Czwartek 26.07.2012 godz. 10:05
Zapukała niepewnie do drzwi komendanta. Przed wejściem do pomieszczenia wzięła głęboki oddech. Nate, który stał obok swojej podopiecznej również był zdenerwowany. Przypatrzył się policjantce. Była ubrana schludnie jak na okoliczności. Czarne rurki i popielaty T-shirt podkreślały jej zmęczenie i drobność. Zmizerniała i schudła. Efekt nerwów i stresu. Szaro-czarny żakiet wisiał na jej obitym ciele. Położył na otuchę swoją dłoń na ramieniu policjantki.
St: Proszę usiąść Pani Fox. - Wskazał na krzesło przed swoim biurkiem.
K: Postoję. - Zmierzył ją.
St: Jak pani woli. Przejdę do sedna sprawy. Długo zamierzaliście urządzać z kapitanem Stonem samowolkę? Ukrywać związek? - Huknął na Kate. Momentalnie wyostrzyły się jej rysy twarzy. Po raz pierwszy do tygodnia jej twarz nie była bez wyrazu. Nate uznał to za dobry znak.
K: Z tego co się orientuję,to moje życie prywatne nie powinno nikogo interesować. - Nate uśmiechnął się.
St: Chyba, że odbija się ono na pracy, tak ja w waszym przypadku, nie sądzi pani?
K: Z całym szacunkiem inspektorze, ale wielokrotnie widział nas pan razem w różnych akcjach i nie zorientował się pan, więc to chyba świadczy o tym, że w bardzo dobry sposób potrafimy oddzielać życie prywatne od zawodowego. Nie wchodzimy sobie w drogę i nie tracimy zimnej krwi. Oboje stawiamy na profesjonalizm. W pracy najważniejsza jest praca i nic poza tym.
St: A teraz widzę skutki waszego profesjonalizmu!
K: Proszę mi powiedzieć do czego pan zmierza, bo nie zamierzam się tłumaczyć.
St: Nie każę się pani tłumaczyć z życia prywatnego i ze swoich wyborów, ale nie mogę pozwolić, żeby podobna sytuacja jak ta sprzed kilku dni miała miejsce na mojej komendzie! Nie pozwolę pani narażać zespołu i innych osób! Rozumie pani, że w takim wypadku muszę panią zwolnić?
N: Panie inspektorze. Nie może pan pozbyć się tak dobrych ludzi. To złe posuniecie. Co się stało to się nie odstanie.- Starał się załagodzić sytuację.
St: Nie mogę was narażać za kogoś decyzje.
N: Każdy z nas podejmuje decyzje! One ważą na naszych i cywilów losach! To my podejmujemy ostateczne decyzje, za które jesteśmy odpowiedzialni do końca życia. Nie uważa pan, że w takim razie wszyscy zasługujemy na zwolnienie?
BP: Mądrze mówisz.- Wszedł bez pukania do pokoju. Patrzyli na niego jak na ducha. Inspektor McPhee zbladł.
BP: Przeszkadzam?- Zerknął na Kate.
St: Ależ skąd! Proszę siadać. Panie pułkowniku co sprowadza pana do nas?
BP: Postoję. - Nate uśmiechnął się. Może jednak są spokrewnieni ze sobą. Policjantka zastanawiała się co tu nagle obi jej wujek. Miała nadzieję, że nie wygada się o ich pokrewieństwie. Może chce jej zwolnienia?
BP: Jak sprawuje się kapitan Zane Stone?- Policjanta pytająco popatrzyła na Nate. Wzruszył ramionami. I przyciągnął ją do siebie. Pułkownik i inspektor stali naprzeciw siebie.
St: Pan kapitan bardzo dobrze wykonuje swoją pracę. Świetnie godzi obowiązki wojskowe z policyjnymi. Prowadzi doskonałe szkolenia i podniósł wyniki antyterrorystów. Wzbogacił nas o nowe umiejętności i doświadczenia. Bardzo się cieszę, że dołączył do naszego zespołu. To skarb dla naszej komendy, że taki wspaniały żołnierz może u nas pracować. Proszę porozmawiać z jego zespołem. - Zrobiło się jej niedobrze od lizustwa szefa.
BP: Już rozmawiałem i znam ich opinię. Proszę mi wytłumaczyć jak to możliwe, że mój żołnierz, którego użyczyłem waszej komendzie, i który tyle dla was zrobił leży i walczy w szpitalu o życie!? Zastanawiam się jak wasza komenda może być tak niekompetentna! - Kate uznała jego słowa za przytyk.
K: Już po mnie, Nate.- Wyszeptała. Przełożony nie wiedział do czego zmierza pułkownik.
BP: Niech pan zobaczy w jakim stanie są pańscy ludzie! - Wskazał na Kate.
St: Oczywiście zawiniliśmy. Ale wyjaśniłem już wszystkie kwestie z panią komisarz Fox. Prawda?- Przytaknęła głową. Panie pułkowniku... Doskonale rozumiem pana frustrację, ale dołożę wszelkich starań, żeby wyjaśnić to wszystko.
BP: Ciekawe? Zwalniając ją? Słyszałem jak pan na nią tylko krzyczał i próbował zrzucić odpowiedzialność. I to nie wy zawiniliście tylko pan inspektorze! Niech pan nie mówi my mając na myśli siebie samego! Jest pan po prostu niekompetentny! Nie potrafi pan zarządzać w odpowiedni sposób zespołem! Ich życie osobiste nie ma nic do tego, skoro nie wchodzą sobie w drogę w pracy! A skoro już o tym mowa to chyba zapomniał pan, że SPAP ma zupełnie inne zadania niż zwykli policjanci.
St: Rozumiem.
BP: Nie rozumie pan! Który dobry dowódca każe swoich ludzi za to, że byli niewinną ofiarą? Podobno ten człowiek był przestępcą na całą Polskę, a nawet Europę! Ci tutaj stojący i wszyscy, którzy brali udział w tej żmudnej sprawie powinni zostać awansowani! Na czele z panem Carterem i Panią Fox!
N: Bardzo dziękuje panie pułkowniku za słowa uznania.
St; Zostaną należycie nagrodzeni. Bardzo pana przepraszam pułkowniku.
BP: A pani co tutaj jeszcze robi? Nie powinna być pani teraz w szpitalu?- Popatrzył na zszokowaną minę Kate.
K: Musiałam wyjaśnić kilka kwestii.- Wykrztusiła.
St; Musieliśmy porozmawiać.
BP: Pani komisarz potrafi mówić. Skoro wszystko już wyjaśnione, to nic tu po pani. Panie nadkomisarzu, proszę nas zabrać do szpitala.
N: Oczywiście.
BP: A pan.. Panie inspektorze powinien się porządnie zastanowić na rezygnacją, skoro sobie nie radzi. - Wyszedł razem z Natem.
K: Przepraszam. - Spuściła głowę.
St: Fox! Zapomnijcie o awansach wszyscy!
K: Czyli zostaje zwolniona?- Popatrzyła znacząco na drzwi.
St: Nie. Ty i Stone zostajecie oboje! Ale będę mieć was na oku! Jeden błąd i po was! Zrozumiałaś.- Przytaknęła i dogoniła mężczyzn. Nate akurat dziękował i gratulował obrony Kate.
N: Zostawię was samych. Pewnie chcecie coś ze sobą wyjaśnić?- Kiwnęła głową.
K: Dlaczego się za mną wstawiłeś?
BP: Bo tylko to jedno mogłem zrobić dla ciebie. Wiem jak bardzo kochasz swoją pracę. Nie zasłużyłaś sobie na to wszystko. Kate tak bardzo cię przepraszam. Dotarło do mnie jak bardzo cierpisz i jakim byłem durniem. Cały czas cię odtrącałem zamiast ci pomagać. Żaden dobry i kochający wujek tak się nie zachowuje. Przepraszam, że nie byłem dla ciebie wsparciem. Przepraszam, że musiałaś przechodzić przez całe piekło sam! Od tej pory wszystko się zmieni. Możesz na mnie liczyć. Chcę być przy tobie. Chcę ci pomagać. Chcę być twoim prawdziwym wujkiem. Chcę ci jakoś wynagrodzić te wszystkie lata. Proszę tylko daj mi szansę.- Płakała. Nigdy nie spodziewała się tak czułych słów od niego. Musiało go to wyznanie wiele kosztować. Jest tego pewna, bo płynie w nich ta sama krew. Podeszła i przytuliła się.
K: Już mi się odwdzięczyłeś. To dla mnie bardzo wiele. Dziekuję ci. Chcę, żebyś był obecny w moim życiu. W końcu oprócz ciebie nie mam nikogo innego.
BP: Mój barat jest z ciebie bardzo dumny. Na pewno nad toba czuwa. Może tego nie widzisz, ale ja to wiem. Wychował cię bardzo dobrze.
K: Chcesz iść ze mną na obiad?
BP: Pod warunkiem, że ja płacę. A ty mi opowiesz o was i o tych wszystkich latach.
K: Nie ma czego opowiadać. Nie chcę wracać do przeszłości. Zane nauczył mnie patrzeć w przyszłość.
BP: To bardzo mądry chłopak. Chociaż opowiedz mi o was. W rewanżu opowiem ci skąd wziął się u mnie Zane.
K: To chodźmy, bo jestem głodna i ciekawa.
Zapukała niepewnie do drzwi komendanta. Przed wejściem do pomieszczenia wzięła głęboki oddech. Nate, który stał obok swojej podopiecznej również był zdenerwowany. Przypatrzył się policjantce. Była ubrana schludnie jak na okoliczności. Czarne rurki i popielaty T-shirt podkreślały jej zmęczenie i drobność. Zmizerniała i schudła. Efekt nerwów i stresu. Szaro-czarny żakiet wisiał na jej obitym ciele. Położył na otuchę swoją dłoń na ramieniu policjantki.
St: Proszę usiąść Pani Fox. - Wskazał na krzesło przed swoim biurkiem.
K: Postoję. - Zmierzył ją.
St: Jak pani woli. Przejdę do sedna sprawy. Długo zamierzaliście urządzać z kapitanem Stonem samowolkę? Ukrywać związek? - Huknął na Kate. Momentalnie wyostrzyły się jej rysy twarzy. Po raz pierwszy do tygodnia jej twarz nie była bez wyrazu. Nate uznał to za dobry znak.
K: Z tego co się orientuję,to moje życie prywatne nie powinno nikogo interesować. - Nate uśmiechnął się.
St: Chyba, że odbija się ono na pracy, tak ja w waszym przypadku, nie sądzi pani?
K: Z całym szacunkiem inspektorze, ale wielokrotnie widział nas pan razem w różnych akcjach i nie zorientował się pan, więc to chyba świadczy o tym, że w bardzo dobry sposób potrafimy oddzielać życie prywatne od zawodowego. Nie wchodzimy sobie w drogę i nie tracimy zimnej krwi. Oboje stawiamy na profesjonalizm. W pracy najważniejsza jest praca i nic poza tym.
St: A teraz widzę skutki waszego profesjonalizmu!
K: Proszę mi powiedzieć do czego pan zmierza, bo nie zamierzam się tłumaczyć.
St: Nie każę się pani tłumaczyć z życia prywatnego i ze swoich wyborów, ale nie mogę pozwolić, żeby podobna sytuacja jak ta sprzed kilku dni miała miejsce na mojej komendzie! Nie pozwolę pani narażać zespołu i innych osób! Rozumie pani, że w takim wypadku muszę panią zwolnić?
N: Panie inspektorze. Nie może pan pozbyć się tak dobrych ludzi. To złe posuniecie. Co się stało to się nie odstanie.- Starał się załagodzić sytuację.
St: Nie mogę was narażać za kogoś decyzje.
N: Każdy z nas podejmuje decyzje! One ważą na naszych i cywilów losach! To my podejmujemy ostateczne decyzje, za które jesteśmy odpowiedzialni do końca życia. Nie uważa pan, że w takim razie wszyscy zasługujemy na zwolnienie?
BP: Mądrze mówisz.- Wszedł bez pukania do pokoju. Patrzyli na niego jak na ducha. Inspektor McPhee zbladł.
BP: Przeszkadzam?- Zerknął na Kate.
St: Ależ skąd! Proszę siadać. Panie pułkowniku co sprowadza pana do nas?
BP: Postoję. - Nate uśmiechnął się. Może jednak są spokrewnieni ze sobą. Policjantka zastanawiała się co tu nagle obi jej wujek. Miała nadzieję, że nie wygada się o ich pokrewieństwie. Może chce jej zwolnienia?
BP: Jak sprawuje się kapitan Zane Stone?- Policjanta pytająco popatrzyła na Nate. Wzruszył ramionami. I przyciągnął ją do siebie. Pułkownik i inspektor stali naprzeciw siebie.
St: Pan kapitan bardzo dobrze wykonuje swoją pracę. Świetnie godzi obowiązki wojskowe z policyjnymi. Prowadzi doskonałe szkolenia i podniósł wyniki antyterrorystów. Wzbogacił nas o nowe umiejętności i doświadczenia. Bardzo się cieszę, że dołączył do naszego zespołu. To skarb dla naszej komendy, że taki wspaniały żołnierz może u nas pracować. Proszę porozmawiać z jego zespołem. - Zrobiło się jej niedobrze od lizustwa szefa.
BP: Już rozmawiałem i znam ich opinię. Proszę mi wytłumaczyć jak to możliwe, że mój żołnierz, którego użyczyłem waszej komendzie, i który tyle dla was zrobił leży i walczy w szpitalu o życie!? Zastanawiam się jak wasza komenda może być tak niekompetentna! - Kate uznała jego słowa za przytyk.
K: Już po mnie, Nate.- Wyszeptała. Przełożony nie wiedział do czego zmierza pułkownik.
BP: Niech pan zobaczy w jakim stanie są pańscy ludzie! - Wskazał na Kate.
St: Oczywiście zawiniliśmy. Ale wyjaśniłem już wszystkie kwestie z panią komisarz Fox. Prawda?- Przytaknęła głową. Panie pułkowniku... Doskonale rozumiem pana frustrację, ale dołożę wszelkich starań, żeby wyjaśnić to wszystko.
BP: Ciekawe? Zwalniając ją? Słyszałem jak pan na nią tylko krzyczał i próbował zrzucić odpowiedzialność. I to nie wy zawiniliście tylko pan inspektorze! Niech pan nie mówi my mając na myśli siebie samego! Jest pan po prostu niekompetentny! Nie potrafi pan zarządzać w odpowiedni sposób zespołem! Ich życie osobiste nie ma nic do tego, skoro nie wchodzą sobie w drogę w pracy! A skoro już o tym mowa to chyba zapomniał pan, że SPAP ma zupełnie inne zadania niż zwykli policjanci.
St: Rozumiem.
BP: Nie rozumie pan! Który dobry dowódca każe swoich ludzi za to, że byli niewinną ofiarą? Podobno ten człowiek był przestępcą na całą Polskę, a nawet Europę! Ci tutaj stojący i wszyscy, którzy brali udział w tej żmudnej sprawie powinni zostać awansowani! Na czele z panem Carterem i Panią Fox!
N: Bardzo dziękuje panie pułkowniku za słowa uznania.
St; Zostaną należycie nagrodzeni. Bardzo pana przepraszam pułkowniku.
BP: A pani co tutaj jeszcze robi? Nie powinna być pani teraz w szpitalu?- Popatrzył na zszokowaną minę Kate.
K: Musiałam wyjaśnić kilka kwestii.- Wykrztusiła.
St; Musieliśmy porozmawiać.
BP: Pani komisarz potrafi mówić. Skoro wszystko już wyjaśnione, to nic tu po pani. Panie nadkomisarzu, proszę nas zabrać do szpitala.
N: Oczywiście.
BP: A pan.. Panie inspektorze powinien się porządnie zastanowić na rezygnacją, skoro sobie nie radzi. - Wyszedł razem z Natem.
K: Przepraszam. - Spuściła głowę.
St: Fox! Zapomnijcie o awansach wszyscy!
K: Czyli zostaje zwolniona?- Popatrzyła znacząco na drzwi.
St: Nie. Ty i Stone zostajecie oboje! Ale będę mieć was na oku! Jeden błąd i po was! Zrozumiałaś.- Przytaknęła i dogoniła mężczyzn. Nate akurat dziękował i gratulował obrony Kate.
N: Zostawię was samych. Pewnie chcecie coś ze sobą wyjaśnić?- Kiwnęła głową.
K: Dlaczego się za mną wstawiłeś?
BP: Bo tylko to jedno mogłem zrobić dla ciebie. Wiem jak bardzo kochasz swoją pracę. Nie zasłużyłaś sobie na to wszystko. Kate tak bardzo cię przepraszam. Dotarło do mnie jak bardzo cierpisz i jakim byłem durniem. Cały czas cię odtrącałem zamiast ci pomagać. Żaden dobry i kochający wujek tak się nie zachowuje. Przepraszam, że nie byłem dla ciebie wsparciem. Przepraszam, że musiałaś przechodzić przez całe piekło sam! Od tej pory wszystko się zmieni. Możesz na mnie liczyć. Chcę być przy tobie. Chcę ci pomagać. Chcę być twoim prawdziwym wujkiem. Chcę ci jakoś wynagrodzić te wszystkie lata. Proszę tylko daj mi szansę.- Płakała. Nigdy nie spodziewała się tak czułych słów od niego. Musiało go to wyznanie wiele kosztować. Jest tego pewna, bo płynie w nich ta sama krew. Podeszła i przytuliła się.
K: Już mi się odwdzięczyłeś. To dla mnie bardzo wiele. Dziekuję ci. Chcę, żebyś był obecny w moim życiu. W końcu oprócz ciebie nie mam nikogo innego.
BP: Mój barat jest z ciebie bardzo dumny. Na pewno nad toba czuwa. Może tego nie widzisz, ale ja to wiem. Wychował cię bardzo dobrze.
K: Chcesz iść ze mną na obiad?
BP: Pod warunkiem, że ja płacę. A ty mi opowiesz o was i o tych wszystkich latach.
K: Nie ma czego opowiadać. Nie chcę wracać do przeszłości. Zane nauczył mnie patrzeć w przyszłość.
BP: To bardzo mądry chłopak. Chociaż opowiedz mi o was. W rewanżu opowiem ci skąd wziął się u mnie Zane.
K: To chodźmy, bo jestem głodna i ciekawa.
Komentarze
Prześlij komentarz