Epilog

1.09.2016

Weszła do pełnej sali. Omiotła spojrzeniem wszystkich zebranych. Posłała uśmiech, który szybko został odwzajemniony. Czuła, że drży jej dłoń. Pomasowała ją. Palce miała lekko wykrzywione.
A: Witam, państwa bardzo serdecznie. Nazywam się Alicja Mazur i przez najbliższe trzy lata będę wychowawczynią państwa dzieci. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna.- Zaczęła swoją przemowę. Była szczęśliwa z szansy jaką dostała od losu. Ukończyła podyplomowo studia historyczne i została nauczycielką, w centrum miasta. Rozpięła guzik grafitowego żakietu. I zrobiła, krótką pauzę, ponieważ ktoś zapukał do sali. To była dyrektorka. Poprosiła Alicję na zewnątrz. Przeprosiła rodziców i wyszła. Zamarła. Przed nią stał brunet o ciemnych brązowych oczach. Od razu go rozpoznała. Mężczyzna również zlustrował drobną nauczycielkę. Odchrząknęła.
Dyr: To kapitan Dawid Nowak. Do twojej klasy dołączy jego syn Kacper.
A: Oczywiście. Witam, kapitanie i zapraszam na zebranie.- Podała mu rękę. Uścisnął delikatną dłoń.
D: Przepraszam za spóźnienie sierżancie.- Dyrektorka zaśmiała się.
D: Przepraszam! Kolejna wpadka.
A: Nic nie szkodzi, już się przyzwyczaiłam. - Otworzyła drzwi i zaprosiła skołowanego Dawida do środka. Nie umknęła jego uwadze, że ma zdeformowaną lekko rękę.
D: W porządku ze zdrowiem?- Zamarła. Znał jej sekret.
A: To tylko mała niedogodność. Nic szczególnego.- Wyjaśniła rodzicom zamieszanie i po godzinie skończyła zebranie. Mężczyzna obserwowała jak świetnie sobie radziła w nowej roli. Cierpliwie i z uśmiechem odpowiadała na pytania, które czasem były dość infantylne i głupie. Do tego wyglądała kwitnąco. Jak zawsze idealnie dobrała strój. czarne rurki, biała prosta koszula, grafitowy żakiet i ciężkie buty. Taką ją zapamiętał. Promieniała. Nie widać było, że jest poważnie chora. Utkwiła w nim soje zielone oczy. Zauważył, że nie pozbyła się kresek na powiece.
A: Wychodzisz?- Rozglądnął się. Zaśmiała się. Zostali sami. Podeszła do kontaktu i wyłączyła światło. Szli milcząc.
D: Świetnie wyglądasz. Promieniejesz. - Podała klucz woźnej. Zauważył mały pierścionek na jej palcu.
D: Masz może chwilę czasu?
A: To nie jest dobry pomysł...
D: Jedna kawa. Nie daj się prosić. - Kiwnęła głową. Miała szczęście, że obok szkoły jest przytulna i cicha kawiarnia. Mężczyzna przyniósł jej zieloną herbatę, Upiła łyk. W czasie kiedy go nie było napisała do Kuby, żeby ją odebrał za 30 minut.
D: Kacper będzie zachwycony!
A: Mam nadzieję. Co cię sprowadza do centrum? Przecież Klon chodził do świetnej szkoły. - Czuła się nieswojo.
D: Kuba ci nie mówił?
A: Czego?- Uniosła głowę.
D: Przeniosłem się. Już nie służę w JWK. Przeszedłem do powietrznodesantowych i przeprowadziłem się bliżej centrum, żebyśmy z Kacprem byli bliżej siebie. Młody ma blisko szkołę jednostki, a ja mam go na oku.
A: Jak wam się układa?- Zapytała szczerze. Zaśmiał się.
D: Nie tak dobrze jak tobie.Wskazał na pierścionek. Zakryła szybko rękę.
D: Niech zgadnę! Tym szczęściarzem będzie Dudek?
A: Na to wygląda.- Nieśmiało się uśmiechnęła.
D: Cieszę się, że wam się układa.
J: Mam nadzieję, że mówisz to szczerze!- Stanął za nim. Przywitali się. Ale wiedziała, że przez nią ich przyjaźń się rozpadła. Z opowieści narzeczonego wiedziała, że Dawid bardzo się zmienił. Unikali się i oboje zmienili towarzystwo.
D: Jak najbardziej. Zazdroszczę ci jej.
J: Wiem.- Objął speszoną Alicję. Po chwili czuła się bezpiecznie.
J: Jak ci leci? I jak na siebie wpadliście?
A: Zostałam wychowawczynią Kacpra.
D: Będziemy się widywać. Zazdrosny?
J: Nie za bardzo.
D: Nie boisz się?- Rzucił wyzywająco.
J: Ani trochę.
A: Dalej nic nie rozumiesz. Ta gra dobiegła końca i przegrałeś. Nieważne co zrobisz ja i tak zawsze wybiorę Kubę,- Dawid wstał od stołu wyraźnie zirytowany słowami kobiety. Odsunęła się.
A: Nasz kontakt powinien ograniczyć się do szkoły. Do pewnych rzeczy nie powinno się wracać.
D: Rozumiem. Życzę wam i tak szczęścia a tobie zdrowia.- Wyszedł bez pożegnania. Przytuliła się do porucznika, który czule pocałował ją w czoło.
J: On zawsze będzie dupkiem.
A: Dobrze, że nie pozwoliłeś mi z nim odejść. Dziękuję.
J: Nigdy bym ci na to nie pozwolił. Kocham cię.- Pocałował go.
A: Nawet jak będę na wózku?
J: Nawet jak ci by nos odpadł jak Jacksonowi.- Parsknęli śmiechem. Miała pewność, że to jest prawdziwa miłość. Pokochał ją z chorobą.
A: Szczęściara ze mnie.
J: Straszna.- Złapał ją delikatnie za dłoń i wyszli z kawiarni.

Komentarze