19.11.2018
Z: Czy zna może pani tą dziewczynę ze zdjęcia?- pokazał ich wspólne zdjęcie. Przyglądała mu sie chwilę. Zmierzyła go z góry na dół. Nie przeszkadzało mu to. Dał kobiecie potrzebny czas. Była tak samo nieufna jak Kate. Do tego były bardzo podobne. Miała kształt jej oczu, nos i uśmiech. Różniły się tylko kolorem oczu i włosów. Nie było mowy o pomyłce.
E: Kim jesteś?
Z: Narzeczonym pani córki. - była zaskoczona.
E: Kate bierze ślub...
Z: Znajdzie pani chwilę na rozmowę? Zależy mi, żeby panią poznać.- uśmiechnął się. Kobieta obeszła ladę i stanęła przy nim. Była podobnego wzrostu co Kate. Nie wiedział, czego sie spodziewać.
E: Czy, ona w ogóle wie, że tu jesteś?- pokręcił przecząco głowa.
E: Tak myślałam. Kończę dopiero o 20... więc nie będę marnowała twojego czasu.- zastawił jej drogę.
Z: Żaden problem, mogę poczekać nawet i do rana na panią, bo bardzo mi zależy na rozmowie. - wytrzymał jej wzrok. Nieraz mierzył się z Kate. Przytaknęła mu. Wyszedł ze sklepu, ale co jakiś czas wracał, żeby kobieta wiedziała, że czeka. Jednak, gdy zbliżał się koniec pracy mamy Kate, poszedł z tyłu budynku. Był pewny, że spróbuje uciec. Nie mylił się. Była w szoku, gdy wyłonił się zaa kontenerów. Kpiąco się uśmiechnęła.
E: Skąd wiedziałeś?
Z: Niejednokrotnie Kate przede mną uciekła.- parsknęła śmiechem. Przypatrzył jej się. Zmienił się nie tylko jej humor, ale i wyglądała na nieobecną. Kiedy podszedł do niej, wyczuł alkohol. Skrzywił się, nie tak wyobrażał sobie ich rozmowę.
Z: Może usiądziemy?
E: Nie mam za wiele czasu. Musze wracać do domu. Więc Kate bierze ślub... No cóż raz jej nie wyszło więc może teraz wyjdzie?- zaczepiła Zana, który powoli już rozumiał niechęć Kate do matki.
E: Rozumiem, że Kate nie raczy mnie powiadomić i zaprosić.- wyciągnęła papierosa.
Z: Właściwie to ja przyjechałem prosić o zgodę na ślub i zaprosić panią.... Jestem staroświecki w tych kwestiach i chcę mieć pani aprobatę.- Wybuchła śmiechem. Wiedział, że jest wstawiona, ale tracił już cierpliwość.
K: Serio byłeś prosić moją mamę o zgodę na ślub?- patrzyła na niego.
Z: Tak, dla mnie to było ważne. Chciałem okazać jej szacunek...
K: Moja mama i szacunek... - Zane skrzywił się. Pomogła mu się położyć na swoich nogach. Otarła delikatnie czoło męża. Patrzył na swoją żonę i ciężko westchnął. Była taka jak kiedyś, czuła i spokojna. Kiedyś często leżał na jej nogach a ona go gładziła po włosach i rozmawiali. Brakowało mu jej dotyku. Odchrząknęła, czym wyrwała mężczyznę z zamyślenia.
Z: Późniejsza rozmowa to już kompletna klapa...- spróbował się uśmiechnąć.
K: Chętnie wysłucham.- zacisnęła szczękę.
E: W tych czasach są jeszcze jacyś porządni faceci?
Z: Na to wygląda.
E: Czym się zajmujesz?
Z: Jestem żołnierzem.- aż upuściła papierosa z wrażenia. W jednej chwili najeżyła się.
E: Już gorzej wybrać nie mogła... Przecież wy wszyscy jesteście jednakowi. Niczego się nie nauczyło to głupie dziewuszysko. Potraficie tylko gadać, udawać honorowych. Żyjecie tylko wojskiem. Was rodzina nie obchodzi. Nie nadajecie się do życia w rodzinie. Ciekawe ile zaliczyłeś na boku panienek? Taka przystojna buzia, pewnie rwie co popadnie a ta idiotka ci wierzy... Gdzie ja popełniłam błąd? Wydyszała jednym tchem. W Zanie się gotowało nie dość, że obrażała go to jeszcze wyzywała własną córkę.
Z: Z całym szacunkiem, ale...
E: Niech cię piekło pochłonie... Mojej zgody nie dostaniesz. A jej powiedz ode mnie, że żal dupę mi ściska wiedząc jak życie marnuje z kimś takim. Już ten Sam był lepszy...
Z: Wiesz co, głupia babo? Wal się. Nie znasz ani mnie ani nawet własnej córki. Przyjechałem tutaj wbrew jej woli, bo chciałem panią poznać, zaprosić na nasz najważniejszy dzień, ale teraz rozumiem dlaczego ona się trzyma od takiej matki z daleka... Nie zasługujesz na miano matki! I nie pozwolę obrażać ani siebie ani jej. To ty masz kobieto życie do bani... I to na własne życzenie. Nie pozwolę ci się zbliżyć do nas. Miałaś szansę... Nawet własnego wnuka nie poznasz! - Zamarła. Nie dał jej czasu na przetworzenie informacji.
Z: Tak, będziemy mieć dziecko, którego na oczy nie zobaczysz, bo nie pozwolę ci się zbliżyć do mojej rodziny. - słyszał jak kobieta wołała za nim, ale nie zamierzał się zatrzymywać. Czuł jak Kate spięła mięśnie. Pewnie to kolejny cios dla niej. Nie wiedział co może powiedzieć. Usłyszeli jakiś hałas dochodzący z korytarza.
Z: O! Strażacy już są... W samą porę...- Przymknął lekko oczy, ponieważ raziło go światło. Kate osłoniła go.
K: Dziękuję...- powiedziała cicho.
Z: Za co?
K: Za to, że miałeś odwagę mnie obronić i jej nawtykać, że dzięki tobie ani razu już do mnie nie zadzwoniła. - Był skołowany.
K: Zane, jak się czujesz? Bledniesz...- nie miał siły odpowiedzieć.
Z: W porządku, tak mi dobrze przy tobie. Nie zostawiaj mnie...- Wydyszał z trudem. Zerknęła na zegarek. Siedzieli tutaj już dwie godziny.
Z: Naprawdę... jesteś wyjątkowa... kocham cię...- Drzwi się otworzyły. Strażacy patrzyli na nich.
K: Lekarza! Stracił dużo krwi.- Spotkała się wzrokiem z Reedem. Wskoczył do windy z noszami.
R: Toś się załatwił Zane.
Z: Cześć Reed. - uśmiechnął się.
R: Zepsułeś winę?
Z: Sama się zepsuła...- Pomógł mu wstać, i usiąść na noszach. Kate była skołowana nie tylko opowieścią Zana, ale jego relacją z Reedem. Byli niczym koledzy. Zastanawiała się o co chodzi.
R: Idziesz do Zana?
K: Myślę, że zajmą się nim odpowiednio. Muszę wracać do Haylie.- pomachała mu i odeszła. Strażak poszedł do pokoju, w którym leżał Zane.
R: Co ty tutaj jeszcze robisz?
Z: Czekam jak kroplówka spłynie i spadam.
R: Serio!? Leć za nią! Nie pozwól jej odejść kolejny raz! Na mnie już będzie pora.
Z: Co ty mówisz Reed? Nie chrzań.- mierzyli się.
R: Zane, jest coraz gorzej... to mój ostatni tydzień w pracy a później zamierzam umrzeć w samotności, ale nie zrobię tego dopóki ona jest w takim stanie. To twoja jedyna okazja, żeby ją odzyskać. Musicie wyjaśnić sobie jeszcze jedną kwestie.- Zaczął kaszleć.
Z: Co ja jej powiem? Gdzie wyjeżdżasz?
R: Nieważne. Ważniejsza jest teraz ona. Odłącz tą cholerną kroplówkę i leć do niej. - bez większego zastanowienia, zrobił jak kolega mu polecił. W drzwiach stanął i zerknął na strażaka.
Z: Dzięki Reed.
R: Przestań się już rozczulać, bo pomyślę zaraz że lecisz na mnie.
Komentarze
Prześlij komentarz