16

  29.10.2020

To był ich 3 trening. Szło im topornie, oboje byli spięci. Michał zarządził przerwę na łyk wody. Podała mu butelkę. Wpatrywała się w niego intensywnie, ale nic nie mówiła. Starała się jak najbardziej w czasie treningów. Jednak wciąż dotyk powodował u niej strach. Wzdrygała się przy bliskości Michała, dotyku. Był bardzo delikatny i odsuwał się gdy tylko czuł, że się spina. Powtarzał ciągle nic na siłę i ją pocieszał. Było to miłe, zważywszy że to musiała być udręka dla niego. Jednak nic się nie skarżył. Wzrok utkwiła w tatuażu mężczyzny. Dopiero teraz go dostrzegła. Był w stylu japońskim o ile dobrze myślała, była to ryba koi, na tle fal.
M: Piękny.- Wyrwało jej się. Zerknął na Martynę, która nie odrywała wzroku od jego bicepsa. 
Mi: Biceps? - Zażartował. Zaśmiała się cicho. Uśmiech był rzadkością u niej. 
Mi: Myślę, że powinien być większy. - Popatrzył się na ramię. Znów się uśmiechnęła. 
M: Tatuaż. To ryba koi, prawda?- Michał przytaknął. patrzył na jej wędrujący wzrok po jego bicepsie. Podciągnął rękaw podkoszulka, żeby zobaczyła go w całej okazałości. Oglądała w skupieniu.
M: Ma jakieś znaczenie? - Była szczerze zainteresowana, co mu się spodobało. Żadna inna laska nigdy nie powiedział nic oprócz fajny tatuaż. Tyle im wystarczało.
Mi: Chyba jesteś jedyna, co zapytała o to...- Nie musiał mówić tłumaczyć, że miał na myśli inne kobiety. Odchrząknęła zmieszana. Lubił gdy się peszyła na myśl o innych kobietach. Odgarnęła kosmyk włosów za ucho. 
M: Może poćwiczymy jeszcze chwilę?- Uśmiechnął się. Odłożyli butelki na stół. Treningi odbywały się u niej w domu. Chciał, żeby czuła się komfortowo i bezpiecznie. 
Mi: Teraz zajmiemy się wybijaniem niebezpiecznego narzędzia z ręki przeciwnika. To będzie z odległości więc powinno być okej.- Tłumaczył każdy szczegół i pokazywał. Powtarzali kilka razy. Zauważył, że jej rozluźniona. Najwyraźniej ćwiczenia z odległości były dla niej idealne na sam początek. 
Mi: Super. Idzie ci rewelacyjnie. - Odpowiedziała uśmiechem na pochwałę. Zerknął na zegarek. 
Mi: Myślę, że na dziś koniec. Nie chcę cię przeciążyć. Musisz na siebie uważać, a poza tym dziś mam nockę. 
M: Jasne, dziękuję jeśli masz dość trenowania mnie to powiedz, nie obrażę się. - Wycierał kark ręcznikiem. 
Mi: Nie ma o czym mówić. Jak dla mnie to odskocznia od pracy, poza tym nie siedzę bez sensu sam w pustym domu i nie piję w knajpie. Nie jestem stąd... Nie mam tu kupli ani rodziny... Koledzy z pracy to średnie towarzystwo do resetu od pracy...- Puścił jej oko. 
M: Nie chcę wpływać na twoje życie towarzyskie.- Było to dość zaczepne z jej strony. Popatrzył na nią zdziwiony. Pierwszy raz od wypadku dopiekła mu. Kilka razy zdarzyło jej się to w domu starości u dziadka. 
M: Przepraszam... Nie chciałam być wredna. - wycofała się. 
Mi: Ale udało ci się to. Wracasz do formy Martynko?- Zakpił. Zmarszczyła zabawnie nos. Śmiał się. Podobały mu się ich treningi. Nie kłamał mówiąc, że nudzi się sam w domu i nie ma zbyt dużo znajomych. 
M: Zjesz lasange? Sama robiłam... Chyba, że spieszysz się to mogę zapakować ci do pracy jako formę zapłaty.- Zaproponowała. Był dziś kolejny raz zaskoczony zachowaniem Martyny. 
Mi: Mam jeszcze czas na kolację. Chętnie zjem coś domowego. Mam dość kebabów. Zaraz sam zacznę tak wyglądać. - Zaprosiła go do stołu. Obserwował ją. Czuł taki spokój w jej domu. Był przytulny. Ona działała na niego kojąco. Zamknął oczy i oparł głowę o zagłówek. Napawał się ciszą i zapachem domowego jedzenia. Z błogiego stanu wyrwał go dźwięk tłuczonego szkła. W jednej sekundzie znalazł się obok niej. Kucała i mamrotała coś pod nosem jak w transie. 
M: Już sprzątam... Przepraszam... Nie chciałam... przepraszam...- Była jak w transie. Schylił się i delikatnie dotknął jej pleców. Pisnęła i odskoczyła. Szumiało jej w uszach.
M: Przepraszam... To nic takiego.... Już sprzątam ten bałagan... Jestem taka niezdarna przecież wiesz... Nie złość się.- Michał chciał zebrać szkło, ale odtrąciła mu dłoń i syknęła z bólu. Polała się krew. 
Mi: Martyna... Dość już... To ja! Michał... - ale nie słyszała go... Wpadła w nerwy. Złapał ją za ramiona. 
Mi: Siłę i odwagę.- Powiedział głośno. - tak by usłyszała. Ocknęła się. 
M: Co?
Mi: Tatuaż... Pytałaś co znaczy... To siłę i odwagę symbolizuję ryba koi. Oddychaj... Już dobrze... Nic się nie stało... Zbiłaś tylko szklankę.- Łzy popłynęły jej ciurkiem... Nie musiała nic mówić.... Wiedział, po jej reakcji, że nawet zbicie szklani musiało ją wiele kosztować. Miał ochotę go zabić za jej krzywdę.
Mi: Nie płacz już dziewczyno... Wystarczy już twoich łez...- Chciał dotknąć jej policzka, ale odwróciła głowę. Cofnął szybko rękę. 
Mi: Podasz tą lasange, bo pachnie pięknie i mam na nią ochotę a ja posprzątam? co ty na to?- Kiwnęła zażenowana głową i otarła łzy. 
Mi: Ale zanim zabierzemy się do pracy to trzeba opatrzyć twoją dłoń.
M: To tylko skaleczenie... Nic mi nie jest... 
Mi: Pokaż, zobaczę tylko czy odłamka nie masz wbitego...- Podała mu drżącą rękę. Oglądał ją uważnie, pokazała mu gdzie ma apteczkę. Czuł, że uspokoiła się.
M: Przepraszam... Czasami jak się zdenerwuję to zaczyna szumieć mi w uszach i nic nie słyszę... Uszczerbek na słuchu się pogłębia w tym momencie... - Powiedziała cicho. Nic nie odpowiedział. Czuł się winny każdej jej blizny i tego pieprzonego uszkodzenia ucha... Chyba wyczytała z jego wyrazu twarzy wszystko.
M: Nie mam do ciebie żalu, to nie ty zadawałeś ciosy...
Mi: Kurwa... A powinnaś... To ja go sprowokowałem i to też moja wina...
M: Wiesz...- zagadała go wstając z podłogi. Była odwrócona plecami.
M: Nie mam rodziny ani przyjaciół... nikogo kto by się mną tak przejął jak ty... Dziękują, ale nie chce byś robił cokolwiek z poczucia winy względem mnie... nie tego oczekuję...
Mi: A czego? Powiedz... Zrobię wszystko...- Zagadał cicho... Czuła jego szczerość w tym jak na nich intymnym wyznaniu.
M: Myślę, że skoro oboje jesteśmy samotni... to może moglibyśmy się spróbować się zakolegować bez tego co się stało i bez presji...- mówiła niepewnie. Uśmiechnął się... 
Mi: Chcesz się ze mną kumplować po tym wszystkim?
M: Tak, ale nie muszę słuchać o twoich podbojach... - Parsknął śmiechem. Aż sama się zaśmiała, doszła do siebie po incydencie. Podała kolację. Jadł ze smakiem. 
Mi: Myślisz, że kobieta z mężczyzną mogą się przyjaźnić?- Zamyśliła się, żując kęs dania. Michał pokazał wymownie ręką na nich, żeby podkreślić o co mu chodzi. 
M: Myślę, że w naszym przypadku może się udać. Zdecydowanie nie jestem w twoim typie i nie jestem wymarzoną kandydatką dla ciebie, a mi nie w głowie związki... chyba już raczej na zawsze wyleczyłam się z pierścionków, mężczyzn i związków. Dlatego nie będę ci wadzić w żadnym związku i nie przeszkadza mi z kim się spotkasz. - Żałował, że zadał to pytanie. Nie spodziewał się, że ona tak go widzi. Wyszło, że jest zwykłym lowelasem, latającym za spódniczkami i pustymi pannami. Był urażony, ale niestety zasłużył swoimi testami o niej i tym co mówił na prawo i lewo na tak płytką opinie o sobie. 
Mi: To dobrze, bo abstynentem nie jestem w każdym tego słowa znaczeniu.- Znów zmarszczyła nos, bardzo lubił ten gest.
M: Przestań! Nie chce tego słuchać! Zmienię zaraz zdanie.- Zażartowała. Śmiali się. Wiedział, że musi zmienić jej osąd o sobie. Ale był za to spokojny, że w Szymku też nie widzi potencjalnego partnera. 
Mi: Zbieram się, było pyszne! A skoro się kolegujemy to możesz śmiało mi zapakować na wynos! - Spakował się, miał zawieszony plecak na ramieniu i brał od niej pojemnik z kolacją. Znów patrzyła jakby coś chciała powiedzieć.
Mi: Powiedz to w końcu... Od treningu widzę, że chcesz coś powiedzieć.
M: Wracam do pracy! Chciałam, żebyś wiedział jako pierwszy.- Uśmiechnął się szczerze. Odwzajemniła uśmiech. 
Mi: Świetna wiadomość Martynko.- Podniósł rękę na pożegnanie i wyszedł. 

Komentarze