12.04.2014
Jadąc
zastanawiał się gdzie mogła iść kobieta. Przecież nie mogła się rozpłynąć w
powietrzu. Do tego jeszcze ten cholerny deszcz. Przed oczami miał ciągle obraz
szarpanej nauczycielki. Nie rozumiał, czemu się nią przejmuje. Przecież nie
musi czuć się odpowiedzialnym. Pomógł wystarczająco. Ale z drugiej strony kobieta
uświadomiła mu jak ważny jest dla Kacpra. Dzięki ich rozmowie potrafił się
teraz dogadać z synem.
D: Same problemy...- Mówił pod nosem,
jednocześnie rozglądając się.
D:
Widzisz ją młody?
K: Nie! -
Kacper przykleił się do szyby i nawet się nie odrywał. Jechali dalej w ciszy.
D: A
wiesz gdzie mieszka pani Ala?
K: Tutaj.
D: Tu?-
Dziwił się.
K: Tak,
niedaleko babci Gosi!- Dawid nawrócił. Jechali powoli w głąb osiedla. Miał
nadzieję, że gdzieś ją znajdzie. Martwił się o jej nadgarstek. Nie dość, że
jest drobna to jeszcze głupia. Zamyślił się.
K: Tato!
To chyba ona! - Dawid włączył światła awaryjne i wysiadł. Poszedł do siedzącej
na ławce kobiety, która była przemoczona przez deszcz. Trzymała się za obolały
nadgarstek. Głowę miała spuszczoną. Usiadł obok niej.
D: Nic ci
nie jest sierżancie? - Podniosła głowę, jednak włosy wciąż zasłaniały jej
twarz.
A: Nic… Panie
kapitanie. Dziękuję za pomoc i przepraszam za kłopot. - Zauważył, że znowu
trzęsą się jej ręce. Zastanawiał się czy ona poważnie się go tak boi, czy to tylko
napływ emocji i wrażeń.
D: Pokaż
mi nadgarstek. - Wyciągnął swoja rękę.
A: Nie
trzeba. Nic mi nie jest!- Zaprotestowała. Kucnął przy jej nogach.
D: Już ci
tyle razy mówiłem… Patrz na mnie sierżancie jak mówisz. I pokaż mi rękę. To nie
jest prośba tylko rozkaz.- Odsłoniła twarz. Widać, że płakała. Oczy wciąż się
jej szkliły. Dawid przypatrzył się jej twarzy. Była taka bezbronna. Nie
utrzymywała z nim kontaktu wzrokowego. Dostrzegł, że w lekkim makijażu i
mocniej podkreślonych oczach eylinerem wygląda bardzo ładnie. Podała mu bez
słowa rękę. Odsłonił nadgarstek. Jest taka delikatna. Było mu szkoda kobiety. Nadgarstek
był czerwony i podrapany. Wpatrywał się jej w twarz, ponieważ nie jęknęła ani nawet
nie drgnęła, a był pewny że ją musi boleć.
A:
Mówiłam panu, że nic mi nie jest.- Mocniej wykręcił rękę. Syknęła i wyrwała
się. Popatrzyła na niego wrogo.
D: Chodź.
Powinien cię zobaczyć lekarz. Nie wygląda to dobrze.
A:
Powiedziałam, że nic mi nie jest!
D: To
dlaczego siedzisz w deszczu i płaczesz?
A: Bo...
Nieważne- Łzy popłynęły jej ciurkiem po policzkach. Zrezygnowany podał kobiecie
chusteczkę.
D:
Upadłaś na ten nadgarstek. Musi cię bardzo boleć.- Starał się być łagodny
widząc jej smutek. Nie zareagowała.
D:
Rozumiem. Jednak przypominam ci, że za kilka tygodni wracasz na poligon i masz
u mnie egzamin. A z tym nadgarstkiem niewiele zdziałasz. Powinien go zobaczyć
lekarz. - Dalej nie reagowała na słowa żołnierza. Chwilę stał i wpatrywała się w
Alę. W końcu odpuścił i ruszył w stronę samochodu.
A: Ja nie
wiem, czy wrócę...- Powiedziała cicho, co jednak usłyszał mężczyzna. W jednej
sekundzie stanął przy niej.
D: Co
powiedziałaś?- Stanął blisko niej.
A: Nie
wiem, czy wrócę. - Popatrzyła Dawidowi głęboko w oczy pustym wzrokiem. Patrzył
na jej bladą twarz.
D: Skoro
coś zaczęłaś to dokończ. Chodź.- Nie wytrzymał i pociągnął za sobą przemoczoną
do suchej nitki kobietę.
A: Co pan
robi?- Popatrzyła na niego, kiedy otwierał drzwi samochodu.
D:
Zabieram cię do lekarza. Tylko po drodze zawieziemy Kacpra do babci. - Stała
chwilę i badała go wzrokiem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że mu nie ufa. Nie
dziwił się. Sprawił kobiecie dużo przykrości.
D:
Zapraszam. - Posłał jej uśmiech. Kacper wychylił się przez okno.
K: Proszę
pani! Podwieziemy panią! Proszę wsiadać! - Chłopiec patrzył na nią wesoło.
A: Kacper
chowaj się do środka, bo będziesz chory!- Rozkazała stanowczo malcowi. Uczynił
jak poleciła. Dawid był pod wrażeniem. Żadna kobieta, z którą się spotykał nie
miała tak ogromnego wpływu i aprobaty Kacpra jak ona.
D: Pani
też to się tyczy. - Zerknęła na niego.
D: Jaki
dajesz przykład dziecku?- Musiała przyznać rację przełożonemu. Wsiadła do
samochodu. Mężczyzna odetchnął z ulgą, że uparta kobieta chociaż raz go
posłuchała. Kacper zasypał Alicję masą pytań i różnego rodzaju opowieści.
Zaparkowali pod blokiem. Popatrzyła na budynek. Zmarszczyła brwi. To przecież
jej osiedle. Pytająco zerknęła na żołnierza. Wiedział, o co pyta kobieta więc
tylko pokiwał twierdząco głową.
D: Zaraz
wracam. Mam nadzieję, że nie uciekniesz.
A: To się
okaże. - Blado się uśmiechnął. Ciągle mu robiła na złość i odpyskowywała. U
innej kobiety uznał by to za urocze. Siedziała jak na szpilkach. Zastanawiała
się czemu jej pomaga? Czy to ze względu na syna, czy ma ją za taką ofiarę? Zaprowadził
chłopca do babci i szybko wrócił do pojazdu.
D: Jednak
nie uciekłaś?- Kpiąco zapytał. Zmierzyła go i poderwała się. Chwyciła za klamkę,
jednak żołnierz był szybszy i zamknął drzwi.
D: Nawet
się nie waż. Zapnij pasy. - Nie patrzyła na niego tylko walczyła z klamką.
Zaśmiał się. Zachowywała się jak Kacper.
A: Nie
chcę! Kapitanie niech mnie pan wypuści. Kacpra już nie ma, więc nie musimy odgrywać
sceny. - Zirytowała go.
D: Do
jasnej cholery nie bądź uparta. Wiem, że bardzo boli cię ręka, wiec pozwól
sobie pomóc. Nie wiem kto tu ogrywa jakąś scenę! - Zapięła posłusznie pasy.
Drogę do szpitala przebyli w ciszy. Zerkał co jakiś czas na podwładną, która
była bardzo spięta. Nawet nie drgnęła. Bała się poruszyć. Nie chciała bardziej
denerwować kapitana.
D: Możesz
spocząć.- Zażartował. Nie odpowiedziała.
D: Chcesz
milczeć? Ale wiesz, że wszystko co powiesz w tym samochodzie nie zostanie użyte
przeciw tobie?
A:
Wygodnie mi. - Uznał, że lepiej nie dokuczać wystraszonej nauczycielce i dać
jej czas na ochłonięcie. Zamknęła oczy, żeby nie rozpłakać się i nie wyjść na
kretynkę przed przełożonym. Wiedziała, że na poligonie i tak wykorzysta to
przeciw niej.
Komentarze
Prześlij komentarz