Rozdział 33.

 15.10.2018

Gdy kilka dni później zadzwonił do niej Reed, nie mogła się otrząsnąć. Ciągle o im myślała. Miała do niego tak wiele pytań. Nie rozumiała czemu zniknął i nie dawał znaku życia. Gdzie był i co robił i w jakim celu wrócił? Jak mu ułożyło się życie. Nie pomagał jej fakt, że przed oczami miała jego twarz. Ostre i surowe rysy z migdalkowymi oczami, które tak dobrze znała. Tęskniła za nim. Zaprosiła go do mieszkania Spencera. On mógł wiedzieć, gdzie aktualnie mieszka. Poprawiła włosy i czekała z bijącym sercem na dzwonek. Kiedy tylko go usłyszała pobiegła do drzwi. Stał w nich Reed. Ubrany w jeansy i błękitny podkoszulek, podkreślający jego oczy. Wpuściła go. Gdy zamknęła drzwi, popatrzył na nią. Bez słów go rozumiała. Pragnęła go tulić, tak jak on ją. Podeszła do mężczyzny niepewnie. 
K: Nie mogę uwierzyć, że to Ty...- wyszeptała. 
R: Jestem tu, Katie...- przyciągnął ją i trzymał mocno w ramionach. To był inny uścisk niż Zana. Poczuła się nieswojo. Nikt oprócz niego jej nie dotykał.
K: Gdzie byłeś Reed? Czemu mnie zostawiłeś bez słowa?- odsunęła się od niego. Patrzyła na jego  spokojne oczy. Dała mu do ręki piwo i wskazała sofę. 
R: Sądziłem, że nie chcesz mnie znać... Tak z resztą powiedział mi Sam, że mam się usunąć i nie mieszać ci w głowie skoro się wyprowadzam. Mówił, że chce się z tobą związać na poważnie... Wyjechałem więc bez pożegnania, wściekły a zarazem cholernie nieszczęśliwy, że nawet nie miałaś ochoty mnie pożegnać...- Upił kilka łyków piwa i zerknął na wstrząśniętą policjantkę. Nie mogła nic wykrztusić z siebie, po tym co usłyszała od niego. Tyle lat o nim próbowała zapomnieć i go nienawidzieć. 
K: Co za palant! - Reed uniósł koncik ust w uśmiechu.
R: Mówisz o mnie, czy o Samie? A propos Sama, co się z wami stało? Bo zdążyłem wywnioskować, że męża masz policjanta, a to raczej nie było by podobne do Sama...- zaśmiała się.
K: A do mnie jest, podobne?
R: Byłem nie powiem, nieco zaskoczony tym co zobaczyłem i tym na co cię stać. Ale dzięki temu wiem, że twarda z ciebie sztuka! Więc co z Samem się stało? Bo na początku z nim utrzymywałem kontakt, ale później przestał odbierać telefony, byłem kilka razy u ciebie w mieszkaniu, ale jakaś starsza pani powiedziała ze nie ma tutaj Sama, że to jakaś pomyłka. - Kate zamilkła. Patrzyła w dal. Wspomnienia zawsze ją wykańczają. Nie ma się nawet czym chwalić. Popatrzyła smutna na niego.
K: Sam odsiaduje wyrok w więzieniu.- Reedowi opadła szczęka. Dała mu czas na przetworzenie informacji. W końcu to byli najlepsi przyjaciele. 
R: Za co siedzi? 
K: Za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, zajmującej się handlem narkotykami... do tego doszedł mu wyrok za napaść na funkcjonariusza policji i...- urwała biorąc głęboki oddech. Zerknęła niepewnie na przyjaciela. Był skołowany informacjami.
R: I? 
K: I próbę gwałtu z pobiciem...- Zamarł. Patrzył na nią szukajac potwierdzenia wiadomości. Kiwnęła głowa. Sekundę później było już koło niej i ją tulił. Bluzgał na Sama. Czuła się taka spokojna w jego objęciach.
R: Boże gdybym wiedział... Katie... Nigdy nie pozwoliłbym mu cię skrzywdzić...
K: A jednak mnie zostawiłeś i mu uwierzyłeś.- Słowa wypłynęły z jej ust zanim zdążyła się zastanowić o co go oskarża i jakie to jest niesprawiedliwe.. Odsunęła się.
K: Przepraszam, nie powinnam była tego mówić. 
R: Masz prawo mnie oskarżać... Nie wystraczająco się postarałem... Byłem tchórzem... On wiedział, co czułem do ciebie, ale wiedział też nie nie miałem tyle odwagi żeby się z tobą umówić w przeciwieństwie do niego i wiedział, że bym nie zniszczył naszej przyjaźni. Wolałem więc zniknąć i lizać rany...- złapała go za rękę. Nie chciał popatrzeć na nią. Zmusiła go.
K: Czasu nie cofniemy. Ja też uwierzyłam w bajkę Sama o tym, że wyjechałeś bez słowa, że nie macie kontaktu, wierzyłam w miłość jego... ślub, plany... A to wszytsko było kłamstwo, którego nie da się naprawić, ani nadrobić... Możemy się cieszyć, że udało nam się spotkać.
R: Masz rację. Powiedz mi co było dalej, kto jest twoim mężem? Czemu się rozwodzisz?- Westchnęła. 
K: Nie możemy tego pominąć? 
R: Nie, bo inaczej nie dowiesz się co było ze mną i na jakim dnie jestem aktualnie...- parsknęła.
K: Ty na dnie!? Nie wiem, czy da się niżej upaść ode mnie... - zaczęła streszczać mu swoje życie, jak się poznała i zakochała w Zanie, ile razem przeszli, jak się otarli o śmierć... o narodzinach Haylie, pokazała mu zdjęcia córki... 
R: Cała ty z dzieciństwa. Śliczna.
K: Bardzo bystra. Wydaje mi się, że za dużo rozumie jak na swój wiek.- przyglądał się policjantce jak z czułością patrzyła na zdjęcie małej dziewczynki. 
R: Masz jeszcze piwo? - Kiwnęła głowa i chwile później wróciła z trunkiem i przegryzką. 
R: A co poszło nie tak, że się rozstajecie? - powiedziała mu o Lenie, o tym jak się oddalili od siebie. Jak mu nie ufa po tym wszystkim, mimo że koledzy udwodnili, że Lena kłamała i Zane z nią nie miał romansu. 
R: Kate, wariograf nie kłamie. Ty chyba powinnaś to wiedzieć najlepiej. - nic nie odpowiedziała. Bała się powiedzieć na głos najważniejszego argumentu. Zerknęła zagubiona na mężczyznę. Dopiero teraz zauważyła, że ma zarost, który jej się podoba. Odwróciła speszona wzrok, gdy przyłapał ją na gapieniu się.
R: Więc jaki jest prawdziwy powód? Bo to, że zachował się jak dupek względem ciebie nie ulega wątpliwości, ale nie tknął jej co jest udowodnione więc co jest?- nie chciał odpuścić. 
Piła szybko piwo. Tak dobrze jej się z Reedem rozmawia. Zna ją bardzo dobrze.
K: Poroniłam... Straciłam jego dziecko w czasie gdy on ostro z nią balował... - łzy popłynęły jej ciurkiem. Wtuliła się w szczupła klatkę piersiową strażaka. Czuła jak gładzi i uciska ją. Gdy się lekko uspokoiła, opowiedziała jak koledzy go kryli, że nie może im też tego wybaczyć, ani nie może powiedzieć Zanowi prawdy o utracie ciąży. 
R: Nie możesz być zła na przyjaciół, że cię chronili. Jak dla mnie podjęli najlepsza decyzję. Ja też bym ci nie powiedział prawdy. 
K: Dlaczego?
R: Bo minęło sporo czasu, a ciągle masz żal do siebie, więc sądzę że oni musieli widzieć prawdziwą rozpacz matki i postanowili cię chronić.- znów płakała. 
R: Odpuść im, bo stracisz naprawdę wspaniałych przyjaciół. A poza tym powinnaś powiedzieć prawdę mężowi.
K: Nie mogę! On... On będzie zły na mnie... Nie mogę znieść tej myśli, że mnie znienawidzi za coś na co nie miałam kompletnie wpływu... Gdybym wiedziała, że jestem w ciąży to bym zrobiła wszytsko żeby ochronić dzidziusia... On będzie załamany...  będzie poatrzył na mnie z poczuciem winy. A tego prawdę już nie dźwignę...- łzy ciekły jej po policzkach. Czuła, że jest w końcu zrozumiana. Ktoś ściągnął z niej ogromny ciężar. Pozwolił jej się wygadać. Nie wstydziła się mówić. Nie była oceniana, tylko słuchana. 
R: Tak mi przykro Katie... ale skoro przejmujesz się uczuciami męża i chcesz go chronić to przemyśl rozwód. Ucieczka nic nie zmieni. 
K: Ale tak będzie łatwiej, ja się nawet boje patrzeć mu w oczy....
R: Kochasz go. Może gniewasz się na niego za tą całą laskę, ale uciekasz bo boisz się wybaczyć i wyznać prawdę...
K: Nie kocham go.- otarła łzy i była stanowcza w tym wyznaniu. Reed zaśmiał się. 
R: Kogo ty oszukujesz? Siebie, czy mnie? Po tym co wyznałaś nie mam cienia wątpliwości, że go kochasz... Wiesz, że zależy mi na tobie?- przytaknęła i patrzyła na niego. Był taki szczery i dobry.
R: Gdybym nie uciekł tak jak ty teraz próbujesz to zrobić to pewnie byłabyś panią Anderson i mielibyśmy domek z gromada dzieci, wiesz?- zaśmiała się. Zawsze czuła, że to jej bratnia dusza, ale ich życie potoczyło się inaczej. Wyznał jej, że ją kocha. Znów czuła błogą ulgę. 
K: Rozumiem, że nie ma w takim razie pani Anderson? 
R: Była, ale zostawiła mnie tuż przed ślubem.
K: Dlaczego?
R: Znalazła jak to ładnie ujęła bratnią duszę w moim kuzynie, który dodam ma pokaźny portfel, firmę i status... 
K: Och Reed...- wyszeptała... 
R: Nie ma tego złego, będzie miała dobre życie, którego jej nie zagwarantuje. Wolę pozostać w zgodzie ze sobą niż być pieskiem na posiłki, a poza tym teraz już wiem, że nie chce się z żadną związać kobietą na całe życie jakie mi pozostało.- posmutniał. 
K: A ja? Ze mną też byś byś chciał być?- zapytała zaczepnie. Kpiąco się uśmiechnął.
R: Zwłaszcza z tobą. Jesteś cudowna, ale już masz rodzinę i nie są ci potrzebne już żadne dramaty. Odbuduj to co zbudowałaś, bo niedługo znikam.
K: Co, o czym ty mówisz?- pogubiła się. Był jakiś pochmurny. Podniósł się, a ona za nim. Złapała go za ramię kiedy się odwrócił. 
K: Popatrz na mnie i wyjaśnij to!?- wyrwał się.
R: Dokończymy tą rozmowę na trzeźwo Kate. Czas na mnie. Mam jeszcze kilka rzeczy do ogarnięcia. I mam coś dla ciebie. Spotkamy się za tydzień co? - posłał jej blady uśmiech. 
K: Tak. 
R: Zadzwonie, jak już będę gotowy. - pocałował ją w czoło. Pomachał na pożegnanie i wyszedł z jej mieszkania. 

Komentarze