Rozdział 26.

 7.07.2018

Stała przed drzwiami do mieszkania. Nogi trzęsły się jej jak galaretka. Nikomu nie powiedziała, że wychodzi ze szpitala. Nie chciała widzieć nikogo. Smutne i współczujace twarze ją dobijały. Czuła, że jakaś cząstka jej umarła. Otarła łzy. Nawet nie wiedziała, że jest w ciąży... gdyby tylko wiedziała... Bała się wejść do mieszkania. Bała się być sama w tej chwili. Zana nie ma, nawet i lepiej, bo nie wiedziałaby co mu powiedzieć... jak się wytłumaczyć, jak mu spojrzeć w oczy. Nie zamierzała mu mówić. Taką podjęła decyzję. Sama sobie poradzi, a lepiej żeby nie wiedział co zrobiła... Próbowała nacisnąć klamkę, ale nie dała rady. Kopnęła tylko w nie i odwróciła się. Jedyną osobą, do której może jechać jest Billy. Tylko on i Nate wiedzą co się wydarzyło. Jednak to partnera woli bardziej. Był przy niej i starał się jej pomóc. Nie wiedziała nawet kiedy dojechała pod blok mężczyzny. Czas jej płynął szybko, jednak czuła że stoi w miejscu. Idąc po schodach zastanawiała się czy robi dobrze, zważywszy jaką ma dziewczynę. Zanim zdążyła zapukać, drzwi same się otworzyły. Stała w nich Vicy z walizką. Patrzyła z nienawiścią na Kate.
V: Jest twój! Tego właśnie chciałaś co!?- krzyczała na zdezorientowaną Kate. 
K: Nic nie rozumiem...- koło Vicy stanął zmieszany Billy. 
B: Zostaw ją i idź. Nasze rozstanie nie ma z Kate nic wspólnego! Po prostu Cię nie kocham i to był błąd że się związaliśmy i że tyle czasu to ciągnąłem!- Vicy była do granic możliwości położona i wściekła. Nie zwracali już uwagi na Kate, która stała osłupiona. 
V: Przyznaj Billy, dlaczego mnie nie jesteś w stanie pokochać!? Miej jaja! 
B: Vicy nie utrudniają tego, tylko odejdź...
V: Szkoda tylko, że ona nigdy Cię nie pokocha! Nara frajerzy!- popatrzyła jeszcze na twarz Kate. Billy wciągnął policjantkę do mieszkania i zamknął porządnie drzwi. Stali w ciszy. Kate miała opuszczona głowę. Było jej głupio, że zastała partnera w takiej chwili. Billy jako pierwszy się ocknął.
B: Co ty tutaj robisz do jasnej cholery? Czemu nie jesteś w szpitalu?- patrzył na smutną policjantkę, która przeskakiwała z nogi na nogę.
K: Przepraszam, że cię nachodzę i to jeszcze w takiej chwili, ale nie mogę wrócić do domu... nie dam rady... Mogę tutaj zostać? Nie mam gdzie iść...- Nie patrzyła na niego. Była zażenowana do granic możliwości. 
B: Jasne, wiesz gdzie jest pokój... Zostań tutaj ile potrzebujesz i o nic się nie martw. - Wzrokiem ją odprowadził do swojej sypialni. Dał jej czas. Nie wchodził tam, ani nawet nie zaglądał. Wiedział, że musi sama wylizać rany i chcieć rozmawiać. Pozostaje mu czekać i przyszykować sobie miejsce na kanapie. 

Komentarze