Rozdział 24.

 4.07.2018

Szykowali się do wyjścia. Victoria była bardzo szczęśliwa, w przeciwieństwie do niego. Zamiast uciec od niej i skończyć ten bezsensowny związek, zgodził się na obiad u jej rodziców. U jej rodziców będą jeść cholerny obiad. A do tego zmusiła go, żeby ubrał koszulę i krawat. 
B: W co ja się wpakowałem na litość boską.. - mruczał pod nosem wiążąc krawat. Chwilę mu zajęło, żeby sobie przypomnieć dlaczego się zgodził... czekała na niego po służbie. W drzwiach się rzuciła na policjanta w samej bieliźnie. Miał ciężki dzień i to była miła odskocznia... chwila nieuwagi i idzie na obiad do potencjalnych teściów. W myślach się beształ za brak rozsądku. Teraz będzie mu jeszcze trudniej uwolnić się od Victori. Modlił się o cud. Wybawienie od tej przeklętej kolacji.
V: Już jestem prawie gotowa, a Ty jak sobie radzisz z krawatem?- zapytała z łazienki. Odburknął jej. Nie miał ochoty wdawać się w rozmowę. Szukał telefonu. Jak na zawołanie rozległ się w pokoju dźwięk smartphona. 
V: Nie odbieraj!- krzyknęła i wparowała do pokoju. Popatrzył na wyświetlacz. Kate. Tylko jedno imię, którego nie potrafiła zdzierżyć policjanta dziewczyna. Zerknął  na nią. Była mocno zirytowana, ale  postanowił ją olać. Nie będzie mu mówiła co ma robić.
B: Co jest? - Zapytał nie zwracając uwagi na wymachującą i pokazująca zegarek Vicy.
K: Billy... boli... - wykrztusiła z siebie resztkami sił. Mężczyzna poluzował krawat. 
B: Co się dzieje Kate? Gdzie jesteś i co Cię boli?- Victoria prychnęła. Machnął jej ręką, żeby nie przeszkadzała. Musiał się skupić.
K: W domu... Jestem w domu... Nie mogę wstać...- jęczała z bólu.
B: Nie ruszaj się! Jestem w drodze! Zaraz będzie karetka, ale mów do mnie!- Odpowiedziała mu głucha cisza. Kilka razy zawołał głośno partnerkę, ale bezskutecznie. Klnął wybierając numer pogotowia. Dziewczyna policjanta stała oburzona w drzwiach.
B: Przesuń się! Muszę lecieć.- rzucił krawat na podłogę i sięgnął po kluczyki od auta, które niezmiennie od lat kładł na szafce nocnej. Nawyk z pracy. Wszystko co potrzebne musi być po ręką, gdyby zadzwonili z pracy.
V: Idziemy przecież na kolację do moich rodziców!- wykrzyczała.
B: Nie mam czasu na kłótnie z Tobą... ona potrzebuje pomocy! Nie słyszałaś?
V: A co ze mną Billy? Naszymi planami? Tylko ona się liczy? Co ja powiem rodzicom? 
V: Coś wymyślisz! Mam teraz ważniejsze problemy niż jakaś zasrana kolacja!- chciał wybiec z domu, ale go złapała za rękę.
V: Jeśli teraz wyjdziesz...- przerwał jej ostro wkurzony.
B: To co? Chcesz mieć na sumieniu  kogoś? Zastanów się i dorośnij w końcu dziewczyno! 
V: To Ty się ogarnij, którą z nas kochasz!- biegnąc po schodach, słyszał ostatnie zdanie swojej dziewczyny. Wiedzieli oboje jaka jest prawda. Nie miał teraz sekundy do stracenia na myślenie o tym. Musiał jechać do Kate. Tylko to się teraz liczyło. Cieszył się, że nie mieszka daleko. Jechał jak opętany. W ciągu 7 minut zajechał pod blok. Wysiadając słyszał zbliżającą się karetkę. Jednak nie czekał na nich. Biegł do swojej partnerki. 

Komentarze