5.

31.08.2020

Martyna siedziała jak mysz pod miotłą, gdy Jan kierował samochodem. Miała ochotę wyskoczyć z auta, wiedząc co ją czeka po wejściu do domu. Zastanawiała się, dlaczego Michał jej to zrobił... Łza jej spłynęła po policzku. Dyskretnie ją wytarła. Odkąd się pojawił, miała tylko więcej kłopotów. Czemu się na nią uwziął, przecież nic mu nie zrobiła. Wszyscy faceci są jednak tacy sami. Potrafią tylko krzywdzić. Samochód się zatrzymał.
J: Wysiadaj. - Warknął i trzasnął drzwiami. Wykonała posłusznie polecenie. Przepuścił ją w drzwiach. Stała tyłem, była gotowa na uderzenie i awanturę. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Powoli się odwróciła, patrzył na nią z kpiną. 
J: Lepiej ci? Poskarżyłaś się policjancikowi? I co ruszył ci na ratunek?- Zaczął się słowny atak. Milczała i nie patrzyła na niego.
J: Po co to zrobiłaś? Zapomniałaś, że nikt ci nie pomoże i nie uwierzy? On jak się dowie, że jesteś szurnięta i masz zielone papiery to stanie za mną? - Pchnął ją. Zatoczyła się. Próbowała powstrzymać łzy, które dodatkowo go prowokowały. 
J: Zapamiętaj sobie to, nikt psychicznie chorej nie uwierzy. A mieszkanie możesz stracić, zapomniałaś?- wymierzył jej policzek. Złapała się za piekące miejsce. 
M: Przepraszam cię... Nic mu nie mówiłam, nawet nie wiedziałam, że jest policjantem...- próbowała się tłumaczyć. 
J: Masz mnie za idiotę?!- huknął, aż się wzdrygnęła. Nie chciała dalej w to brnąć, niejednokrotnie sobie wyobrażała i marzyła, żeby się od niego uwolnić, ale jeśli odejdzie to zostanie z niczym. Dom, który odziedziczyła po rodzicach, straci na jego rzecz, a do tego dopuścić nie mogła. Za bardzo kochała ten budynek, który kiedyś dawał jej poczucie bezpieczeństwa. 
J: Skąd wie, o siniakach, które sobie nabiłaś, upadając niezdaro?
M: Zauważył je przypadkowo, ale mówiłam mu że to moja wina... nie wiedziałam, że pomyśli, że mnie bijesz... przecież wiesz że ciągle tylko się obijam i wywracam na moich koślawych nogach...- Starała się wziąć winę na siebie. 
M: Wyjaśnię mu, że to nieporozumienie, przecież jesteś moim narzeczonym. - Podeszła do niego i starała się go uspokoić. 
M: Niedługo weźmiemy ślub Janek... Przestanę tam pracować jak sobie życzysz i będę codziennie czekać tylko na ciebie...- Brzydziła się tym co mówiła. To kolejny problem. Po ślubie zapowiedział jej, że ma zrezygnować z pracy i zajmować się domem, bo i tak marnie zarabia według niego. Chce ją pozbawić nie tylko godności, ale niezależności finansowej i wolności. Bała się dnia ich ślubu. To będzie dzień, w którym straci resztki normalnego życia. Najwyraźniej zadziałała jej lekka manipulacja, bo Janek się uspokoił. 
J: Dokładnie, będziesz już tylko moją żonką. - Przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta. Chciało jej się wymiotować na samą myśl. 
J: Masz z nim więcej nie rozmawiać, jasne? 
M: Jak sobie życzysz, mój przyszły mężusiu. - Pogładził ją po policzku, który wcześniej uderzył. Popatrzył na czerwony ślad. 
J: Nie chciałem, wiesz o tym?
M: Nie twoja wina, byłeś zdenerwowany. Zajmę się tym. Nie przejmuj się.- Machnęła ręką. 
J: A, będę starał się obierać cię z pracy od teraz. - Kiwnęła głową. Zniknęła w łazience. Popatrzyła na swoje odbicie. Odetchnęła głęboko. Była nastawiona na dużo gorsze rzeczy. Roztarła policzek i umyła twarz wodą, która złagodziła ból. Po cichu z szafki wyciągnęła leki przeciwbólowe i zażyła tabletkę, żeby ból ustał choć na chwilę. Myśli jej goniły. Zastanawiała się, czy Michał by jej faktycznie pomógł, czy odwrócił jak wszyscy. Nie ma pojęcia co nim kieruje, ale musi trzymać się od niego z daleka. 

Komentarze