Rozdział 1.

12.06.2017

Wolnym krokiem szła po czerwonym dywanie, który był ozdobiony lampionami. Włosy układały się jej w delikatne fale i odpadały na ramiona. Nie miała welonu. Wybrała delikatną, diamentową opaskę. Czuła na sobie wzrok wszystkich ludzi. Nie cierpiała być w centrum uwagi, ale ten dzień stanowił wyjątek. To był jej czas. Zacisnęła dłonie na kolorowym bukiecie, który był pomysłem jej przyjaciółki. Sama by go nigdy nie wybrała. Wolała klasyczne wzory, ale ten był idealny. Wzięła głęboki wdech i poczuła stare drewno. bardzo lubiła ten zapach. Stare kościoły miały swój urok. Popatrzyła w dal i ujrzała przed sobą przystojnego blondyna, który od niepamiętnych czasów miał idealnie zaczesane włosy. Zaparło jej dech w piersiach gdy się do niego zbliżała. Zauważyła liczne odznaczenia na jego mundurze. Posłał jej pewny siebie uśmiech i złapał za dłoń gdy już stanęła przed ołtarzem. 
Ks: Możesz pocałować pannę młodą.- Mężczyzna zatopił w niej swoje wargi. To był słodki i czuły pocałunek. Wszyscy klaskali. Młoda para odwróciła się w kierunku drzwi. Zadowoleni, mocno trzymając się za ręce wyszli przed kościół, a w tedy padł strzał. Białą suknię pokrywała czerwona plama, która z prędkością światła powiększała się i niszczyła kreację. Kilka kroków przed nią stał jej największy koszmar z wycelowaną w jej pierś bronią.Upadła. Mąż podtrzymywał jej głowę i starał się uciskać ranę. Krzyczał do niej, żeby nie zamykała oczu.
Sr: Teraz jesteśmy kwita. Żegnaj...- Spocona ocknęła się. Rozejrzała się po pokoju. Na stoliku nocnym wibrował telefon, a wyświetlacz rozjaśniał pokój. Zdyszana zapaliła świtało.
K: To był tylko zły sen... On nie żyje...- Mówiła sama do siebie, nie zwracając uwagi na telefon, który nie przestawał dzwonić. Zerknęła na zegarek.
K: Druga w nocy, a ja świruję! Weź się w garść.- Sięgnęła po telefon.
K: Komisarz Fox, słucham...- Ziewnęła. Głos w słuchawce zaśmiał się.
Z: Raczej komisarz Stone. Witaj kochanie.- Usłyszała czułe przywitanie. Wyprostowała się.
K: Zane! Dzięki Bogu!- Wykrzyczała do telefonu. Starała się sobie przypomnieć, kiedy ostatnio rozmawiała ze swoim mężem. To było jakiś tydzień temu. Miał jechać na dwa miesiące. Zapewniał, że to będą tylko dwa miesiące i ani jedno dnia dłużej. A siedzi już czwarty miesiąc w Afganistanie. Nawet nie ma z nim dobrej łączności. Nikt nie wie co robi i z kim pracuje. Powiedział tylko, że to misja szkoleniowa dla tamtejszej policji i żandarmerii. Ile z tego prawdy, wiedział tylko on i jego oddział. Rozmasowała sobie kark.
Z: Przepraszam... Mieliśmy znowu w bazie problemy z łącznością... Pisałem smsy i wiadomości mailowe, ale i tak nie miały jak dojść... - Panowała cisza. Mężczyzna nie musiał widzieć swojej żony, żeby wiedzieć jaką ma minę i jak bardzo jest zawiedziona. Musiało jej być ciężko. Pomimo tego, że jest świetną policjantką on wiedział, że jest krucha.
Z: Kate, kochanie...- wyszeptał. Miał ochotę ją przytulić. Bardzo tęsknił za swoją rodziną. Dla niego rozstanie, również było bardzo trudne.
K: Co?- Nie kryła swojej niechęci w rozmowie. Bała się o niego każdego dnia. Tym bardziej, że to jego ostatni rok w wojsku. Obiecał jej, że to ostatnia misja i koniec z wojskiem.
Z: Mam dobrą wiadomość. Wracam do domu.- Przetwarzała tą informację dłuższą chwilę.
K: Kiedy?- Założyła niesforny kosmyk włosów za ucho.
Z: Za trzy tygodnie.
K: Będziesz na urodzinach Heyley?
Z: Oczywiście.- Mruknęła na to zapewnienie. Rozumiał, że mu nie wierzy. Nie dziwił się jej. Nie dotrzymał już raz słowa.
Z: Wrócę Kate i urządzimy Heyley fantastyczne urodziny.
K: Nie zawiedź mnie. - Podeszła do okna. Deszcz spływał po szybie. Lubiła wsłuchiwać się w odgłos spadających kropli.
Z: Nie zawiodę was. - Poczuła, że ma mokre policzki. Otarła wolną ręką oczy. Za dużo na nią ostatnio spadło. Została sama. Codziennie bała się o Zana, do tego praca i zajmowanie się domem. I ten cholerny koszmar, który wracał do niej jak bumerang.
Z: Nie płacz... Nie mogę znieść tego jak płaczesz... Co się dzieje?
K: Nie daję rady Zane...- Mówiła płacząc. Teraz dotarło do niego jak bardzo jest obciążona i samotna. Ich dobrzy przyjaciele, dzięki którym są razem wyprowadzili się do Warszawy. A jego mama pojechała do sanatorium.
Z: Kochanie... wracam za trzy tygodnie i już cię nie opuszczę...
K: Ale ja potrzebuję cię już teraz...- Znowu otarła łzy. Nie mogła się uspokoić. To był jej pierwszy raz płaczu od momentu kiedy wyjechał.
Z: Wiem... Przepraszam cię... Miałaś koszmary?
K: Tak. Znowu ten chory sen...
Z: To tylko sen... On cię już nie skrzywdzi... Może śni ci się to przez to, że ja wyjechałem...- starał się ją pocieszyć, ale marnie mu to szło... Płakała jak bóbr...
Z: Boże nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał cię teraz przytulić.
K: Też bym tego bardzo chciała Stone.
Z: Zanim się obejrzysz to już będę.
K: Obiecujesz?
Z: Obiecuję skarbie. Muszę już kończyć... Bardzo was kocham. Wytrzymaj jeszcze trochę.
K: Kocham cię.
Z: Ja ciebie też.- Zapadła głucha cisza. Usiadła na kraju łóżka. Zerknęła na ich zdjęcie ślubne. Byli na nim tacy szczęśliwi. Przeniosła wzrok na drugą ramkę. Byli już na nim w trójkę. Zdjęcie sprzed kilku miesięcy. Mała dziewczynka siedziała między nimi i wesoło się uśmiechała. Wszyscy mówili, że jest kopią Kate. Mimowolnie pojawił się uśmiech na jej twarzy. To samo zdjęcie miał przy sobie żołnierz. Wyobrażała sobie, że teraz tez siedzi i patrzy z utęsknieniem na swoją rodzinę. Po cichu przeszła do sąsiedniego pokoju. Uchyliła drzwi. Patrzyła na swoją córkę, która śpiąc mocno się tuliła do pluszowego, różowego jednorożca. Dostała go od Zana w dniu wyjazdu i od tego czasu była z nim nierozłączna. Otuliła ją kołdrą i wróciła do łóżka.

Komentarze