Prolog

12.10.2018

Stała na moście Piłsudskiego i patrzyła w dal. Zastanawiała się jakby to było bez niej. Ostatni czas był jednym wielkim polem bitwy. Gdy zmarli jej rodzice i pozostawili po sobie dom, zaczął się koszmar. Każdy chciał jej go odebrać. Dom wcale nie był duży, ani modny. Był zwyczajny, ale w dobrej lokalizacji, co tylko zachęciło rodzinę do walki o zyski. Ciągle bała się, że ktoś jej odbierze jedyne bezpieczne miejsce, a do tego nie mogła dopuścić. Była w kropce i to sama. Nie mogła nawet liczyć na wsparcie narzeczonego. Był zbyt zajęty sobą. Nawet nie do końca wiedziała, czemu z nim jest. Przystojny, z dobrą pracą, osaczył ją i pozbawił własnego kawałka przestrzeni. Coraz częściej się stawiała mu i kłóciła się, ale tym razem było inaczej. Posunął się o krok za daleko. W kolejnej cotygodniowej przepychance ustanej, podniósł na nią rękę. Uciekła na ten most. Nawet nie wiedziała, która jest godzina i że pada deszcz. Nic jej nie przeszkadzało, bo nic już nie miała do stracenia. Lekko się wychyliła za barierki i popatrzyła w dół. Dźwięk wody ją koił, a wiatr rozwiewał łzy. Z letargu wyrwał ją głos. Chwilę potrwało nim dotarło do niej, że ktoś właśnie mówi do niej. Odwróciła głowę i zobaczyła mężczyznę. Przestała wychylać się i otarła łzy. 
M: Mówiłeś do mnie?- zwróciła się bezpośrednio do blondyna, który patrzył na nią z troską. 
Mi: Nie skacz. Nie warto.- Przetwarzała zdanie nowo poznanego mężczyzny i wybuchła śmiechem. Był skołowany jej dziwnym zachowaniem.
M: Nie miałam zamiaru skakać.
Mi: Wyglądało to...- Nie skończył, bo mu przerwała.
M: Możliwe, że tak wyglądało, ale przyszłam ochłonąć i się wypłakać.- Była zaskoczona swoją szczerością. Zauważyła, że byli w podobnym wieku. Miał kaptur, który ściągnął. On też jej się przyglądał. Była ciekawa co o niej myśli. Pewnie ma ją za samobójczynie. Chociaż przeszło jej przez myśl jakby to było bez niej, ale jest za wielkim tchórzem, by się targnąć na życie. Westchnęła i otarła łzę. 
M: Naprawdę nie miałam zamiaru skakać. Lubię słuchać szumu wody. Pozwala mi się to wyciszyć. Miałam ciężki czas ostatnio i potrzebowałam się wypłakać. Myślałam, że noc i most będą idealne na samotny płacz...- Podeszła do barierki i znów lekko się oparła. - Deszcz ustał. Mężczyzna nic nie mówił tylko słuchał. Pokiwał głową. 
M: Która jest godzina, bo nawet nie mam telefonu?- Pokazała puste kieszenie.
Mi: Po 3 w nocy...- Zdziwiła się. 
M: A ty co robisz na moście o takiej porze?- Nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ zamrugało niebieskie światło i usłyszeli komunikat, żeby odsunąć się od barierek. Wykonali polecenie. Policjanci wyskoczyli z radiowozu i podbiegli do niej. 
Pol: Mamy ją.- Powiedział do krótkofalówki. 
M: Mogę wiedzieć co się stało?- Skołowana pytała policjantów, gdy odciągali ją na bok.
Pol: Dostaliśmy zgłoszenie, że uciekła pani z domu i napisała narzeczonemu, że chce się zabić. - Nie zdążyła nic powiedzieć, ponieważ jej narzeczony biegł w ich stronę i rzucił się na nią. Tulił ją. Próbowała się wyrwać. 
M: Odbiło ci!?- Krzyknęła na niego?
J: Przecież sama mi napisałaś wiadomość..- Czule na nią patrzył. Wiedziała, że gra. 
M: Nawet nie mam telefonu! Został w domu. - broniła się. 
J: Kochanie, przecież masz go w kieszeni i wysłałaś mi wiadomość około 21...
M: Nie mam!- Włożyła ręce do kieszeni, żeby pokazać policjantom puste kieszenie. Jakie było jej zdziwienie gdy poczuła telefon w kurtce. Popatrzyła na Jana, który dalej grał. Uniósł brew znacząco i zbliżył się do niej. 
J: Kochanie już dobrze, jestem przy tobie. Mężczyzna, który z nią rozmawiał starał się analizować wszystko.
M: Przecież to niemożliwe...-popatrzyła błagalnie za siebie na kolegę, który rozmawiał z innym policjantem. 
Pol: To jak to pani wytłumaczy?- Odjęło jej mowę.
J: Sama przeczytaj sobie co mi napisałaś.- Czytała z obrzydzeniem. Widziała triumf w oczach narzeczonego. Wiedziała co chce zrobić. Teraz jeszcze zrobi z niej niepoczytalną... 
Pol: Zaraz przyjedzie karetka. Ktoś powinien panią zbadać... - Wiedziała, że dalsze opieranie się nic nie da, a pogorszy tylko jej już popapraną sytuacje. Szukała tylko oczu, które ukoiły jej ból na chwilę. Spotkali się wzrokiem. Łzy jej pociekły po policzkach. Mężczyzna patrzył na nią bacznie. Wiedziała, że on też nic nie może zrobić, albo i nie chce się mieszać, bo niby po co? Lekko się do niej uśmiechnął i podszedł w jej kierunku.
M: Hej nieznajoma, pamiętaj że prawda zawsze zwycięży...- Jego słowa dodały jej otuchy, Wierzył jej. Patrzyła jak żegna się z policjantami i odchodzi. Nawet nie zapytała jak się nazywa. Był tylko nieznajomy, który zauważył ją i wysłuchał. Do tego jej wierzył. 

Komentarze