9

 2.09.2020

Zerknął przez uchylone drzwi. Miał nogi jak z waty, gdy zobaczył ją śpiącą. Był blady jak ściana. Jakaś starsza pani popatrzyła na niego i uniosła brew. Cofnął się. Nie mógł wejść. Nie może tutaj być. Chciał uciekać. Gdy robił krok wstecz, wszedł w partnera. 
A: Dowiedziałeś się czegoś?
M: Nie, szukam doktora. - Skłamał. Najpierw musiał się upewnić, czy to ta Martyna. 
A: Dziś nie jesteś w formie. Czekaj tutaj, a ja idę się dowiedzieć czegoś. - Nie wiedział co robić. Zastanawiał się, czy już powiedzieć partnerowi o tym, że się znają i nie będzie obiektywny, czy poczekać na rozwój wydarzeń. Adrian długo nie wracał. Michał kucnął pod salą słysząc jej szloch. Serce mu pękało. Panie z sali starały się ją pocieszyć, pomóc. Martyna jednak nic nie mówiła, tylko cicho płakała. 
Kob: Nie płacz skarbie... Jesteś już bezpieczna... rany się zagoją...
M: Nie... To dopiero początek mojego piekła...
Kob2: Ten dziad powinien zgnić w więzieniu!- Włączyła się inna kobieta do rozmowy. 
M: Wywinie się. - Odpowiedziała stanowczo. Michał postanowił, że zrobi wszystko by tak się nie stało. Nikt nie może znęcać się nad bezbronną kobietą. 
Kob: Kochanie, potrzebujesz czegoś? Nie masz nic, ani nikt do ciebie nie przyszedł... Powiem mężowi to ci kupi co trzeba.
M:  I nikt nie przyjdzie... Nie mam rodziny... Nic nie potrzebuję, dziękuję....
Kob: Na pewno? Jesteś taka chudziutka...Może masz na coś ochotę.... Niczym się nie przejmuj...- Michał zacisnął pięści i zamknął oczy i starał się wziąć w garść. Adrian szturchnął go nogą. Wstał. 
A: Mamy zgodę na przesłuchanie. 
M: W jakim jest stanie?
A: Ma lekkie wstrząśnienie mózgu, złamany obojczyk i skręcony nadgarstek, dosyć spore rozcięcie na czole, twarz rozkwaszoną i podobno gorzej słyszy na lewe ucho. Liczne ślady na rękach i ciele świadczące o wcześniejszej przemocy. - Chciało mu się wymiotować. Wiedział, że zabije Jana. Nie spodziewał się, że jest takim psycholem. Adrian go minął i wszedł do sali, nie mając wyjścia poszedł za nim.
A: Pani Martyno, Aspirant Adrian Molenda oraz starszy sierżant Michał Janicki komenda wojewódzka policji. - Martyna popatrzyła na nich przerażona. Okryła się mocniej kołdrą. Widział, że jest bliska rozpaczy na jego widok.
A: Mamy zgodę lekarza na rozmowę z panią. - Usiadł na krześle koło łóżka. Nie patrzyła na nich. Michał musiał trzymać na wodzy swoją złość widząc jej pokiereszowaną twarz. Była taka bezbronna. 
M: Już mówiłam, nie chcę rozmawiać. Nic nie powiem. 
Mi: Może już czas w końcu coś powiedzieć... - Odezwał się zirytowany jej postawą. Zauważył, że ścisnęła prześcieradło, ale nie odpowiedziała. 
A: Bez pani zeznań on pozostanie bezkarny. Może skrzywdzić inne osoby. Chce pani powiadomić kogoś z rodziny? - Czyżby jego słowa zadziałały. Popatrzyła na Adriana swoimi podkrążonymi z płaczu oczami. Widział wiele pobitych kobiet, ale jej widoku nie mógł znieść. Zauważył, że Adrian jej się dziwnie przygląda. Martyna otarła oczy, miała posiniaczone ręce, które widział przez ułamek sekundy. Teraz dostrzegł jeszcze, jej znamię na przedramieniu. Wyglądało jak kleks. 
M: Proszę się nie wysilać i dać mi spokój i nie nie mam rodziny.- Adrian popatrzył zimnymi oczami na nią. Michał znał ten wyraz. Teraz będzie tym złym.
A: Może to jednak go pani sprowokowała.- stwierdził. Michał wzdrygnął się. Miał ochotę przywalić koledze za brak empatii.
M: Możliwe. Dziękuję za rozmowę. - Popatrzyła Michałowi w oczy. Wiedział już wszystko. To jego wina. To on go sprowokował do skatowania biednej Martyny. Przypomniał sobie słowa boksera, że zrobi tak że przestanie mu się ona podobać. Odwrócił wzrok i włożył ręce do kieszeni.
Kob; Pan to już jest bezczelny. Oskarżać skatowaną kobietę o cos takiego. Wstyd...- Miała racje, było mu wstyd zachowaniem kolegi.
A: Skoro nie chce mówić, to też musi mieć coś na sumieniu.- Michał odchrząknął. Liczył, że przywoła tym kolegę do porządku. Martyna z trudem i jękiem się poprawiła. 
M: Co mam powiedzieć? Chyba widać co zrobił? Naprawdę chce pan wiedzieć? 
A; Skoro już jestem to chciałbym usłyszeć.- odpowiedział ostro. 
M: Mój narzeczony...- Zapadła cisza...
M: Przepraszam, mój były narzeczony zdenerwował się i tak oto wyglądam, coś jeszcze?
A: Z jakiego powodu?
M: Został przez kogoś sprowokowany kolejny raz i odbiło się to na mnie. Wyżył się na mnie... 
A: Może to pani go jednak sprowokowała.- Adrian był bezlitosny. 
M: Myślę, że pan już wydał osąd w tej sprawie. - Michał był pod wrażeniem wybrnięcia z sytuacji przez brunetkę. Adrian mierzył ją wzrokiem.
A: Dostaje od pani zdawkowe odpowiedzi, myślę że skoro nie chce pani mówić to narzeczony będzie bardziej rozmowny. 
M: Zdecydowanie. Już powiedziałam, że został sprowokowany i oberwałam ja. 
A: Przez kogo? 
M: Przez innego mężczyznę.- Michał skrzywił się. Teraz już był pewny, że jej wygląd to przez niego. Nie miał odwagi na nią patrzeć. 
A: Jak? - drążył temat. Policjantowi zrobiło się gorąco.
M: Uwidział sobie, że mam romans, że podobam się innemu facetowi. 
A: Miał powody tak myśleć? Może jest coś na rzeczy...
M: Czy ja wyglądam na modelkę za którą biega tabun mężczyzn?- zirytowała się. Mężczyźnie nie podobał się jej osąd.
A: Najciemniej pod latarnią.- Uderzył w nią Adrian. Oczy się jej zaszkliły.
Kob: Dosyć! Wzywam lekarza, Pan się nie nadaje na policjanta! To skandal co pan mówi do tej biednej dziewczyny! Przeżyła piekło, a pan ją obraża. Wynocha z sali.
M: Wystarczy Adrian. - Partnerzy się zmierzyli. Aspirant odpuścił i wyszedł z sali. Michał stał jeszcze chwilę patrząc na płaczącą Martynę. Chciał coś powiedzieć, ale nie dał rady. Odwrócił się i wyszedł. Widział partnera koło drzwi, buzowali oboje. Nie miał pojęcia czemu Adrian zachował się jak cham. Nigdy taki nie był. 
Kob: Przepraszam! Przepraszam pana!- Ktoś wołał za nim. Odwrócił się. To była starsza pani z sali Martyny. 
Kob: To pan.- Stwierdziła. 
Mi: Nie wiem o czym pani mówi. - zbył ją.
Kob; Pan sprowokował jej narzeczonego.- Mężczyzna zacisnął szczękę i popatrzył groźnie na staruszkę.
Mi: Skąd taki osąd? Za dużo detektywistycznych seriali pani oglądała chyba.- Kobieta się zaśmiała.
Kob: Za długo żyję na tym świecie. Widziałam jak pan na nią patrzy. Nie weźmie pan za nią odpowiedzialności?- Poczuł jakby dostał w ryj porządnego kopa. 
Mi: Co mam zrobić?- zabrzmiał szczerze. 
Kob: Ona nie ma tutaj nic... Nawet butelki wody. Myślę, że skoro naważył już pan piwa to powinien pan mieć odwagę ją teraz wspierać i chronić.- Opadła mu szczęka. Jak to robią starsi ludzie? Najpierw dziadek a teraz ta baba. Idąc do auta myślał o słowach kobiety. Westchnął. 
MI: Czy ciebie pojebało? Co to miało znaczyć tam na sali?- Naskoczył na partnera. Chciał go udusić.
A: Cwaniara. 
Mi: Znasz ją? Co ty odjebałeś? Może wnieść na nas skargę. Ona albo ta upierdliwa babcia!- krzyknął na partnera.
A: Zobaczymy co powie facet. Myślę, że ona wcale nie jest takim aniołkiem.- Zagotował. 
Mi: Mam dość, idę się odlać. - Skłamał i poszedł do sklepiku szpitalnego. Kupił wodę, sok, banany, ciasteczka i drożdżówkę. Miał odejść, ale zauważył ręczniki, piżamy i kapcie. Z całą siatką wrócił na salę. Nie było Martyny. 
M: Gdzie ona jest?
Kob2: Poszła na badania jakieś laryngologiczne. Teraz coś pan więcej mówi niż przy koledze.- Kolejna baba się na niego uwzięła. Czuł się jak ostatni przegryw, a one go dobijały. 
M: Zostawię to tutaj...- zmieszany odłożył siatkę z zakupami. Wychodząc pokiwał głową usatysfakcjonowanej staruszce. Miała rację teraz musi wypić to piwo. Nie odpuści skurwielowi. 

Komentarze