6.12.2020
Stała pod domem dziecka. Przeszyły ją ciarki. Nie wiedziała, czy to z zimna i padającego śniegu, czy może wracają wspomnienia z dzieciństwa. Poprawiła niezgrabnie czapkę, która spadała jej na oczy. Patrzyła na alejkę, która nic się nie zmieniła. Przypomniała sobie jak biegała między drzewami ścieżki. To były kasztanowce. Zawsze czekała na jesień i zbierała kasztany do zabawy. Uśmiechnęła się widząc jak dzieci wracały ze szkoły i przywitały się z nią. Ruszyła przed siebie niosąc w rękach dwie siatki słodyczy świątecznych dla dzieci. Od cukierków, po mleczne mikołaje, kinder niespodzianki oraz owoce. Data spotkanie z dyrektorką nie była przypadkowa. Chciała zrobić coś dla dzieci miłego. Każdy lubi słodycze, zwłaszcza te piękne świąteczne. Zapukała do drzwi gabinetu. Rozpięła swoją czarną kurtkę i zdjęła kremowy szalik. Unosił się specyficzny zapach, nie lubiła go jako dziecko. Rozglądnęła się. Nie było tak ponuro jak kiedyś. Ściany zostały przemalowane na przyjemny pastelowy żółty kolor. Już nie odpadała nigdzie farba. Zawisły również nowe lampy i obrazy. Na parapetach stają białe doniczki z kwiatami. Wszystko wygląda estetycznie. Usłyszała chrząknięcie. Pani Helenka stała w drzwiach i przyglądała się.
PH: Inaczej, co?
M: Bardzo ładnie. Tak domowo tutaj zrobiło się. Czy całe wnętrze jest odnowione?- Zapytała wchodząc do pokoju starszej kobiety. Dyrektorka uśmiechnęła się i ściągnęła okulary z nosa. Pokazała gestem by usiadła.
PH: Korytarze, łazienki i dwa pokoje dla dziewczynek. - Wymieniła z dumą. Martyna szeroko uśmiechnęła się. Postawiła na stole siatki.
M: To dla dzieciaków. Dziś mikołajki więc pomyślałam, że może słodycze i owoce wam tutaj przydadzą się.
PH: Ojej, dziękuję bardzo. Na pewno dzieciaki i młodzież ucieszą się. Nie musiałaś!- Pani Helenka była autentycznie poruszona. Martyna wiedziała, że ta kobieta od zawsze walczyła o dobro dzieci. Była dla nich jak dobra ciocia. Przymykała oko na przewinienia chłopców i kłótnie dziewczyn. Była bardzo empatyczna i wyrozumiała w trudnych kwestiach. Wszyscy ją szanowali i lubili. Nawet przez głowę nie przeszło jej iść na emeryturę.
M: Chciałam jakoś uszczęśliwić dzieci. Święta to zawsze trudny czas w domu dziecka...- Spuściła wzrok. Starsza kobieta wiedziała o czym mówi Martyna. W okresie świątecznym dzieci były bardziej drażliwe, kłótliwe, buntownicze. Chciały świtą jak z bajek... Z mamą i tatą w kochającym domu. Prezenty nie były takie ważne. Oni wszyscy marzyli o domu z rodzicami. Każdy sobie wyobrażał jakby to było. Ona nie rozumiała za wiele z rozmów starszych dziewczyn, ale słuchała jakby to było śpiewać kolędy przy stole, ubierać choinkę, piec pierniczki...
PH: Nie miej wyrzutów, że tobie udało się.- Ścisnęła dłoń Martyny.
PH: Naprawdę. To miejsce zawsze będzie częścią ciebie i twojej historii, ale cieszę się że wyrosłaś na dobrą osobę. Masz wspaniałe serce. Jak ci się układa życie? - Martyna otarła łzę.
M: Dziękuję... powiedzmy, że dobrze. Mam pracę jako opiekunka osób starszych w domu spokojnej starości z nowości od naszej ostatniej rozmowy. A i nie mam już chłopaka.- Wykrztusiła z siebie. Kiwała głową z zaciekawieniem dyrektorka.
PH: Rozumiem, wiele zmian, ale ta praca do ciebie bardzo pasuje. O czym chciałaś porozmawiać? - Zmieniła temat, by nie dokładać smutku młodej kobiecie. Martyna zacisnęła ręce w pięść.
M: Wiem, że pewnie nie może pani ujawnić danych innych dzieci... Ale mam pytanie kto miał być adoptowany zamiast mnie? Wiem, że to miał być chłopak. - Pani Helenka westchnęła. Zapadła cisza.
M: Proszę... To ważne... Mam dziurę w pamięci... - Zacisnęła usta w linię. Ręce pociły się. Wytarła je w jeansy.
PH: Wiesz, że zasad nigdy nie łamię... Nie mogę Martynko... Bardzo cię lubię, ale to poufne informacje...- Starała się wyjaśnić. Martyna zacisnęła pięści na udach. Nie mogła odejść z niczym. Musi wiedzieć.
M: Przecież to dotyczy moich rodziców...- Próbowała. Helenka założyła okulary na nos. Widać było, że dla niej rozmowa dobiegła końca.
M: A jeśli powiem imię i nazwisko to czy pani mi może przytaknąć? Błagam... Jestem po przejściach...
PH: Jak każdy tutaj... Zrozum jeśli złamiemy chociaż raz zasady to potem każdy będzie miał jakieś roszczenia... - Martyna widząc, że starsza pani podnosi się z krzesła, sama wstała gwałtownie aż krzesło zatoczyło się i upadło.
M: Nie, nie rozumie pani... Mój narzeczony zrobił mi to.- Odsłoniła grzywkę. Kobieta zasłoniła ręką usta.
M: Bił mnie... Znęcał się nade mną... Przez niego praktycznie nie słyszę na lewe ucho... Mogłam zginąć... Odebrał mi dom rodziców robiąc ze mnie psychicznie chorą... A moją sprawę prowadzi policjant, którego boję się... Odkąd mnie zobaczył sprawiał wrażenie, że mnie zna i nienawidzi! Widząc zdjęcie moich rodziców, kazał mi sobie przypomnieć... Tylko, że ja miałam pięć lat... Mam przebłyski wspomnień... Nie mam nic... Proszę... Błagam panią...- Głos jej drżał. Mówiła z serca i w końcu powiedziała o swoich krzywdach na głos. Helenka była zaskoczona jej wyznaniem. Trzymała się stołu by nie upaść.
M: Wiem, że tylko pani może mi pomóc... Czy to Molenda? Adrian Molenda?- Wypaliła nie spuszczając wzroku z dyrektorki. Nie poznawała się, do kiedy była taka waleczna i pewna siebie. Kobieta westchnęła i przymknęła oczy. Lekko kiwnęła twierdząco głową. Martyna poczuła, że zalewa ją fala mdłości. Żołądek podszedł jej do gardła. Miała rację. To on. Jednak ktoś czuwa nad nią i jej pomógł rozgryźć policjanta. Owinęła się szalikiem.
PH: Poczekaj, co zamierzasz?- Zapytała z troską. Martyna wzruszyła ramionami.
M: Jeszcze nie wiem, ale tym razem będę broniła się. Dziękuję pani za pomoc. Dzięki pani, mogę być gotowa do starcia. Dziękuję. Proszę rozdać słodycze dzieciom. - Ruszyła do drzwi. Jednak trzymając klamkę odwróciła się do dyrektorki.
M: Gdyby się tutaj pojawił to proszę mu nie mówić, że pytałam o niego i wiem już wszystko. Byłam tylko przynieść słodycze dla dzieci.
PH: Dasz sobie radę?- Zapytała z troską.
M: A mam inne wyjście? Już tyle złego mnie spotkało, że nie mam nic już do stracenia.
PH: Trzymaj się dziecko... Uważaj na siebie... Dam znać, jeśli mnie odwiedzi.- Pożegnała się. Dopiero na przystanku tramwajowym zauważyła, że cała drży.
M: Boże... co ja teraz zrobię...- Szepnęła do siebie. Zastanawiała się, czy jest w stanie walczyć z dwoma mężczyznami równocześnie oraz czy powinna powiedzieć Michałowi...
M: Michał!- Z tego wszystkiego zapomniała, że nie ma dla niego prezentu. Musi przygotować coś miłego by móc mu chociaż trochę zrewanżować się za pomoc. Wchodząc do tramwaju zastanawiała się na osobistym prezentem dla niego. Chciała, by coś mu o niej przypominało. Westchnęła... Nie miała pojęcia po takim czasie co lubi, czym się interesuje... Mało mówił o sobie. Wolał słuchać o niej. Dopiero teraz zorientowała się, że nic nie wie o mężczyźnie. Weszła do małej galerii handlowej. Chodziła po niej dobrą godzinę. Czuła się głupio, że nie potrafi nic wybrać. Przystanęła widząc zakochaną parę. Patrzyła jak się droczą. Zupełnie jak oni, tyle że nie byli parą i nigdy nią nie będą. Dlatego prezent nie może być dwuznaczny, by nie wprawić go w zakłopotanie. Podeszła do witryny z galanterią. Wpatrywała się w paski i portfele. Przypomniała sobie, że jego portfel jest już dosyć wysłużony. Postanowiła zaryzykować i wybrała komplet skórzany czarny pasek z portfelem firmy Tommy Hilfiger. Portfel posiadał zabezpieczenia RFID. Zadowolona wróciła do domu. Na chwilę zapomniała o wizycie w domu dziecka. Było już ciemno za oknem, gdy postanowiła upiec ciasteczka o których kiedyś jej opowiadał. Mówił, że babcia robiła najlepsze kruche ciasteczka z kawałkami czekolady. Znalazła przepis i przygotowała je. Miała nadzieję, że uda się jej upiec przed jego powrotem. Zerknęła na zegarek. dochodziła 20 gdy wkładała je do piekarnika. Posprzątała kuchnię i patrzyła zadowolona na piekarnik. Usłyszała dźwięk telefonu. Wiadomość była od Michała. Czytała rozczarowana, że wróci późno z pracy. Westchnęła i poszła się myć. Gdy już wyszła, wyłączyła piekarnik, ułożyła na nowym talerzu z motywem świątecznym ciastka. Spróbowała jedno. Było pyszne. Miała nadzieję, że będą chociaż trochę zbliżone w smaku do babcinych. Położyła na stole talerz, obok umieściła opakowany ładnie w papier świąteczny prezent. Rozglądnęła się po salonie. Nabrał trochę przytulności. Zadbała o to wnętrze. Chciała by po powrocie ze służby czuł się odprężony. Uznała, że jeszcze potrzebuje trochę ducha świąt poczuć. Bliżej Bożego Narodzenia udekoruje wnętrze. Poszła do sypialni. Na poduszce zobaczyła małe pudełeczko z kartką. Wzięła najpierw kartkę. "Może Ci przypadnie do gustu Martynko". Uśmiechnęła się i otworzyła pudełko. Oglądała łańcuszek z łezką. Był taki idealnie prosty. Delikatny. Trafił w jej gust. Chwilę jeszcze go oglądała, a potem zapięła na szyi. Wysłała mu zdjęcie z podziękowaniem. Wysłał jej uśmiechniętą z gwiazdkami zamiast oczu emotkę. Odłożyła telefon i szczęśliwa, mimo rozmowy z dyrektorką zasnęła.
Komentarze
Prześlij komentarz