Poniedziałek 16.07.2012 godz. 12:39
Złapała antyterrorystę za dłoń. Czule
głaskała ją. Nie mogła znieść widoku zmasakrowanego ciała Zana, który poświęcił
się dla niej. Łzy napłynęły Kate do oczu.
K: Przepraszam... Zane tak bardzo cię
przepraszam... Tak mi przykro... Przeze mnie masz znowu kłopoty! Proszę cię
walcz! Nie poddawaj się! Nie teraz! - Krzyknęła na całą salę, a zaraz potem bez
sił opadła na krzesło.
K: Słyszysz Zane? Nie zostawiaj mnie! Kocham
cię.- Pocałowała go w dłoń.
K: Jak mogłeś być taki lekkomyślny i mnie
ratować?! Naprawdę jesteś idiotą! Poświęciłeś się dla mnie... Przynoszę ci
tylko pecha... Nie zasługuję na ciebie... Przepraszam cię...- Gwałtownie
podniosła się z miejsca i zastygła w bezruchu. Kilka kroków od niej stała mama
Zana. Po policzkach kobiety płynęły łzy. Policjantka zorientowała się, że
musiała wszystko słyszeć.
K: Ja...Przepraszam panią! Bardzo panią
przepraszam...- Spuściła wystraszona głowę w dół i ruszyła przed siebie. Nie
wiedziała, że pani Diana już przyjechała. Nie była gotowa stanąć twarzą w twarz
z mamą mężczyzny. Nie miała pojęcia co jej powiedzieć, jak się tłumaczyć i czy
w ogóle będzie chciała słuchać jej tłumaczenia. Minęła z walącym sercem starszą
kobietę. Pani Diana złapała ją za nadgarstek. Mimowolnie zatrzymała się.
Di: Popatrz na mnie moje dziecko.-
Policjantce chwilę zajęło podniesienie głowy.
K: To wszystko przeze mnie. Przepraszam
panią! Wolałabym teraz być na jego miejscu, niech mi pani wierzy! Nie zasłużył
sobie na to!- Wyszlochała. Mama żołnierza przytuliła ją do siebie. Płynęły im
łzy.
Di: To nie twoja wina. Nie gadaj bzdur, że
powinnaś być na jego miejscu, bo gdyby to słyszał to by się wkurzył. Mój syn
ratował cię i poświecił się dla ciebie. A wiesz dlaczego? - Pokiwała przecząco
głową.
Di: Bo cię bardzo kocha. Wolał poświęcić
swoje ciało i zdrowie dla ciebie. To się nazywa prawdziwa miłość. Miłość to
wierność, poświęcenie, chęć ratowania bliskiej ci osoby i współdzielenie z nią
cierpienia. Jestem z niego dumna, że pojął te wartości i cię chronił za wszelką
cenę. Nie mam do ciebie o nic żalu, bo wiem że zrobił to z czystej
nieprzymuszonej woli. Z miłości do ciebie. - Odsunęła się od niej. I powtórzyła
kilka razy ostatnie zdanie. Chcę tylko wiedzieć, co takiego się wydarzyło?-
Kate uciekła wzrokiem w bok.
K: Nie mogę o tym z panią rozmawiać.
Przepraszam... Tajemnica służbowa... Ani ja ani też Zane nie możemy mówić o
takich rzeczach. Wiem, że chociaż tyle powinnam dla pani zrobić, ale nie mogę.
Nawet nie chcę. To okropne... Nie powinna pani tego słyszeć.
Di: Powiedz mi w takim razie tylko tyle,
czy ci bandyci już wam nie zagrażają?
K: Nie zagrażają. -Słowa obiły się o
ścianę. Sama chciała w to wierzyć. Myślała, że po Sroce już jej też nic nie
grozi, a jednak się pomyliła i to tak bardzo.
K: Zostawię was samych. - Usiadła na ławce
przed salą. Łokcie oparła o kolana. Masowała kark. Teraz czuła zmęczenie.
Adrenalina przestawała działać. Dosiadł się do niej Spencer.
S: Powinnaś odpocząć. - Zerknęła na niego.
K: Nic mi się jest. Nie jestem zmęczona.
Musze być przy Zanie.
S: Spałaś coś?
K: Nie przypominam sobie. - Wzrok miał
pusty.
S: A piłaś coś?- Pokręciła przecząco
głową. Wstał i podszedł do automatu, który stał obok. Zamówił dla niej herbatę
z cytryną a dla siebie wziął czarną mocną kawę. Podał jej kubek. Wypiła
ciurkiem. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo chce jej się pić. Blado się
uśmiechnęła do partnera w podziękowaniu.
S: Poczekaj, pójdę do cukierni po jakąś
drożdżówkę.
K: Nie jestem głodna.
Di: Ale ja owszem. Diana Stone. Jestem
mamą Zana.- Podała rękę, którą pocałował Spencer.
S: Nadkomisarz Spencer Rodrigez.
Di: Jest pan kolega Zana z wydziału
kryminalnego?
S: Tak, a dokładnie jestem partnerem Kate.
Di: Zane jest waszym szefem?- Spencer
znacząco wymienił spojrzenie z partnerką.
S: Więc.. Jakie chcą panie drożdżówki?
K: Muszę pani coś powiedzieć.- Wtrąciła
się do rozmowy. Spencer zrozumiał, o czym będzie rozmowa więc akurat wykorzysta
okazję żeby zostawić je same.
S: To ja już pójdę. wybiorę coś sam.
K: Dzięki.- Odprowadziła go wzrokiem.
Di: Bardzo miły człowiek. Co chciałaś mi
powiedzieć?- Lekko odwróciła się w jej kierunku.
K: Nie wiem jak z panią o tym rozmawiać...
Bo Zane najwyraźniej nie powiedział pani całej prawdy o jego pracy w policji.
Wydaje mi się, że chciał panią również chronić.
Di: Zaczynam się niepokoić. Zane nie jest
policjantem?
K: Jest, ale... innym niż ja i Spencer.
Di: Nie jest kryminalnym?- Zdziwiła się.
Kate milczała. Dała jej czas na przetworzenie informacji. Nie może na kobietę
zrzucić takiej bomby w jednej chwili.
Di: Kim jest mój syn!?
K: Zane wykonuje bardzo niebezpieczna
pracę dla policji...- Szukała odpowiednich słów.
Di: Pracuje przy narkotykach, z mafią?
Powiedz mi!- Zaczęła się denerwować.
K: Poniekąd tak. Zane zajmuje się
wszystkim. Jest dowódcą Samodzielnego Pododdziału Antyterrorystycznego Policji
w Krakowie. - Mama Zana zrobiła ogromne oczy.
Di: Kim jest?- Wyszeptała.
K: W skrócie antyterrorysta.
Di: Wiem, co znaczy SPAP... Czemu? Dlaczego
wybrał akurat to!?
K: Proszę tak nie krzyczeć, bo ktoś
usłyszy...
Di: Ciągle mnie okłamywał. Kłamał mi
prosto w oczy. Jak on tak mógł! Gdyby nie ten wasz wypadek to dalej żyłabym w
nieświadomości... To okropne! Obiecał mi, że się ustatkuje i nie będzie aż tak
ryzykować. Zrezygnował z wojska na rzecz tego!- Kate skrzywiła się.
K: Z wojska tez nie zrezygnował.
Ograniczył tylko...
Di: Mówił, że po ostatnim razie, jakiś rok
temu zrezygnuje... Co za kłamca!- Była zła. Zachowywała się jak typowa mama.
Di: Czy to co się stało, miało wpływ z
praca Zana?
K: Nie. Ze mną. To moja wina. Jego tam nie
powinno być. Znalazł się zupełnie przez przypadek. Wszystko jest takie
skomplikowane... Od początku wiedziałam, że nie powinniśmy być razem.
Przeczuwałam, że przyniosę mu pecha i kłopoty. Narażałam go cały ten czas...
D: On ciebie też. Mogli go przecież
rozpracować...
K: nawet pani to zauważyła, że oboje
niepotrzebnie komplikujemy sprawy... Tak nie powinno być. Byliśmy kolejny raz
nieodpowiedzialni. Ale na ty koniec.- Łza jej spłynęła po policzku.
Di: O czym ty bredzisz, dziecko? Nic
takiego nie powiedziałam.
K: Nie powinniśmy być razem. Próbowałam go
od siebie odpychać, wmawiać sobie, że nic do niego nie czuję, ale to było
jednak silniejsze ode mnie. Teraz wiem i rozumiem jaki popełniłam błąd.
Di: Przecież go kochasz.
K: Dlatego muszę zakończyć to wszystko
zanim będzie za późno i dojdzie do tragedii.
Di: Chyba oszalałaś do reszty. Widać, że
jesteś zmęczona, bo gadasz od rzeczy. Nie pozwalam ci od niego odejść!
Rozumiesz? Masz na niego bardzo dobry wpływ. Kochacie się i jesteście gotowi za
sobą wskoczyć w ogień. Powiedz mi warto to kończyć?
K: Powinna mnie pani nienawidzić i
namawiać do zerwania. Bronic syna. Krzyczeć na mnie! A tymczasem jest pani dla
mnie taka wyrozumiała i pełna empatii. Jest pani dla mnie milsza niż moja
własna mama. Dziękuję.
Di: Zaczęłaś mówić o waszym początku
znajomości. Jak to się stało, że jesteście razem? Nigdy nie mówiliście mi?
K: Zane nic pani nie mówił?
Di: Sądzisz, że syn jest skłonny rozmawiać
o takich rzeczach ze starą matką?- Mimowolnie uśmiechnęła się.
Di: To jak opowiesz mi? Czy to też
tajemnica?
K: To akurat nie jest tajemnicą. I należy się to
pani.
Komentarze
Prześlij komentarz