17

 1.11.2020

Dźwięk budzika rozległ się po sypialni Martyny. Była taka podekscytowana, że już może wrócić do pracy. Tęskniła za staruszkami. Nie każdy może powiedzieć, że kocha swoją pracę, ale ona była tą nieliczną szczęściarą, która czuła się spełniona. Wyskoczyła z łóżka i wyciągnęła się. Wzięła telefon do ręki. Miała wiadomość od Szymka, że wpadnie przed służbą i ją podrzuci do pracy. Nie miała za wiele czasu do jego przyjazdu. Poszła się ubierać. założyła brązową bluzką basic z guziczkami na ramionach, ciemno szare rurki do których dobrała brązowy pasek ze złotą klamerką, która pasowała do złotych guziczków. rozczesała swoje krótkie włosy. Uwielbiała ich kolor i długość. Nie sądziła, że kiedyś pozbędzie się swoich długich włosów. Poprawiła grzywkę tak, żeby maskowała jej straszną bliznę na pół czoła. Przejechała palcem po niej. Otrzepało ją. Była paskudna bez grzywki. Użyła podkładu, różu i trochę rozświetlacza. Zrobiła malutką kreskę i mocno wytuszowała rzęsy. Trochę pomadki i była gotowa. Nie poznawała się w lustrze. W końcu mogła się malować jak chce. Nikt jej już nie zetrze z twarzy szminki i nie zwyzywa od dziwek. Czuła się pewnie i wolna. Zeszła do kuchni i spakowała jabłko i ciasteczka, które upiekła dla dziadka. Tak dawno go nie widziała. Ma nadzieję, że jej wybaczy nieobecność. Michał zapewniał ją, że dziadek w pełni rozumie jej przerwę. Zerknęła przez okno w kuchni, ponieważ mignęła jej postać. Odsunęła się od szyby, na bezpieczną odległość. Jednak wciąż wypatrywała postaci. 
M: Masz urojenia... Nikogo tam nie było. - W tym momencie usłyszała dzwonek do drzwi.- Czekała.
Sz: To ja! Cześć!- Usłyszała głos Szymona. teraz mogła otworzyć. Po jego reakcji była pewna, że wygląda dobrze. 
Sz: To na pewno Martyna? 
M: Raz człowiek się odstawi to już go nie poznają.- śmiali się.
Sz: Świetnie wyglądasz! - Nie mógł oderwać od niej wzroku. Poczuła się nieco speszona. Dawno nikt nie patrzył na nią w ten sposób. 
M: I tak się czuję! Łap- rzuciła mu jabłko i zamknęła dom. Jechali jakiś czas słuchając radia, aż przypomniała sobie coś. 
M: Ej, nie chodziłeś czasem koło ogrodzenia jak wysiadłeś pod domem? - Szymon popatrzył na nią uważnie swoimi piwnymi oczami. Miał bródkę, którą zapuścił niedawno. 
Sz: Nie, od razu zapukałam. Coś cię niepokoi? Widziałaś kogoś? - Wiedziała od niego, że Jan zapadł się pod ziemie i szukają go, ale bez skutku. 
M: Nie, wydawało mi się że ktoś przechodził koło domu, ale to jeszcze nie przestępstwo.- Obróciła to w żart. Dalej patrzył w jej oczy. 
M: Wiesz czuję się spokojniejsza odkąd trenuję samoobronę. - Uśmiechnął się.
Sz: Dałaś się przekonać? Niesłychane, bo tak się zapierałaś. Gdzie chodzisz na zajęcia? Od dawna? Czemu się nie pochwaliłaś?- Zadał wiele pytań.
M: Nie było czym się chwalić na początku, bo szło mi fatalnie, ale polubiłam zajęcia. Mam indywidulane zajęcia, bo uznałam że tak będzie dla mnie najbardziej komfortowo. 
Sz: Super, mam nadzieję, że nie forsujesz się za bardzo i trenerka jest wyrozumiała i miła. Możemy kiedyś razem potrenować, zastanów się.
M: Nie trenuję z kobietą.- Na jej wyznanie aż przyhamował, bo nie zauważył czerwonego światła.
M: Ostrożnie, bo mandat dostaniesz jak policja zobaczy.- Zakpiła. 
Sz: Myślę, że dogadam się z policją... Ale zaraz zaraz trenujesz, z mężczyzną? - Kiwnęła twierdząco. 
M: Nawet bym powiedziała, że go znasz. To Michał Janicki mnie trenuje dwa razy w tygodniu, nie mówił ci? Myślała, że razem pracujecie i takie tam...- zaczepiła go.
Sz; Takie tam... My nie baby, żeby się zwierzać.- Próbował zamaskować irytację na rewelacje Martyny. Zacisnął kierownicę mocniej. Liczył, że już nic nie powie i go nie dobije.
M: Może potrenujemy za jakiś czas razem?- Patrzyła na niego łagodnie i niewinnie. Pomyślał o tym jaka jest naiwna wierząc Janickiemu czym się wkurzył. 
Sz: Bez szans. - Poczuła chłód z jego wypowiedzi. Poprawiła się w foteli i złapała za pas. Patrzyła w szybę. Szymon patrzył na jej profil. Uśmiech znikł z jej twarzy a nie o to mu chodziło. 
Sz: Myślę, że to zły pomysł. Mamy inne techniki i jesteśmy na innym poziomie.- Zerknęła na niego. 
Sz: Michał ma czarny pas w Judo. Jesteś w dobrych rękach.- Przyznał z trudem. Była teraz ona zaskoczona. 
Sz: Nie chwalił się i nie opowiadał o tym jak jest najlepszy w całej komendzie? 
M: Nie, a szkoda bo się przyjaźnimy...- Szymek aż parsknął śmiechem na jej słowa. Zmierzyła go.
Sz: Martynko nie istnieje przyjaźń między kobietą a mężczyzną... Zwłaszcza kobietą a Janickim... To pierwszy flirciarz naszej komendy... Nie wiem co ci nagadał, ale nie wierz mu. On jedyne czego chce od kobiety to niezobowiązująca noc. 
M: Wiem, może sobie tam robić co chce z kobietami nic mi do tego i nie martw się bo nie jestem obiektem jego westchnień. Popatrz na mnie? Chodzący Frankenstein... Na taką nikt nie leci, a poza tym ja niczego nie szukam więc się nie martw niczym straszy brat.- klepnęła go w ramię i wyszła z auta. Pomachała do Michała i dziadka Staszka, którzy dziś wyjątkowo opuszczali mury ośrodka i jechali na grób żony mężczyzny. Szymon wysiadł z auta i odprowadził wzrokiem bardzo nieświadomą siebie i sytuacji między całą trójką. Patrzył jak wita się z dziadkiem Janickiego i wręcza mu ciastka. Rozglądnęła się i powiedziała coś do mężczyzn i ruszyła w jego stronę. Michał patrzył kpiącą miną na niego. Podeszła i podała mu woreczek z ciastkami.
M: Dziękuję za podwózkę i to jak się o mnie martwisz starszy bracie.- Zażartowała. Nie wiedząc kiedy Janicki stał koło nich. 
Mi: Pożegnałaś się ze starszym bratem?- Zapytał kpiąco i popatrzył mu triumfalnie w oczy. Martyna ich przeprosiła i pomogła dziadkowi wejść do auta. 
Mi: Starszy brat? Widzę, że już cię zaszufladkowała... Przykre...
Sz: Podobno jesteś jej PRZYJACIELEM... Też słabo Janicki upadasz... Żeby ona tylko zdawała sobie sprawę, że ciągle jej szukałeś bo chciałeś zaruchać.- podkreślił słowo. Michał kiwnął głową i zjadł ciasteczko. 
Mi: Mów co chcesz... Tym razem nie chce seksu... Chodzi o coś więcej i oboje o tym wiemy. Ale jedno jest pewne, że przyjaciel może stać się zawsze kimś więcej w jej oczach niż braciszek... Raczej nie wygląda ta taką co lubi kazirodztwo! Braciszek!- Śmiał się z niego i machnął mu od niechcenia ręką. Michał miał dość wtrącającego się szefa, który nastawia ją przeciw niemu. Całą drogę na cmentarz przysłuchiwał się rozmowie Martyny i dziadka. Ciągle fascynowało go jak bardzo się lubią i szanują. Przy niej staruszek się ożywił. Ciągle prawił jej komplementy, które ona obracała w żart. Uwielbiał jej delikatny śmiech. Był zaraźliwy. Poprawił lusterko, żeby ich widzieć. 
Dz: Powiedz jej, że jest piękna, bo mi staremu nie wierzy!- Ponaglał go dziadek. 
Mi: Dziadku zaraz cię wysadzę, bo widzę że masz dużo siły dziś. 
Dz: Michał! Popatrz na jej piękne oczy, w tej fryzurze wygląda kwitnąco a zaraz zima!
Mi: Przyjaźnimy się...- próbował wybrnąć z niekomfortowej sytuacji, widział w lusterku, że się zawstydziła i ściska nerwowo pas. 
Mi: Jest wiele innych określeń na nią niż tylko puste piękna. To nie lalka.- Uniosła głowę ich oczy się spotkały. Dziadek aż cmoknął na mądre słowa wnuczka. Zarumieniła się i schowała twarz we włosach, żeby nie widzieli. Michał lekko się uśmiechnął.
Dz: No tego się nie spodziewałam po tobie dzieciaku! Ale wiecie, że prawdziwy związek należy zacząć od przyjaźni i zaufania? To podstawowy fundament udanego małżeństwa i w ogóle miłości. 
Mi: Zamilcz już dziadku błagam!- Parsknęli śmiechem. Zauważył, że zerka na niego co chwilę. Znowu coś chciała powiedzieć. Znał ten wyraz twarzy. Zawsze zerkała jakby szukała odpowiedniego momentu. Pozwolił jej wybrać go. Podkręcił radio. Odprowadzili dziadka pod grób i dali mu czas. Kupił róże, ogromny bukiet który złożył na grobie. Widać było że nawet po śmierci bardzo kocha żonę. 
M: Jakie to piękne...- Westchnęła. Michał nie zrozumiał więc wskazała mu głową na dziadka i róże. 
Mi: No tak... Staruszek żyje w tamtej epoce... - Skwitował, choć sam uważał, że to piękne. 
M: Jak ty tak traktujesz kobiety to nic dziwnego, że masz je tylko na jedną noc...- Michał, aż wyszczerzył zęby słysząc jej bezwiedny i uszczypliwy komentarz. Zaskoczyła go, tym że potrafi być pyskata. Podobało mu się to, że w końcu zaczyna pokazywać prawdziwą siebie a nie szarą myszkę, którą kazał jej być Jan. Przechylił głowę. Oczy aż mu się świeciły na tą uwagę. Martyna zauważyła jego reakcję i odsunęła się.
M: Przepraszam... To było chamskie... Nic mi do tego jak traktujesz swoje wybranki... Sama nie mam prawa oceniać skoro byłam z gościem który prawie mnie skatował...- Dostała słowotok i znów się odsunęła. Szukała strefy komfortu. Postanowił lekko jej dopiec i zrobił krok w jej stronę. Znów się cofnęła aż poczuła nagrobek za sobą i nie miała jak uciec. patrzyła na niego cielęcym wzrokiem. Znów była szarą myszka. 
Mi: Wiesz co, dwie rzeczy. - Uniósł dwa palce przed jej wystraszoną twarz. 
Mi: Pierwsza chylę czoła z podziwu na kąśliwość. Podoba mi się ta Martyna. Zadziorna. A druga to muszę cię poprawić i uświadomić. Nie prawie cię skatował tylko skatował, przestań go w końcu tłumaczyć i nazywaj sprawy po imieniu. - Była skołowana, stał za blisko niej, czuła że zaczyna jej szumieć w uszach.., złapała się za nie i pochyliła do przodu. Michał odskoczył. Kucnęła a on razem z nią. Oddychała głęboko. Nie wiedziała czemu tak zareagowała na niego. Serce waliło jej jak oszalałe. Próbowała złapać oddech, widziała, że coś mówi do niej i patrzy z troską, ale nic nie rozumiała. Odwrócił się i dopiero usłyszała jak krzyknął do dziadka. 
Mi: Nic jej nie jest, tylko zmarzła- Uśmiechnął się do staruszka i znów patrzył na nią. Ściągnął komin spod szyi i jej podał. 
Mi: Zimno jest... Przepraszam, że cię zestresowałem. W porządku?- Kiwnęła lekko głową. Pomógł jej wstać. Dziadek wrócił. 
Dz: Zawieź mnie jeszcze pod kamienicę. Chcę na nią popatrzeć...- Martyna popatrzyła na nich. Michał bez słowa zająknięcia kiwnął głową i zaprowadził dziadka do auta. W aucie panowała cisza. Martyna postanowiła ją przerwać.
M: Daleko jest miejsce gdzie jedziemy? Bo niedługo obiad i powinniśmy wracać tak się umawiałam... Dz: Nie moje dziecko, nie martw się, tylko zerknę i ją dotknę to miejsce pełne mojej młodości i wspomnień. Chcę na nią popatrzeć jak wygląda i powspomninać stare dzieje.- kiwnęła głową. Niedługo potem zaparkowali w niedaleko kościoła Świętego Józefa w Rynku Podgórskim. Rozejrzała się. I zapytała czy ma rację z kościołem.
Dz: Masz rację. kawałek dalej jest kościół. To tutaj. Patrzyli na odnowiony budynek. Był w jasnych kolorach. Okna były zachowane w starym stylu brązowe. dziadek laską wskazał na koniec kamienicy. Uniósł laskę i pokazał nią okna. Tam mieszkałem. Teraz urzęduje ten tutaj.- Wskazał na Michała, który opierał się o auto. Zdziwiło ją to, że nic nie mówi. 
Mi: Co sądzisz dziadku o renowacji? 
Dz: Piękna! Teraz uwydatniono jej prawdziwe piękno. Zadbana, aż przyciąga wzrok. Tak ją zapamiętałem. - Poklepał wnuka po ramieniu.
Mi: Może chcesz wejść do środka i napić się herbaty? Zobaczysz jak odnowiłem wnętrze?- dziadek kiwał przecząco głową i dotykał ścian budynku.
Dz: Mnie tylko to interesowało. W środku każdy może mieć jak chce. - głaskał trzęsącą się ręką ścianę. 
Dz: Opowiadałeś jej Michałku o tej kamienicy? 
Mi: Nie.- Powiedział stanowczo co zastanowiło Martynę. 
Dz: Myślę, że powinieneś jej opowiedzieć. Zasłużyła poznać jej piękno. 
M: Myślę, że kiedyś Michał mi opowie, ale powinniśmy już wracać, będą zaraz dzwonić za nami i będę miała kłopoty pierwszego dnia w pracy...
Dz; Myślę, że moja Karysia była by nią zachwycona. Taka piękna kamienica. - Jeszcze raz zerknął na budynek nim ruszyli.  Martyna zastanawiała się nad historią dziadka i kamienicy, ale jeśli Michał będzie chciał to opowie. Dziadek zasnął. Trzymała go za rękę i gładziła. 
M: To było dużo emocji jak na 92 latka. 
Mi: To prawda. Nie zapytasz o historię kamienicy?- Zerknął w lusterko.
M: Nie, sam powiesz jeśli będziesz chciał. To wasze rodzinne historie... których zazdroszczę.- Spotkali się wzrokiem...
Mi: Każdy mam jakąś historię...
M: Moja jest krótka... A finał jej znasz... Nie ma o czym opowiadać. Wszystko przeczytałeś w aktach... 
Mi: Niestety nie wszystko... Wolę, żebyś mi sama opowiedziała ją swoimi oczami. Pamiętaj, papier przyjmie wszystko... A odsunął mnie Szymek od twojej sprawy przypominam, ze względu że sam byłem zamieszany i mogę być nieco nieobiektywny...
M: Hmm... Na pewno jesteś bardziej obiektywny niż twój uprzedzony partner. 
Mi: Adrian to fiut. Zapamiętaj. Ja taki nie jestem dla nikogo... Tym bardziej dla kobiety, która ucierpiała przez mężczyznę i przykro mi że tak cię potraktowała. Ale już go więcej nie zobaczysz. A może mu kiedyś coś zrobiłaś i go nie pamiętasz? 
M: Wyglądam ci na harpię?- Uniosła głowę. Zaśmiał się. 
Mi: Jesteśmy na miejscu. Dziękuję, że pojechałaś z nami na życzenie tego oto tutaj śpiącego królewicza.- wskazał żartobliwie na dziadka. Zaśmiała się i zasłoniła ręką usta. 
M: Przestań! Jesteś okropny! 
Mi: Polecam się! 
M: Do środy! Idę pracować! - pomachała mu i zniknęła w budynku. 

Komentarze