Rozdział 37

Wtorek 24.07.2012 godz. 19:15

Stan Zana ustabilizował się. Przeszedł wielogodzinną i bardzo skomplikowaną operację ręki. Doktor Robert uspokoił Kate i mamę antyterrorysty. Mówiąc o lekkiej poprawie. Jednak dalej jest w strefie ryzyka. Dwie poważne operacje w ciągu jednego tygodnia to nic dobrego.
R: Będziemy go utrzymywać przez jakiś czas w śpiączce farmakologicznej.
Di: Ale, panie doktorze czy to mu nie zaszkodzi?- Zapytała wystraszona.
R: Proszę być spokojną, to pomoże Zanowi zregenerować utracone siły. Wszystko mamy pod kontrolą. - Opowiedział bardzo spokojnie. Rozumiał w jakiej sytuacji są. Zerknął na Kate, która trzymała się za głowę. Zmarszczył brwi.
R: Kate, wszystko w porządku?
K: Tak, to emocje...- Skłamała. Bardzo bolała ją głowa. Jednak nie miała ochoty na serie badań. Nie ona teraz jest najważniejsza. Z reszta zrobili jej podstawowy przegląd, bo na resztę tomografii i innych badań się nie godziła. Stanęła przy szklanej szybie i wpatrywała się w podłączonego do różnych aparatur żołnierza. Nie mogła znieść tego widoku. Ashley podeszła do niej i objęła ją ramieniem.
A: Jest silny. Słyszałaś?
K: Nie wyobrażam sobie życia bez niego, Ash.
A: On bez ciebie też. Bardzo cię kocha. Mówił mi to tyle razy.- Kate pociekła łza. Dołączyli pod salę Zana koledzy z wydziału Kate. Nate i Spencer rozmawiali z mamą ateka. Streszczał im wszystko co powiedział lekarz.
N: Ashley!- Zawołała koleżankę. Blado się do niego uśmiechnęła i podeszła.
S: Jak się trzyma?
A: Daje radę.
S: Jadłyście coś?
A: Nie. Czekałyśmy pod salą operacją cały dzień.
S: To idź coś zjedz z panią Dianą. Musimy porozmawiać z Kate. I dołączymy do was. - Rozdzielili się. Robert użyczył im swój gabinet.
K: Walcie. Nie mam już siły na owijanie.
S: Wiemy kto was wystawił mafii.- Popatrzyła na nich uważnie.- Mężczyźni streścili jej wszystko. Siedziała z zaciśniętymi pięściami.
N: Poza tym, Stary wzywa cię na dywanik. Kiedy kończy ci się zwolnienie lekarskie?
K: We czwartek. - Spuściła wzrok. Wiedziała, że nie pozbiera się u Starego. Pewnie ją wywali na zbity pysk.
K: Powiedz mu, że we czwartek o 10 będę u niego. - Wstała i wyszła. Idąc pod salę, zauważyła, że pani Diana rozmawia z żołnierzami. Przystanęła i przyglądnęła im się. Czwórka mężczyzn. Pewnie koledzy z batalionu Zana.
BP*: Pułkownik Benjamin Parker. Jestem dowódcą Zana. Bardzo mi przykro z tego co się stało. Jeśli możemy pani jakoś pomóc to proszę mówić śmiało. Jesteśmy do pani dyspozycji.
Di:  Dziękuję bardzo. Dajemy radę. Jesteśmy dobrej myśli. Bardzo się cieszę, że mogliście panowie do niego przyjechać. - Zerknęła w stronę zbliżającej się Kate.
BP: Czy wie może pani jak do tego doszło?
Di: Wiem niewiele, nie chcą mi udzielać informacji. Może to i lepiej. O to jest...- Pokazała ręką w stronę policjantki. Nie dokończyła, ponieważ mężczyzna popatrzyła na Kate. Stanęła wryta. Nie wiedziała czy ma stać czy uciekać.
BP: Ta kobieta prowadziła sprawę pani syna?- Nie czekał na odpowiedź kobiety i ruszył w kierunku przestraszonej policjantki.
Di: Nie...- Starszy żołnierz doskoczył do Kate.
BP: Prowadziłaś sprawę? Co się stało z moim żołnierzem do jasnej cholery!? Jak to wytłumaczysz? Czekam na wyjaśnienia. - Mówił podniesionym tonem. Mama Zana postanowiła zareagować. Nie spodobał się jej niemiły ton mężczyzny.
Di: Proszę na nią nie wrzeszczeć! Nie widzi pan w jakim jest stanie!? - Przypatrzył się obitej twarz przestraszonej Kate.
BP: Pani komisarz przywykła do ostrego tonu w pracy, poza tym chyba wie co się wydarzyło skoro prowadzi tą sprawę. Przepraszam, jeśli dla pani to było niemile.
Di: To nie mnie pan powinien przepraszać tylko Kate! - Oburzyła się. Mężczyzna wyraźnie pogubił się. Kate odwróciła głowę i odeszła. Żołnierz przeprosił panią Dianę i poszedł za kobietą.
A: Czy ja dobrze widziałam pułkownika Parkera?- Wskazała na plecy mężczyzny.
Di: Tak. Skąd go znasz? Powiedz mi co tutaj jest grane?- Przysiadła zmęczona na krześle.
A: To wujek Kate.

Komentarze