22

 12.11.2020

Weszła speszona do mieszkania policjanta. Rozglądnęła się. Nic nie mówiła.
Mi: Wejdź śmiało. - Odezwał się łagodnie. Wiedział, że znowu znalazła się w trudnej sytuacji. Nie odpowiedziała. 
M: Czy mogę do łazienki?- głos jej zadrżał. Michał wskazał jej łazienkę. Słyszał jak cicho płacze. Zacisnął pięści. Ona sam miał dość, a co dopiero ona. Postawił skromny bagaż kobiety w swojej małej sypialni. Otworzył okno i walczył z roletą kiedy weszła do pomieszczenia. 
M: Kwiatek ci usycha. - To było jedyne co powiedziała. Zamrugał. Podeszła do okna. Dopiero teraz przypomniał sobie, że ma kwiatka, którego dała mu sąsiadka w podziękowaniu. Patrzył jak go ogląda. Miała czerwony nos i oczy. 
Mi; Uda się go uratować?- zagadał.
M: Myślę, że tak, zajmę się tym. Ma ładną doniczkę.- Wzięła kwiatka do ręki. On w nim nic nie widział szczególnego. Postawiła go na stole w salonie. 
M: Skoczę tylko do sklepu...- Rozglądnęła się za torebka. 
Mi: Martyna, nie będziemy teraz przesadzać kwiatka.... Musimy pogadać. - Zamknęła oczy i zaprzeczyła głową. Michał stanął przed nią. Gestem przyciągnął ją do siebie. Objął ją. Czuł jak drżała a ciało miała napięte. 
M: Nie mam domu... Nie mam nic...- Łkała mu w pierś. Nie wyrywała się ani nie protestowała. Potrzebowała go.
Mi: Możesz tutaj zostać tak długo jak chcesz... I naprawdę odzyskamy dom. Zaufaj mi... Wiem, że po tym co przeszłaś to wiara w mężczyzn jest ostatnią rzeczą... - Nie skończył, bo przerwała mu.
M: Nie wiem dlaczego los tak mnie pokarał... Co ja takiego zrobiłam wszystkim?- Ścisnęło mu serce. Mocniej ją przytulił. 
Mi: Mogę coś ci opowiedzieć?- Podniosła głowę. Popatrzyła mu w oczy ze łzami. Otarł je.  Zauważył, że się uspokoiła. 
Mi: Byłem na dnie... Jestem niechcianym bękartem...- Przerwał. Było mu ciężko mówić o swoich prywatnych sprawach, ale wiedział, że jest to potrzebne Martynie. Musi w końcu usłyszeć prawdę, ale nie wie czy da radę to zrobić bez alkoholu. Odsunęła się od niego. Podszedł do barku. Wyjął butelkę. 
Mi: Napijesz się ze mną?
M: Nie zaszkodzi... Chyba...- Usiadła na sofie. Podał jej szklankę, jednak sam nie usiadł. Oparł się o ścianę i patrzył na nią. Była taka bezbronna i niewinna w tym dresie. Krótkie włosy dodawały jej uroku. Nigdy nie sądził, że spodoba mu się kobieta w takich włosach. Zwyczajna. Niespecjalnie wymalowana. W dresie siedziała jego kobieta marzeń. Upił łyk.
Mi: Tak ja powiedziałam, jestem bękartem... I z tego powodu robiłem wiele głupot. Piłem, ćpałem, ale zawsze wszystko tuszowano... Czułem się wyrzutkiem. Zadawałem sobie to samo pytanie co ty teraz... Co zrobiłem? Czemu ja? Byłem od dziecka sam sobie... Znikome było zainteresowanie mojego jak się okazuje nie ojca mną. Krążyłem i się pogrążyłem... Jednak raz zadzwonił do mnie telefon. Był to dziadek Staszek.- Uśmiechnął się. Poczuła, że jest ważny dla niego. Podsunęła nogi pod brodę.
Mi: Zaprosił mnie do siebie. Przyjechałem... Odbyliśmy długą, trudną, pełną emocji i gniewu, złości rozmowę. Byłem bardzo zbuntowany. Nie chciałem przystać na jego układ. Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem. Pamiętam, że lało jak cholera, ja nie znałem nawet dobrze Krakowa... Nie miałem tutaj znajomych, nie miałem więc z kim pić... Błąkałem się na Wisłą. Uznałem, że najlepsze co mogę zrobić to skoczyć z mostu. I tak bym rozwiązał problemy i moje i wszystkich z otoczenia. - Zamilkł. Popatrzyła na niego. Zastanawiał, się czy już coś jej świta. Wypiła drinka duszkiem. 
Mi: Idę na most z podjętą decyzją... Środek nocy, a tam w tym deszczu widzę dziewczyna, wychyla się za barierki. Postanowiłem. obserwować daleka. Zastanawiałem się, czy skoczy. Chciałem wiedzieć, czy dam radę, ale on nic nie robiła tylko tak wisiała sobie. Podszedłem do niej. Była przemoczona do suchej nitki. Nie zauważyła mnie. Miała zamknięte oczy. Wiedziałem jednak, że płakała, ale dla mnie wtedy była piękna... Mokra, pewnie przeżywała cos jak ja... Moje koło ratunkowe...- Przerwał. Usiadł na podłodze. Dolał sobie do szklanki. Byli naprzeciw siebie. Znowu. Wiedział, po jej minie, że zna resztę historii i próbuje sobie ułożyć w głowie. Pewnie myśli, że nie wie o niej.
Mi: Nie skacz powiedziałem..- Wzdrygnęła się i wytrzeszczyła oczy, ale nic nie mówiła.
Mi: Tak zaczęła się nasza krótka rozmowa. Potem, była policja, jej narzeczony... Krzywa akcja jak cholera. Zrobił z niej świruskę... Ale ja wiedziałem, że mówi prawdę. Nikt jej nie wierzył... Próbowałem przekonać policjanta. I wtedy przysiągłem sobie, że zmienię życie... Będę tym co wierzy. Zrobię to dla niej...- Zerknął na Martynę. Trzęsła się. Nie patrzyła na niego. 
Mi: Wiesz co jej powiedziałem na odchodne? - Zagadał. Nie liczył, że odpowie, ale go uprzedziła.
M: Prawda zawsze zwycięży...- Dokończyła i popatrzyła mu w oczy. Kiwnął głową. Rozpoznała go. Na nowo się rozpłakała. Przytulił ją. 
Mi: I przysięgam, że tym razem mu nie popuszczę. Zwycięży prawda. Tak jak ci obiecałem. 
M: Jak to możliwe?- Wykrztusiła. Była w szoku.
Mi: Wiesz... rozpoznałem cię dopiero jak przyszłaś powiedzieć, że nie będziesz go oskarżać. W sumie to rozpoznał cię Szymon. On był tamtym policjantem z mostu... 
M: On mi wtedy... na komendzie powiedział, że mi wierzy... Byłam w szoku... bo czułam, że mówi szczerze. 
Mi: Tak, on mi uświadomił. kim jesteś.
M: Dlaczego mi nie powiedzieliście?!- Tego się nie spodziewał. Poderwała się wściekła z sofy. 
Mi: Martyna... wiem, że to dużo dla ciebie w tej sytuacji, ale...- weszła mu w zdanie.
M: Za dużo?! Całe moje życie to porażka, obdarto mnie z godności, własności... Nie mam nikogo ani nic... Jestem upokorzona do granic możliwości...A dwie osoby, które uważałam za przyjaciół się mną bawiło... - Chwyciła za torebkę i ruszyła do drzwi. Szarpała się z drzwiami...
M: Wypuść mnie! Wypuść! Słyszysz?- Krzyczała. Miała dość. Michał stał ze zbolałą miną. Nie sądził, że tak to się skończy. Mógł jedynie winić siebie za zwlekanie z prawdą. Opadła bez sił pod drzwiami.
M: Nawet nie wiesz jak bardzo trzymały mnie przy życiu twoje słowa o prawdzie. Ciągle je sobie powtarzałam... Były moją mantrą. Moim ratunkiem... Zawsze sobie wyobrażałam, że ten chłopak z mostu którego nawet imienia nie znałam mnie uratuje...- Wykrztusiła. Teraz i on miał łzy w oczach. 
Mi: I przysięgam ci, że cię uratuje. Będę cię chronił. Nie pozwolę mu cię skrzywdzić, ani nikomu innemu. Zaufaj mi... To dzięki tobie, wyszedłem z bagna... - Poczuł, że się obnaża. 
M: Nie wiem dlaczego, ale czuję że ci ufam... jako jedynej osobie... Tylko powiedz mi, że mnie nie skrzywdzisz...- Popatrzyła mu głęboko w oczy. 
Mi: Nie mógłbym. Za bardzo...- urwał... Nie chciał palnąć nic głupiego i jej spłoszyć. Na dziś miał dość rozmów. 
Mi: Możesz tutaj zostać ile chcesz... Niczym się nie martw.
M: Michał...- Odezwała się niepewnie. Miał nadzieję, że nic nie wyczytała z niego.
Mi: Tak?
M: Nie zepsujmy tego... Nie chcę zniszczyć czegoś co mnie podtrzymuje na duchu... 
Mi: Ja też, Martynko... 
M: Przepraszam, że tak wybuchłam. poczułam się jakby ktoś chciał mi odebrać ostatnią rzecz i poznał moją tajemnicę, ale cieszę się, że to ty.- Posłała mu uśmiech, który odwzajemnił. Trwali tak w ciszy dłuższą chwile. Napawali się prawdą i trawili informację. 
M: Dziękuję za szczerość... Wiem, że niełatwo się mówi o sobie.
Mi: Ktoś musiał zrobić ten pierwszy krok. Poczekam jak będziesz gotowa na rewanż. Co potrzebujesz do tego kwiatka? Uratujemy go wspólnie? 



Komentarze