Wsiadaj, bo inaczej się nią zajmę!- Zrezygnowany i zdenerwowany wsiadając zauważył podjeżdżające auto Whita. Billy widział całe zajście, jednak żeby nie spalić akcji udał, że jedzie dalej i gada przez telefon. Zane zrozumiał, zachowanie Whita. W duchu podziękował Bogu za to, że zesłał kogoś znajomego. Szkoda, że to akurat Billy, ale są uratowani.

Komentarze