Rozdział 42

Poniedziałek 29.07.2012 godz. 9:36

Spała wtulona w nogi antyterrorysty. Tylko w szpitalu, przy nim potrafiła zasnąć. Z tego powodu i dzięki odznace mogła naciągnąć regulamin. Jednak tej nocy nie mogła długo zmrużyć oka. Wszystko przez rozmowę z lekarzem. Robert z anestezjologiem przekazali mamie ateka i jej dobre wiadomości. Będą wybudzać Zana. Stan na tyle się poprawił i wyrównał, że śpiączka farmakologiczna jest zbędna. Po ponad 2 tygodniach wróci do nich. Usłyszała otwierające się drzwi. Natychmiast podniosła się i poprawiła. Do sali wszedł Robert z pielęgniarką i anestezjologiem.
R: Hej. To już dziś. Jak się czujesz?
K: Trochę się martwię.
Piel: Najgorsze już macie za sobą. Proszę iść na korytarz i poczekać.
K: Ale...
R: Jesteśmy przy nim my. Nic mu nie grozi. - Posłał jej uśmiech. Zrobiła jak kazał. Usiadła przed salą i zadzwoniła do pani Diany. Kobieta odpowiedziała, że jest w drodze. Kate czuła się wyjątkowo nieswojo siedząc zupełnie samotnie. Bawiła się nerwowo rekami. Dreptała i przeskakiwała z nogi na nogę. Musiało z daleka wyglądać to dziwnie, ale nie interesowało ją zdanie innych. Co jakiś czas zerkała na zegarek. Czas pastwił się nad nią. Płynął powoli, a ona czuła że mijają cale wieki. Popatrzyła w dal korytarza, czy ktoś przypadkiem do niej nie idzie. Nikogo znajomego. Same obce twarze. Znowu chodziła w kółko. Nie mogła znaleźć sobie miejsca.
A: Kate!- Zobaczyła, że w jej stronę biegnie Ashley i Danny. Ucieszyła się.
K: Gdzie pani Diana?
D: Poszła kupić ci coś do picia. Co z Zanem?
K: Są tam już jakieś pół godziny. Zaczynam się martwić.
R: Zupełnie nie masz o co!- Lekarze wyszli z sali. Byli uśmiechnięci.
A: Co to znaczy?- Złapała mocno za rękę policjantkę. W tym czasie doszła do nich mama Zana.
R: Wszytko przebiegło gładko. Bez komplikacji. Zane się prawidłowo wybudził. Jest poczytalny, chociaż...
K: Chociaż co!?- Zapytała zdenerwowana. Robert roześmiał się
Piel: Ciągle pyta o panią.
D: To widać, że wszystko wróciło do normy.- Wszyscy zaśmiali się. Kate i pani Dianie popłynęły łzy.
K: Dziękuję wam! Dziękuje!- Robert posłał jej uśmiech.
R: Nie dziękuj, tylko idź do niego. - Miała wejść, kiedy zatrzymał jeszcze ich na chwilę.
R: Zapomniałbym. Zane jest bardzo zmęczony i ciągle śpi.
Di: To dobrze, czy źle?
R: Musi zregenerować siły. I przyzwyczaić się do samodzielnego funkcjonowania. Bez maszyny.
Di: Panie doktorze, dziękujemy. - Kate jednak nie potrafiła przejść przez próg. Odwróciła się do mamy Zana. To jej należy się pierwszeństwo, żeby zobaczyć syna. Ona musi poukładac sobie wszystko w głowie.
K: Nie mogę tam wejść.
D: Stało się coś?- Zapytała z troską w głosie.
K: To pani powinna pierwsza iść do niego. To pani syn. I należy się pani pierwszeństwo.-
Di: Ale to o ciebie pytał.- Uśmiechnęła się ciepło.
K: Nalegam. Ja za ten czas odwiedzę Stalową i przekażę wszystkim radosną nowinę.
Di: Kiedy będziesz? Bo na pewno o to zapyta.
K: Wieczorem. - Mama żołnierza zamknęła za sobą drzwi.
A: Co z tobą?
K: Nie mogę tak po prostu do niego wejść. To przeze mnie jest w takim stanie.
D: Nie słyszałaś? Cały czas pytał o ciebie. Nie bądź głupia! Wszyscy wiedzą, że to wypadek.
K: Ale to przeze mnie może nie wrócić do pracy!- Krzyknęła. Ash zasłoniła zszokowana dłonią usta. Danny Patrzył uważnie na roztrzęsioną przyjaciółkę.
D: Co?
K: Zane, ma poważne uszkodzenia ręki i prawdopodobnie nie wróci już na poligon. A ręka nie wróci do pełniej sprawności.
D: Praca jest dla niego ważna, ale ty jesteś ważniejsza. Zamiast się cieszyć, że żyjecie i możecie być ze sobą to ty myślisz tylko o pracy! Zwariowałaś! Poza tym  jak znam Zana to nie odpuści i wróci jeszcze zobaczymy go w mundurze.
K: Masz rację. Jest mi po prostu żal i przykro, że to wszystko tak się potoczyło. - Ashley przytuliła ją.
A: Ochłoń i wróć z uśmiechem wieczorem. To mu na pewno poprawi humor.
K: Zajmiecie się panią Dianą?
D: Jasne, zabierzemy ją na obiad.
K: Dzięki. Gdyby coś się działo to dzwońcie. Ja teraz pędzę na Stalową.- Pobiegła w stronę parkingu. Musi pozbierać się do kupy. Mają rację powinni się cieszyć, że żyją i mają siebie a nie martwić się.
K: Pozbieraj się! - Rzuciła w samochodzie do siebie i popatrzyła na swoje odbicie w lusterku.
K: O Boże! Wyglądam paskudnie!- Miała na twarzy jeszcze ślady, który były znacznie bledsze. Z rąk otarcia poschodziły. Uznała, że należy się przebrać i odświeżyć.

Komentarze