8

  1.09.2020

Wypił kilka szybkich zanim przyjechał partner. Uniósł rękę gdy zobaczył Adriana Molende. O nic nie pytając zamówił kilka kolejek. Lubił z nim pracować. Adrian był cwany i pewny siebie. Wiele go nauczył w pracy. Stał się jego kumplem nie tylko z radiowozu. 
A: Jakaś dupeczka dała ci kosza?- Parsknął śmiechem. Michałowi nie było do śmiechu. Czuł się jak przegryw, który nie może dać za wygrana. Co ona z nim robi. Nie rozumiał swojego zachowania. Nigdy tak się nikim nie przejmował. Zwłaszcza kobietką, która nie jest w jego typie. Nic mu się w niej nie podobało, jednak nie potrafił przejść obok niej obojętnie. Warknął na zaczepkę kolegi. Adrian zaczął się śmiać. 
A: Uuuuu... Pamiętaj, tego kwiatu jest pół światu. Popatrz na nią.- Głową wskazał w kierunku dosyć mocno wymalowanej i wydekoltowanej brunetki. Śmiała się zaczepnie. Popatrzyła na niego i pomachała mu. Zlustrował ją bez ogródek. Nie była w niczym podobna do Martyny. Atrakcyjnością ją przebijała, ale nie miał ochoty na nic. 
A: Weź się w garść stary, bo idzie do ciebie.- Szturchnął go. I to było jedyne co pamiętał z zakrapianego wieczoru. Był w szoku, gdy rano zobaczył obok siebie tą brunetkę z klubu. Przysiadł na łóżku i nałożył podkoszulek na siebie. Nie pamiętał ich wspólnej nocy. Może to i lepiej, bo nie miał zamiaru powtarzać sytuacji. Z całych sił starał sobie przypomnieć jak ma na imię ta kobieta z klubu. Miał dziurę w głowie. Musi jakoś wybrnąć z sytuacji. Nim zdążył coś wymyślić to nieznajoma się obudziła. Zalotnie się uśmiechała. 
Kob: Hej... co za noc...- Modlił się o jakiś cud.
M: Tak... tak myślę...- skrzywiła się. czuł, że zaraz będzie nieprzyjemnie. Kobieta spojrzała na niego, uniosła brew w niegdowierzaniu.
Kob: Michał, czy ty nic nie pamiętasz?- Zaklął w myślach. Już miał odpowiadać, ale wybawił go dźwięk dzwonka w telefonie. Starał się go chwilę zlokalizować. Sięgnął ręką pod poduszkę i zobaczył numer partnera. 
Kob: Pamiętasz chociaż jak mam na imię?- Uniósł rękę by ją gestem uciszyć.
M: Czego?- Był zirytowany.
A: Praca. Zbieraj się. Mamy pobicie. Jedziemy do Żeromskiego. Będę za 10 minut. - Tyle zyskał czasu na pozbycie się niechcianego gościa. Patrzył jak zażenowana kobieta się ubiera w pośpiechu. Przy drzwiach zerknęła na niego.
M: Przepraszam...
Kob: Tępy chuj! - Krzyknęła i trzasnęła drzwiami. Zaśmiał się na określenie siebie. W sumie to też by tak o sobie powiedział. Nawet nie zapamiętał jej imienia. Ubrał bluzę i kurtkę. chwycił za odznakę i wyszedł z domu. Wybrał numer Martyny, ale się rozłączył. 
M: Co ja kuźwa robię...- Włożył telefon do kieszeni i patrzył na podjeżdżającego partnera. Już się głupkowato śmiał. 
M: Co?
A: Aleś poszedł w tango chłopie. Odcięło cię totalnie...
M: Co ty nie powiesz... Mam kaca mordercę...nawet nie wiem jak miała na imię...- Adrian parsknął śmiechem. 
A: Ala. Czyli nie wiem się jak było?
M: Debil. Co to za pobicie? Uratowało mnie przed gigantyczną awanturą. 
A: Podobno laska w nocy trafiła do szpitala... Sąsiedzi dzwonili po pomoc. Z tego co wiem, miała szczęście, że przyjechali do swojego domu, bo są tam rzadko. Usłyszeli hałas, krzyki, próbowali interweniować, ale nie wyszło i zadzwonili po policje. 
M: To zaczyna nam się ranek.- Potarł skronie. 
M: Coś więcej wiadomo? 
A: Nie wiem, bo przejęliśmy sprawę od Pawła i Oli. Mają za dużo roboty i nam Marek ją oddał.- Marek był ich przełożonym. Michał upił wodę. 
A: Czekają na miejscu, żeby nam wszystko powiedzieć co wiedzą. - Kontynuował, ale Michał nie miał ochoty nic robić. Chciał wrócić do łóżka. Oparł głowę o zagłówek i zamknął oczy.
M: 5 minut...- mruknął i wyłączył radio. 
A: Więcej nie będziesz miał, bo dojeżdżamy. - westchnął. Gdy tylko zamknął oczy, ujrzał Martynę. Jezu co się z nim działo. Jak to możliwe, że nawet na kacu o niej myśli. Musi się otrząsnąć. Nie chce jego pomocy. Ma się trzymać z daleka. Od teraz tego będzie się trzymał, nie zamierza brudzić sobie rąk. Wybrała po raz drugi patusa. Będzie jej unikać. 
A: Wstawaj królewno... - Szepnął mu do ucha. Michał się zerwał.
M: Kurwa!- Adrian machnął na kolegów. Podchodzili do nich. 
M: Idę się odlać. Streścisz mi wywody wrednej Olusi. - Nie cierpiał koleżanki z pracy. Na sam widok jej miał dość. Była taka wredna. Babo-chłop. 
A: Tylko szybko.- Gdy wrócił, Adrian popatrzył na niego z poważną miną. W pracy potrafili być poważni. Śmiech i głupoty schodziły na drugi plan. 
A: Idź do lekarza i dowiedz się, czy można rozmawiać z dziewczyną. Jest na silnych prochach uspokajających. A ja w tym czasie dowiem się czy jej narzeczony wytrzeźwiał. - Czyli typowy scenariusz pomyślał Michał. Pijak -bokser i panna z syndromem sztokholmskim. Ruszył w stronę wejścia do szpitala.
A: Grabowska. - Krzyknął za nim. Serce mu zamarło. Zatrzymał się i odwrócił do śmiejącego się partnera. Zapewne streszczał ich wieczór w klubie kolegom z pracy. 
A: Martyna Grabowaska. Lat 28. Jakbyś potrzebował wiedzieć. Tym razem spróbuj zapamiętać imię.- Znajomi zaśmiali się. Oblał go lodowaty pot. Wytrzeźwiał w jednej sekundzie. Adrian czujnie popatrzył na mocno skonsternowanego partnera, który nie zareagował na zaczepkę. 
A: Janicki, żyjesz?!- Krzyknął w jego stronę. Machnął mu i poszedł do wejścia. Wylegitymował się. Pielęgniarka zaprowadziła go pod salę. 

Komentarze