Rozdział 5.

25.06.2017

Podjechała pod blok partnera. Czekał już na parkingu. Heyley wyskoczyła z auta i rzuciła się wujkowi na szyję. 
H: Wujku tylko 2 walizki bierzesz?- Zapytała zaciekawiona. 
S: Sądzę, że jak na razie to 2 mi wystarczą. Resztę potrzebnych rzeczy mam w kartonach i razem z mamą mi doślecie jak już będę na miejscu. - Kate pokiwała głowa. 
K: Masz wszystko?
S: Chyba tak. - Otworzyła bagażnik i pomogła mu pakować walizki. Bagaż podręczny schował do plecaka, który posadził na kolanach w aucie. 
S: To jedziemy.- Popatrzył na blok, który malał wraz z odległością, aż w końcu znikł. Zamknął oczy.
K: Hej, partnerze...
S: Dobrze robię?- Popatrzył na policjantkę zatroskany.
K: A jak czujesz?
S: Że powinienem zrobić to już dawno. 
K: Więc to dobra decyzja. - Chwilę jechali w ciszy. Potrzebował tego, a ona doskonale odczytała jego potrzebę. Blado się uśmiechnęła do niego. Włączył radio. Heyley podśpiewywała jakieś piosenki. I nagle przerwała ciszę.
H: Potrafisz mówić po angielsku?
S: Of course.- Zaśmiała się. 
H: Co to znaczy? Bo ja po angielsku znam kolory i liczby. Pani nas w przedszkolu nauczyła. 
S: To znaczy po polsku "oczywiście". Ale zapomniałem jak to jest po angielsku czerwony, pomożesz mi?
H: Red! - Pisnęła i resztę drogi rozmawiała ze Spencerem. Nauczył dziewczynkę kilku prostych zwierzątek po  angielsku. Policjanta przyglądała się im z uśmiechem, co jakiś czas włączając się do rozmowy. Uświadomiła sobie tym samym, że Heyley bardzo potrzebuje kontaktu z ojcem. Dwie godziny na lotnisku minęły im bardzo szybko. Podeszła z nim do pierwszych bramek. Spencer kucnął przy dziewczynce. Wyciągnął z plecaka małe pudełeczko i wręczył go małej. 
S: Nie będzie mnie na twoich urodzinach księżniczko, ale nie mógłbym nie dać ci prezentu. - Rzuciła mu się na szyję dziękując. 
H: Jesteś super wujku! - Cmoknęła go w policzek i otworzyła pudełko. Zapiszczała z wrażenia. W środku znalazła skarpetki z jednorożce i breloczek z tymże. 
K: Heyley co się mówi?- Upomniała córkę, która zajęła się oglądaniem.
H: Dziękuję bardzo wujku. - Przytuliła go. 
S: Nie ma za co!- Wstał i podszedł do Kate. 
K: Jak tylko się odnajdę i poukładam sprawy z Elizą w Anglii to chcę was tam zaprosić. Dziękuję za wszystko.- Wyciągnął z kieszeni mały breloczek z podobizną Archanioła Michała i podał go Kate. Zaśmiała się.
S: Co?
K: Nie wiedzieliśmy co ci kupić na pożegnanie.- Podała mu torebkę z prezentem. Teraz zrozumiał. Było zdjęcie ich całej załogi z życzeniami, czapka policyjna z pagonami i breloczek Michała Archanioła. Parsknął śmiechem. Założył czapkę i zasalutował.
S: Do zobaczenia dziewczyny. - Pomachał im i znikł za bramkami. 
K: Zadzwoń jak dolecisz!- Krzyknęła za nim, ale nie odpowiedział. Była pewna, że słyszał. Chwyciła małą za rękę. 
K: Heyley? Co powiesz na lody i wycieczkę do Zakopanego?
H: Do babci?
K: Tak, do babci. Wróciła wczoraj z sanatorium. 
H: Jedźmy! Muszę babuni pokazać co dostałam od wujka.- Pociągnęła Kate za rękę. Śmiały się. wychodząc zobaczyły startujący samolot. 
H: To wujka samolot?
K: Możliwe.- Dziewczynka zaczęła machać z całych sił. Posłała mu kilka buziaków. Kate zawibrował telefon. Miała dwie wiadomości. Pierwsza była od Specera, że ruszył i odezwie się jak wyląduje, a druga była od Billego.
B: Masz czas? 
K: Jestem w drodze do Zakopanego, a to coś pilnego?
B: Trochę. 
K: Może poczekać? Będę po weekendzie w Krakowie.
B: Jasne, jesteśmy w kontakcie. 
K: Zapięłaś pas?
H: Tak!


K: To jedziemy.

Komentarze